STRONA 13 (str. 179-197 oryginału)


Życie Aleksandra i jego rodziny stabilizuje się i swoim zwyczajem zarzuca on prowadzenie swego pamiętnika na okres od marca 1893 do Bożego Narodzenia 1894 roku. Po krótkiej notatce opisującej najważniejsze wydarzenia pradziad znowu przestaje prowadzić zapiski i trwa to tym razem do kwietnia 1897 r. Wówczas następuje przełom w jego życiu-rusza do Mandżurii budować kolej południowo-chińską. W tym odcinku znajdziemy opis wypłynięcia z Odessy parowcem "Włodzimierz", postój i zwiedzanie Konstantynopola oraz wizyta Port Saidzie. Spora dawka egzotyki.


[Herb Wolska]

Od 1 marca 1893 do dnia dzisiejszego tj. 1894 roku, Boże Narodzenie 25 grudnia, przez ten przeciąg czasu nie wpisałem do mego dzienniczka ani jednego słowa. Czas płynął dzięki Bogu dosyć pomyślnie. Stefcio w 1893 roku w lipcu został przyjęty do szkoły realnej[1] do klasy przygotowawczej, w której został na drugi rok. Tylko dlatego go nie przepuścili do I-szej klasy, że nie miał jeszcze skończone 10 lat. Gorzej było z Wackiem bo cały rok szkolny zmarnował. Dyrektor obiecał przyjąć Wacka także do realnej do II klasy, ale kazał przygotować się w języku niemieckim przeto cały rok uczył się w domu, a kiedy nareszcie stanął do egzaminu obciął się, a zatem nie został przyjęty do realnej szkoły. Przeto w 1894 w lipcu zdał egzamin do I klasy III oddziału Miejskiej Szkoły w Wolsku, gdzie się bardzo starannie wziął do nauki, bo przyniósł cenzurę na Boże narodzenie za I półrocze i miał 10 piątek i6 czwórek, pałki, dwójki i trójki ani jednej.
[Rozmiar: 37321 bajtów] Stefcio przez Bożym Narodzeniem zachorował na szkarlatynę i 6 tygodni opuścił szkoły, ale po Bożym Narodzeniu pójdzie do szkoły. Pod względem materialnym chwała bogu nie ma braku bo obecnie pobieram pensję 60 rubli miesięcznie i trzymam konia dla rozjazdów na robotę za co kantor płaci mi 20 rs. miesięcznie, a zatem mam wygodę z koniem, a od niego i 10 rs. pozostanie z utrzymania. Mam więc miesięcznie 80 rs., co jest wystarczające na utrzymanie. Oprócz tego w lipcu 1893 dostałem zwrot składek emerytalnych za 15-letnią służbę na kolei Nadwiślańskiej w kwocie 511 rubli. Z tego 300 rs. poszło na ubrania i inne domowe przedmioty, a 200 rs. złożyłem do kasy oszczędności na czarną godzinę. Trzeba też zanotować, że ten rok, który już za parę dni się kończy jest rokiem 1894-bardzo historycznym, bo 20 listopada starego stylu spoczął w Bogu Cesarz Wszech Rosji Aleksander III[2]. Zmarł na Krymie w Liwadii, gdzie chorował bardzo krótko i zmarł podobno na chorobę nerek. Ten rok 1894 pamiętam też z ogromnego urodzaju, gdyż jak powiadają przez 50 lat nie było takiego urodzaju. Żyto 30 kopiejek pud, pszenica 50 kop., owies 30 kop., a mieso 5 kop. funt. Ryby od 2 do 10 kop. za funt, kartofle 10 kop. pud, zając na rynku 10-15 kop. za sztukę, parę cietrzewi 80 do 1 rs. Te ceny były w Wolsku, ale podobno i w całej Europie urodzaj i tanizna.

Od końca 1894 r. do dnia dzisiejszego tj. 3/15 kwietnia 1897, tj. dzień mego wyjazdu do Kitaju (Mandżurii) nic nie pisałem. Jednakże musze parę słów powiedzieć o ubiegłym czasie do dnia dzisiejszego. Otóż upłynęło 4 lata i 2 miesiące jakiem przyjechał do Wolska, a jakaz różnica! Ile zmian w moim kółku rodzinnym, w skrócie tylko powiem niech będzie błogosławiony ukochany Wolsk i błogosławiony dzień w którym przyjechałem do Wolska. A przede wszystkim chwała Wszechmogącemu za jego szczodre łaski, którymi obdarzał nas przez 4 lata. Przeżyliśmy je w zdrowiu, w wesołości, w niezbyt uciążliwej pracy, w dostatku i w poszanowaniu u ludzi. Oprócz tego tu w Wolsku Bóg dał, że mogę chociaż na czas krótki zabezpieczyć ukochaną moją rodzinę pod względem materialnym w razie mojej śmierci, gdyż uzbierałem 6 000 rubli. Za miesiąc Wacio kończy pełny kurs szkoły miejskiej i ma wstąpić do Szkoły Morskiej[3], dziś ma 18 lat. Chłop ogromnego wzrostu, silny, barczysty i muskularny. Prześcignął siłą i wzrostem daleko mnie. Stefan zaś w II klasie realnej, dzielny chłopak lecz próżniak do nauki.
Otóż kochając nad życie swą rodzinę i chcą ją zabezpieczyć pod względem materialnym-bo te 6 tys. rubli, które zaoszczędziłem to trochę za mało-przeto dziś 3/15 kwietnia wyjeżdżam na 3 lata do Kitaju do Mandżurii na budowe kolei z pensją 1200 rs. miesięcznie i 1600 rs. dali na koszty wyjazdu. Żegnam na 3 lata ukochaną moją żonę, dzieci i Wolsk. Bóg raczy wiedzieć czy wrócę, niech się dzieje Wola Boża.
Moja najdroższa Zośka odprowadza mnie pociągiem do Kozłowa, stamtąd wróci do Wolska, a ja jadę dalej koleją do Odessy, skąd parowcem "Włodzimierz" ochotniczej Floty[4] mamy odpłynąć morzem 15/27 kwietnia 1897 do Władywostoku, a stamtąd do Chin mamy jechać konno. Dziś 11/23 kwietnia jestem już od 4-ch dni w Odessie, 7 lat temu to było zwyczajne sobie miasto, lecz dziś nie poznałem go zupełnie, tak się zmieniło na korzyść. Odessę zwą najpiękniejszym z wszystkich miast[5] i rzeczywiście trzeba przyznać rację. Stanęły przecudnej architektury kamienice, ulice ogromnie szerokie wysadzone drzewami. Chodniki są tak szerokie, że śmiało 3-4 powozy mogą się rozminąć, szerokość chodników około 7 sążni, bogate sklepy, dużo skwerów, lecz ogródek miejski jak go nazywają, godzien litości pod względem nędznych drzewek. Kilka akacji i krzewy róż, ot i cały ogród. Przy tym bardzo malutki, raczej skwer, a nie ogród.
Zwiedziłem prawie całe miasto, byłem w kościele bo dzisiaj Wielki Piątek[6], dziś Chrystus nasz odkupiciel spełnił swą ofiarę i umarł za nas i dziś złożony w grobie. Na tym obrządku byłem może po raz ostatni, Bóg raczy wiedzieć. Widzę kościół, grób Chrystusa i odjeżdżam daleko w dziki i bałwochwalczy kraj. Smutno mi było na duszy i sercu czy zobaczę kraj rodzinny, czy ujrzę moich najdroższych tj. drogę moją Zośkę i moje dzieci? Łza smutku i żalu spłynęła mi na lico u stóp grobu naszego Zbawiciela. Ofiarowałem siebie i rodzinę polecając nas w grobie leżącemu Zbawicielowi i wyszedłem z kościoła ze ściśniętym sercem.
Poszedłem do portu, gwar lokomotyw, okrętów, rozmaitych statków z różnych krajów, a wszystko to w ruchu, jedni pracują, inni gapią się, szum, krzyk, turkot ładownych wozów. Istne piekło w całej potędze, wre i kipi życie życie ludzkie dla kawałka chleba w tym kolosalnym porcie. Nareszcie po długim błąkaniu się znalazłem ów parostatek "Włodzimierz"[7] olbrzymiego rozmiaru z Floty Ochotniczej. Parowiec, któremu mam polecić swoje losy, a który ma mnie zawieźć na Daleki Wschód aż do Władywostoku, a rejs potrwa przy dobrych warunkach 1,5 miesiąca, a może i dłużej bo mamy przejechać 8 mórz i 2 oceany. Na tego kolosa ładują obecnie rozmaite towary, a on jest pół. osobowy i pół towarowy. Posiada I, II i III klasę, a ja mam jechać II klasą co kosztuje do Władywostoku 150 rubli z wyżywieniem. W klasie III jedzie do 1 000 dusz emigrantów ruskich na wschód z żonami i dziećmi.
Obejrzałem kajuty w których mamy mieszkać, bardzo wygodne, dla każdego pasażera przeznaczone łóżko i materac, są stoły, krzesła, umywalki i wszystkie inne potrzeby. Kajuty s.a. podzielone dla 2,4,6, itd. aż do 16 osób. Można sobie spacerować po pokładzie i gdzie się chce, kuchnia bardzo dobra. Jutro mam zdać swój bagaż na okręt, a trzeciego dnia Wielkanocy tj. 15/27 kwietnia we wtorek[8] po odprawieniu nabożeństwa z udziałem wszystkich podróżnych na okręcie wyruszymy w daleką drogę. I wtedy na okręcie chwycę za pióro i będę opisywał szczegółowo podróż i wszystkie spostrzeżenia.


ODESSA ROK 1897

[Rozmiar: 35590 bajtów][Rozmiar: 32067 bajtów][port w Odessie][Włodzimierz przed wypłynięciem][port w Odessie][Odessa-bulwar nadmorski]

Powyższa galeria pochodzi z fotografii zachowanych w pamiątkach po Aleksandrze Niewiarowiczu. Tylko pierwsze zdjęcie nie jest z jego zbiorów i przedstawia ono parowiec "CHERSOŃ" Floty Ochotniczej w trakcie przyjmowania na pokład żołnierzy odpływających do Władywostoku. Kolejne fotografie (2 i 4) bez wątpienia przedstawiają parowiec "WŁODZIMIERZ" oraz port w Odessie (3 i 5), a także bulwar nadmorski.


Dziś 18/30 kwietnia jestem już na parowcu "Włodzimierz" Floty Ochotniczej mający 3 000 sił[9], jednym słowem to kolos. Jestem już trzeci dzień na morzu, płyniemy w archipelagu, ale zacznę opisywać podróż okrętem od Odessy. Zatem 15/27 kwietnia we wtorek 1897 r. , trzeciego dnia świąt Wielkanocy o godz. 11 rano przyjechałem z miasta Odessy do portu na parowiec i najpierw wybrałem kajutę najwygodniejszą, gdzie nas kolejarzy miało się pomieścić 20 osób. Następnie wybrałem wygodne łóżko w kąciku i oddzielne, rozłożyłem mój bagaż i posłałem łóżko. Tj. położyłem poduszkę, prześcieradło i kołdrę. W głowie nad łóżkiem zawiesiłem krzyżyk, pamiątkę po moim ojcu[10], reszta bagażu to na łóżko, to pod łóżko, to na okno, które wypadło akurat nad moim łóżkiem.
I tak się ulokowawszy wyszedłem na pokład, gdzie się roiło tysiące ludzi. Zaczęły się odbywać formalności, wizowanie paszportów, lokowanie pasażerów, ruch, gwar nie do opisania. Zjechali się konsulowie i inna władza, zaczęło się przygotowanie do odprawienia nabożeństwa na intencję podróżnych. Odbyło się ono o 4-tej po południu z udziałem emigrantów z III klasy ok. 1 500, z klasy I 130 osób i nas z II klasy osób 80. Ale masa była publiki odprowadzającej i żegnających na tak daleka podróż bo około 19 tysięcy wiorst.Bardzo dużo ludzi płakało, niektórzy już się nigdy nie zobaczą. Nareszcie o godzinie 6 po południu podniesiono kotwicę i powoli parowiec "Włodzimierz" ruszył, a za parę minut był już na otwartym Czarnym Morzu. Pod wieczór już Odessy nie było widać, a tylko modre, zielonkawe morze i morze.
Rankiem 16 kwietnia o godzinie 5 wstałem, wyszedłem na pokład. Tuż przy statku całymi grupami widać piękne meduzy, a potem zaczęły się pokazywać ogromne delfiny, które lubią igrać koło parowca pędząc razem z nim i w biegu wyskakują nad powierzchnię wody. I tak zszedł na obserwacjach morza cały dzień. O godzinie 6.00 dał się słyszeć dzwonek zwołujący na kolację. W kajucie, gdzie jechalem było nas 20 osób, podali kolację, musze powiedzieć że wyżywienie dają bardzo dobre. I tak od godziny 7 do 10 herbata, dają bułki, chleb razowy, masło, ser lub kiełbasy, albo szynkę. O godzinie 12 obiad składający się z rosołu lub wybornego barszczu, sztuka mięsa, pieczeń lub kotlety. W takiej masie, pomimo ogromnych apetytów jakie wszyscy mamy nie możemy podołać. Po obiedzie od 1 do 4 herbata, na kolację kotlety lub pieczeń, potem do 10 wieczór herbata. A o 8 wieczór nabożeństwo wieczorne, potem o 11 spać.

Dalej następuje opis Bosforu i zwiedzanie Konstantynopola, który to fragment pamiętnika zamieściłem tutaj pt. "Psy Konstantynopola".

Pogoda ciągle cudna, o godzinie 6 rano 18 kwietnia wpłynęliśmy w Dardanele[11], znowu przecudne brzegi, wysokie, porosłe pięknymi cedrami i tureckim bzem. U samego wejścia do cieśniny główny, strategiczny klucz floty tureckiej, całe dno zaminowane. Stoją tu pancerniki, ogromna forteca i wzdłuż obu brzegów masa fortów najeżonych armatami. Wygląda to bardzo malowniczo, gdyz brzegi bardzo strome. Stąd zaczyna się Grecja i włoskie terytoria. Nasz okręt stanął przy fortecy dardanelskiej, kapitan na szalupie pojechał na szalupie do fortecy, a stamtąd 4 oficerów tureckich przybyło i obejrzało nasz statek. Dali kartę wolnego przejścia i ruszyliśmy dalej eskortowani przez mały okręt wojenny.
Cały archipelag usiany wyspami, znane z historii starożytnej, widać na nich zieleń i osady. Z lewej strony widać doskonale łańcuch gór Azji Mniejszej oddalony o 50 wiorst, góry pokryte grubo śniegiem. Z jednej strony zieleń w całym rozkwicie, lato, prawie upał, a dalej sroga zima w całej pełni i nigdy nie topniejące śniegi. Kiedy siedzę na pokładzie przy stoliku i piszę te słowa kończą się wyspy i wpływamy na Morze Śródziemne, gdzie już nic nie widać oprócz nieba i obszaru morza. Dziś 18 kwietnia, morze trochę się buja, pogoda cudna, żarcia i picia mamy w bród i dobre wszyscy mamy apetyty, za pewne działa zdrowe morskie powietrze. Na pokładzie zaczyna się nabożeństwo wieczorne z udziałem popa, śpiew i modlitwy, aż się rozlega, gdyż teraz na morzu wszyscy zrobili się bardzo nabożni. Tak kobiety, jak i mężczyźni i dzieci zachodzą na modlitwę, łączą się z tłumem emigrantów i chóralnie wszyscy śpiewają. Takie brzmienie tysięcy głosów wieczorem na morzu jakoś uroczo wygląda.
Dzisiaj 19 kwietnia niedziela, a w poniedziałek mamy przystanąć w Port Sajdzie. Morze przecudnego, niebieskiego koloru, szczególnie wieczorem, wokół statku widać rozsypane światełka, aż oświetlają horyzont. Wieczór piękny, grupkami i pojedynczo podróżni napawają się orzeźwiającym i chłodnym morskim powietrzem po całodziennym upale. Znalazłem sobie wygodne i osamotnione miejsce za fokmasztem, gdzie mogłem spokojnie przenieść się myślą do swoich najdroższych. Na pokładzie wszędzie ciemno, tylko w kajutach pali się całą noc elektryczność. I tak przesiedziałem do 12 w nocy, poszedłem wreszcie do kajuty, niektórzy już spali, niektórzy jeszcze na pokładzie marzyli. To szczęście, że dla kobiet zupełnie oddzielne kajuty, gdyż wielu jedzie z żonami i dziećmi, przeto mężczyźni oddzielnie, a kobiety z dziećmi oddzielnie. Przynajmniej my nie musimy się krępować, a mężowie mogą się widzieć ze swoimi żonami tylko w dzień. O 12 posłałem łóżko i położyłem się, nagle poczułem jakieś drżenie okrętu, a potem cała kajuta zaczęła się powoli przechylać to na prawo to na lewo, coraz mocniej i wyraźniej. Poczułem w głowie lekki zawrót i w żołądku wiercenie, ale to trwało tylko kilka minut i wszystko ustało, a nasz statek nadal się kołysał. Naraz jeden pasażer wstaje z łóżka, potem drugi i trzeci, naraz bezceremonialnie jak beknie prosto z koi na podłogę i tak cała kolacja mu wyskoczyła. Potem inni zaczęli wtórować, po 3-ch do jednego szaflika. Mnie i wielu innym nic i nic. Zdrowi zaczęli się śmiać, dowcipkować, a wszyscy w gaciach, aż huczało od żartów i dowcipów, wszyscy się pobudzili. Trwało to aż się powyrzygali i dopiero nad ranem wszyscy usnęli.
Na statku mamy praczki, siostry miłosierdzia, kilku doktorów i felczerów w aptece. Wieczorem zawsze biorę morska kąpiel w wannie, woda Morza Śródziemnego ma mocno niebieski kolor, mocno słona i gorzka. A woda Morza Czarnego zielona, mniej słona. Meduz i delfinów tu nie widać, za to rekinów[12] potwornych moc, idą za okrętem. Dziś 20 kwiecień, niedziela, płyniemy ciągle po Morzu Śródziemnym, jutro lub dziś w nocy mamy stanąć w Port Sajdzie u wejścia do Kanału Sueskiego[13], który przepłyniemy. Noc, godzina 1-sza, 21 kwietnia, na horyzoncie pokazały się światełka, coraz jaśniejsze i więcej ich, a przez 2 godziny cały ląd zajaśniał. To miasto Port Said, chociaż majak (morska latarnia) była już widoczna o 10 wieczorem. Administracja morska spostrzegła nasz statek i szybko jak strzała podpłynęli malutkim parowcem do burty i po sznurowej drabinie wszedł zastępca kapitana portu Port Said[14] i przejął komendę doprowadzając statek do portu. Nasz hotel pływający stanął 50 kroków od murowanego pomostu. W tej chwili z afrykańskim hałasem zaczęły setkami podpływać łódki, oryginalne z baldachimami, dzioby wysokie i pomalowane jaskrawo, siedzenia wybite wschodnią materią. Przewoźnicy przeważnie Arabowie, Egipcjanie czerwonej skóry, czyli brązowej.


PORT SAID ROK 1897

[widok portu][port-panorama ][port][wejście do portu-pomnik Lessepsa][siedziba zarządu kanału][latarnia morska]

Galeria ta nie pochodzi z fotografii zachowanych w pamiątkach po Aleksandrze Niewiarowiczu. Jej źródłem są strony poświęcone historii Kanału Sueskiego, ale dobrałem je tak, aby przedstawiały Port Said w końcu XIX wieku. Miną 33 lata i Kanał Sueski, jako pierwszy pod polską banderą przepłynie syn Aleksandra kapitan Wacław Niewiarowicz na statku handlowym s/s "Kraków".


Otóż zebrała się nas partia ciekawych i żądnych wrażeń z 15-tu, nie czekając dnia przeprawiliśmy się łodzią do brzegu za co złupili nas za 50 kroków po 1-m szylingu, czyli po 25 kopiejek ze względu na to, że nie w dzień, kiedy kosztuje 1/2 szylinga. Jestesmy zatem na brzegu, Port Said pod panowaniem egipskim leży na końcu Morza Śródziemnego i jest tu początek kanału Sueskiego łączącego Morze Śródziemne z Morzem Czerwonym. Pomimo, że była godzina 1 w nocy nabrzeżne ulice i restauracje były oświetlone, bo zwykle gdy przypływał statek to byli powiadamiani, a tym bardziej ruskich oczekują chociażby całą noc. Port Said leży na brzegu afrykańskim, a po drugiej stronie Azja. Narodowości to Egipcjanie, Arabi i Murzyni. Miasto robi ogromnie korzystne wrażenie, kto był w Konstantynopolu i zaraz w Port Saidzie, to jest malownicze wybrzeże, przecudnej architektury domy na 2-3 piętra, niby wille. Naokoło każdego piętra przepiękne balkony, wszystkie okna służą i za drzwi z pięknymi, ażurowymi żaluzjami. Na balkonach dużo klatek z papugami. Ulice są tak czyste i piękne ze swymi olbrzymimi palmami rosnącymi po obu stronach ulicy, z pięknymi sklepami, zamiast bruku ubity gładziutko beton, niby asfalt. Dzień i noc stróże zamiatają i polewają, zapewne w Konstantynopolu u sułtana podłoga nie jest tak czysta, jak jest tu czysty bruk. Zimy tu nigdy nie ma, pieców ogrzewalnych nie znają. Po głównej ulicy jest tramwaj, wagoniki malutkie, ale bardzo piękne, całe ażurowe z baldachimem. Tory wąziutkie, ciągną jednym osiołkiem, bardzo mało koni, dorożkarze istnieją, lecz tylko na osłach. Arabowie się tłumem rzucają do przybyszów z ruskiego okrętu, narzucają się za przewodnika i tłumacza, wtykają rozmaite fatałaszki, a do kupna kupcy ze sklepów wybiegają.
Miasto posiada do 15 tysięcy mieszkańców, upał tu w tej chwili (22 kwietnia) okropny, dochodzi do 30 stopni. Owoców moc-pomarańcze 100 sztuk 1 rubel, banany także po kopiejce sztuka. Ruskie pieniądze kursują, Arabowie chodzą tylko w białych koszulach, bez spodni z zawojami na głowach. Murzyni pół nadzy, kobiety w czarnych jakichś płaszczach z owiniętą głową, tak okręcone że z całej twarzy widać tylko oczy i nos. U każdej dochodzące do czoła umocowane metalowe trąbki złotego koloru wysokości 3 cale przedzielone na trzy przedziałki. Jeśli jedna przedziałka to panna, dwie to oznacza młodą mężatkę, a trzy to stara baba. Często kobiety chodzą z dziećmi, które wsadzają "na konika" na ramieniu i czarny mały bąbel trzyma się za głowę swej matki.
Miasto posiada w centrum piękny skwer składający się z drzew bananowych, rosną tu cedry, palmy, cytryny, pomarańcze i inne podzwrotnikowe przednie drzewa. Wiele bardzo pięknych kwiatów, których nie znam. Kwitną tu róże o silnym zapachu, a co się tyczy oleandrów[15] to rosną tu dziko, jako ogromne drzewa do 5 sążni wysokości, obsypane kwieciem. Studnia na całe miasto ze słodką woda, którą rozwożą woziwody na osłach w skórach oślich tak zdjętych, że tylko nie ma głowy i ogona, oryginalnie to wygląda.
Szantaż, szulerstwo i ruletka w całym rozkwicie, jest tu znamienita restauracja o nazwie ELDORADO, jest tu taki komfort i przepych, że trudno opisać. Tu na nasz okręt widocznie oczekiwali, w ogromnej hali jest estrada na której przeszło 50 młodziutkich Angliczanek tańczy przy dziwnej lecz łagodnej muzyce, ubrane wszystkie jednakowo w białe sukienki, pantofelki, białe rękawiczki i białe kwiaty we włosach, piękne i młode. Kilka razy przegrali i jedna z najpiękniejszych poszła z tacką. Wino tu pyszne i niedrogo, ale piwo chociaż dobre lecz drogie bo 80 kopiejek za butelkę. W drugiej ogromnej sali, gdzie poszliśmy z ciekawości stoi stół i na tym stole ruletka mechaniczna tam się pokręca-krążek po którym lata gałeczka kościana. Popróbowałem postawić, kilka razy przegrałem, a potem wygrałem, w końcu byłem wygrany około 4 rs. i dałem pokój na tym.
Tu można kupić bardzo tanie strusie pióra, naturalne, pyszne, jedno pióro kosztuje tu kosztuje 50 kop. Włóczyliśmy się po mieście do 2 godziny i z żalem opuszczaliśmy miasto. Nasza partia kolejarzy nakupowała moc przedmiotów-egipski dewizki, bardzo ładne, ja zaś kupiłem brelok do zegarka z prawdziwego korala dosyć gruby i długi za 1 rs. i 50 kop. U nas kosztuje co najmniej 5 rs. Nakupiliśmy moc wybornego koniaku, butelka kosztuje 50 kopiejek, ten u nas 1,5 do 2 rs. Prawie wszyscy kupili tutaj angielskie szlemy[16], doskonałe na głowę w upały i wiele innych rzeczy. Także owoce: pomarańcze, daktyle, figi, które za bezcen od otaczających nas ruskich chłopaków arabskich, murzynków, nie można się odczepić. Lecą tłumnie i proszą; "Rus, daj kopeki!", przytem przykładają ręce do piersi i do czoła.
Przeprawiliśmy się już na nasz statek bo o 3 po południu mieliśmy ruszyć i tu nas na łódeczkach otoczyli okręt, czarne diabełki, wołają o kopiejki. Zdziwiło nas okropnie, kiedy pasażerowie rzucali srebrne monety, oni się rzucali za monetą w morze i każda była złapana w wodzie przez dzielnych nurków. Naturalnie nie dopuszczą dolecieć monecie na dno, gdzie jest bardzo głęboko lecz łapią je w wodzie. Potem jeden rzucał się ze statku do morza za 1 szylinga z wysokości 4 sążni, inni śmiałkowie przepływali pod okrętem na drugą stronę. Nasz statek był zanurzony na 19 stóp i szeroki na 8 sążni, to było porażające.

PierwszaPoprzedniaNastępna


[1]- szkoła realna; koncepcja systemu oświaty, której autorem był Jan Juliusz Hecker, zakładająca uwzględnienie w procesie kształcenia walorów wychowawczych, położenia nacisku na zdobywanie praktycznych umiejętności oraz głosząca potrzebę edukacji szerokiego grona ludności, także mas chłopskich. W 1835 r. wprowadzono język niemiecki (od klasy drugiej począwszy), a w 1838 r. rosyjski stał się językiem wykładowym w takich przedmiotach jak historia i geografia. Od 1840-1841 r. po rosyjsku wykładano matematykę w klasie czwartej, zaś w następnych latach także w pozostałych klasach. Ogółem obciążenie uczniów obowiązkami szkolnymi ok. 1840 r. wynosiło 36 godzin tygodniowo. Dane te dot. Królestwa Polskiego, w Rosji naturalnie uczono tylko po rosyjsku.
[2]- Aleksander III Aleksandrowicz (ros. Александр III Александрович, ur. 26 lutego/10 marca 1845 w Sankt Petersburgu, zm. 20 października/1 listopada 1894 w Liwadii na zapalenie nerek) – cesarz Rosji i król Polski w latach 1881-1894, syn Aleksandra II (1855-1881), z dynastii Romanowów (linia Holstein-Gottorp-Romanow) i jego pierwszej żony, carycy Marii Heskiej, znanej jako Maria Aleksandrowna. Jego następcą był Mikołaj II-ostatni car Rosji. Pradziad jak ma to w zwyczaju myli daty, tym razem błąd wynosi aż 19 dni.
[3]- Państwowa Szkoła Morska w Odessie-Wydział Nawigacyjny. Szkoła ta cieszyła się opinią najlepszej ze wszystkich szkół morskich ówczesnej Rosji i dawała najwyższe uprawnienia.
[4]-Ochotnicza Flota (Добровольный флот ), rosyjskie towarzystwo okrętowe powstałe z dobrowolnych składek w r. 1878 w obliczu zagrożenia wojną. Od roku 1881 statki te woziły zesłańców na Sachalin oraz zaopatrzenie wojskowe dla Władywostoku. Jak widzimy na przykładzie rejsu "Włodzimierza" statki te transportowały na Daleki Wschód również osadników i zespoły kolejarzy do budowy linnii kolejowych w Mandżurii. Zgodnie z 10-letnim planem rozwoju uchwalonym w r. 1892 towarzystwo miało się wzbogacić o 4 szybkie i 2 zwykłe parowce transportowe. Na stanie w tym czasie były statki «Россия», «Москва», «Кострома», «Нижний Новгород», «Орел», «Саратов», «Ярославль» i «Тамбов». "Włodzimierz" ("Владимир") musiał pochodzić z najnowszych zakupów towarzystwa. Znajdujemy jego nazwę przy okazji mobilizacji floty w czasie wojny z Japonią. Zmobilizowano wówczas 5 statków Ochotnicznej Floty ("Киев", "Воронеж", "Ярославль", "Владимир", "Тамбов") w II eskadrze Oceanu Spokojnego kontradmirała Felkerzama.
[5]- w oryginale jest zapis w jęz. rosyjskim: красавицей всехь городов .
[6]- Wielki Piątek w 1897 r. przypadał 16 kwietnia wg kalendarza gregoriańskiego, sądząc z kolejnego pomieszania dat był to Wielki Piątek prawosławny.
[7]-parowców o tej nazwie było w r. 1897 we flocie rosyjskiej kilka, a w historii floty wiele. Jeden z nich o ładowności 900 t pływał w r. 1897 na Dalekim Wschodzie na linii z Władywostoku do Szanghaju i latem 1897 r. zatonął u brzegów Korei. Ale nasz "Włodzimierz" był dużo większy, miał 8 tys. ton ładowności (BRT), rozwijał prędkość 19 węzłów i został zbudowany w Hamburgu. Spotykamy go jeszcze w listopadzie roku 1920 w czasie znanej ewakuacji Krymu w grupie statków «Херсон», «Владимир», «Херсонес», «Харакс».Nie znam jego dalszych losów po tej dacie.
[8]-był to poniedziałek, czyli trzeci dzień Wielkanocy jeśli liczyć od Wielkiej Soboty.
[9]-jednostki mocy silnika
[10]- jakimś cudem krzyżyk ten przetrwał minione 111 lat i znajduje się obecnie w moim posiadaniu.
[11]-Dardanele, Çanakkale Bogazi, starożytny Hellespont, wąska cieśnina między Półwyspem Bałkańskim i półwyspem Azji Mniejszej. Stanowi naturalne połączenie Morza Egejskiego z Morzem Marmara.
[12]-w oryginale użyto rosyjskiego określenia акула , Aleksander nie znał polskiego odpowiednika.
[13]-Kanał Sueski (arab. قناة السويس [Qana al-Suways]) — wykopany w latach 1859-1869 kanał głębokowodny dla statków morskich, łączący Morze Śródziemne z Morzem Czerwonym. W południowej części trasa kanału przebiega przez jezioro At-Timsah, Wielkie Jezioro Gorzkie i Małe Jezioro Gorzkie. Całkowita długość kanału wynosiła w tym czasie 163 km, szerokość - 160-200 m, a dopuszczalne zanurzenie statków - 11,6 m.
[14]- w oryginale użyto także fonetycznie z ang. "łoczman", a to oznacza szefa straży portowej (ochrona portu), a właściwie -jak wynika z kontekstu-po prostu pilota. Stateczek, którym przypłynął to pilotówka.
[15]- oleander (Nerium L.) - rodzaj krzewów lub drzew należący do rodziny toinowatych. Występuje w stanie dzikim na obszarze śródziemnomorskim, podzwrotnikowym: Azja, Japonia. Należą do niego dwa gatunki-w opisie mowa o odmianie oleandrów drzewiastych, autor sam określa ich wysokość na 5 sążni (sążeń rosyjski = 2,1336 m = 1/500 wiorsty ), czyli ponad 10 metrów.
[16]-szlem (Шлем), rusycyzm oznaczający kolonialny hełm korkowy rozpowszechniony przez Anglików.