STRONA 12 (str. 168-178 oryginału)


Pozbawiony wszelkiej nadziei z kilkoma rublami w kieszeni jedzie Aleksander do Ostrołęki, gdzie buduje się kolej Nadnarwiańska. Tam jednak wszystkich ludzi zwalniają właśnie, nadchodzi zima i prace torowe zostały przerwane. Cudem dostaje zatrudnienie na półtora miesiąca i wraca do Bielc do rodziny. Decyduje się na wyjazd do dalekiego Saratowa na budowę nowej linii kolejowej. Jedzie sam z nadzieją sprowadzenia rodziny do Wolska po uzyskaniu stałego zatrudnienia.


[Rozmiar: 27441 bajtów]

Spojrzałem na zegarek, była godzina 1-sza w nocy, nocy zimnej i wilgotnej. Ruch uliczny prawie ustał, skierowałem się w stronę ulicy Tamka, gdzie mieszkały w nędznym jednym pokoiku matka i siostra żony przy bracie żony Julianie Chmielowskim[1]. On zaś Julek był na posadzie telegrafisty na kolei Nawiślańskiej z pensją 30 rubli miesięcznie, z czym zaledwie mógł w mieście utrzymać siebie, matkę i siostrę, chociaż ta ostatnia pracowała na siebie. Dzień i noc szyła biedna na maszynie. Otóż poszedłem, a raczej pędziłem jak szalony. Zapukałem, gdyż już spali, otworzyli, a że posłanie było gotowe położyłem się spać i usnąłem snem kamiennym.
Jednakże o godzinie 7.00 byłem już na nogach. Matka i siostra już nie mogli mi doradzać, bo już nie było wyjścia. Tylko patrzyli na mnie pytająco co zrobiłem i co mam zamiar zrobić? Niektórzy krewni żony byli w Warszawie i dość zamożni, mogliby przyjść z pomocą, ale liczyć na ich pomoc nie było nadziei. Zacząłem myśleć co robić i nareszcie postanowiłem pojechać na nową budującą się linię Nadnarwiańską, chociaż główny przedsiębiorca tej że linii Kamiński powiedział, że nie ma po co tam jeździć, gdyż roboty na zimę ustały i wszystkich urzędników usuwa. Jednakże zaryzykowałem ostatnie kilka rubli i kupiłem bilet po petersburskiej drodze z Warszawy do Małkini, skąd zaczynała się linia Nadnarwiańska. Nareszcie jestem w Małkini, a że roboty na nowej linii ustały przeto tylko raz na tydzień kursował pociąg roboczy po nowej linii. Główny kantor był Ostrołęce, miasto powiatowe w Łomżyńskiej guberni, przeto musiałem tam jechać żydowską bałagułą 60 wiorst.
Nareszcie stanąłem na nowo budującej się stacji Ostrołęka, tam gdzie był główny kantor Kamińskiego. Dowiedziałem się, że zarządcą robót był niejaki inżynier Kapliński, którego trochę znałem. Ruszam więc do tego Kaplińskiego do kantoru, a tu przy kantorze moc narodu cisnącego się rozmaitego kalibru: malarze, cieśle, kowale, urzędnicy starsi i młodsi. Wreszcie dowiaduję się, że ta chmara narodu wezwana została do obrachunku, wszelkie roboty na kolei wstrzymane na zimę, a więc po cóż ja tu przyjechałem, jeśli ci co pracowali całe lato, dokładali wszelkich starań, próśb, protekcji, aby się utrzymać na zimę i nic to nie pomogło, wszystkich zwolnili. Tak więc smutnych i zrozpaczonych twarzy było dużo, wielu takich, którzy z liczną rodziną pozostali bez chleba na zimę, jakąż ja mogę mieć tutaj nadzieję aby dostać posadę?
Żałowałem, że nie posłuchałem Kamińskiego, który nie radził mi jechać. Wtedy miałem jeszcze w kieszeni 8 rubli, a w tej chwili pozostały tylko 4 rs., które za parę dni się rozejdą, a ja bez posady, bez pieniędzy wśród obcych. Nie ma jak wracać, ani też za co jechać i dalej szukać pracy. Bez żadnej nadziei postanowiłem udać się do zarządzającego robotami pana Kaplińskiego. Wyczekawszy, aż się załatwi z obrachunkami chciałem przyjść do niego i prosić pracy, jeśli nie jakiejś lepszej posady, to chociaż prostego robotnika lub stróża. Na drugi dzień poszedłem do niego do mieszkania, przypomniałem się mu, on mnie poznał, opowiedziałem o mojej krytycznym położeniu i proszę o pracę. Lecz i on powtórzył te słowa, że przyjechałem za późno w dzień zamknięcia robot, sam to widziałem. Lecz jako zacny człowiek, że może mi dać jakiekolwiek zajęcie, lecz nie na długo, a w tym czasie będzie się starał, abym był przyjęty na rządowa posadę na tej kolei. Chociaż jeszcze niezupełnie skończona lecz rząd częściowo odbierał tory od wykonawcy i obsadzał swoimi urzędnikami.
Dzięki Bogu tymczasem się zahaczyłem z nadzieją w przyszłości otrzymać posadę dozorcy drogowego i spokojnie żyć w ukochanym kraju ze swą kochaną rodziną. Radość moja była nie do opisania. Nazajutrz Kapliński wysłał mnie roboczym pociągiem do Czerwonego Boru[3], tak się nazywała stacja, gdzie miałem zebrać grupę robotników i pracować na połączeniem torów. Mrozów silnych jeszcze nie było i można było robić. Wynagrodzenie wyznaczył mi Kapliński na 50 rubli miesięcznie , a więc ochoczo i raźnie zabrałem się do pracy. Na trzeci dzień wziąłem od kasjera a konto 25 rubli z których 20 posłałem moim kochanym z doniesieniem o wesołej nowinie. Był to mój pierwszy list od czasu wyjazdu z Besarabii od mej rodziny, pisałem że nareszcie Bóg pocieszył i zahaczyłem się, chociaż ze słabą nadzieją co do przyszłości.
I tak 1-go ruskiego listopada 1892 roku zacząłem pełnić obowiązki, w końcu tegoż listopada uderzyły silne mrozy i niepodobna było prowadzić roboty bo piasek zamarzał. W tym czasie komisja rządowa ma odbierać odcinek linii, gdzie pracowałem i to znaczy, że moja praca się skończyła. Kapliński każe czekać na komisję, a on poprosi inżynierów o przyjęcie mnie. Po kilku dniach przyjeżdża komisja, wybrawszy odpowiednią chwilę Kapliński podchodzi razem ze mną do głównego inżyniera i prosi dla mnie o posadę mistrza odcinka torowego. Lecz niestety powiada on, mimo mojej chęci nie może nic załatwić, gdyż to droga strategiczna, zatem Polacy nie mogą tu być przyjmowani na żadną posadę. A więc nadzieja upadła, widzę że pomimo pomocy Kaplińskiego nic nie można zrobić, odcinek oddany i zajęcia nie ma. Na drugi dzień pojechałem do Ostrołęki po obrachunek. Wypłacił mi Kapliński za półtora miesiąca tj. do 15 ruskiego grudnia, co stanowiło 75 rubli, z czego na siebie wydałem przez te półtora miesiąca 15 rs. Zosi wysłałem 35 rubli, a więc miałem w kieszeni razem z zapasowymi 4 rs. około 30 rubli. Miałem też bilet do Bielc po linii południowo-zachodniej więc wróciłem do Besarabii mając 25 rubli w kieszeni. Z bijącym sercem i z obawami dojeżdżałem do moich biednych, radość że za chwile przytulę najdroższych do serca i obawa czy aby zdrowi, czy nie cierpią głodu. Powrót mój nie był oczekiwany, nie pisałem że powracam.
Z bijącym sercem otwieram drzwi i u progu zaraz padliśmy sobie z moją ukochaną Zosia w objęcia. Twarz wesoła i uśmiechnięta, wszyscy zdrowi i żyją, choć w czasie mojej nieobecności biedny Wacio chory był na tyfus brzuszny lecz Bóg wydźwignął go z tej strasznej choroby. Młody wiek i szybko przyszedł do siebie, nieźle wyglądał. Po kolei wszystkich uścisnąłem z serdecznym powitaniem i jakże Bogu dziękowałem, że nie popełniłem kroku ostatecznego w rozpaczy będąc nad Wisłą. Byliby w tej chwili osieroceni, a moja droga Zosia wdową. Lecz za chwilę, gdy wszedłem do saloniku serce mi się ścisnęło, zastałem pustkę. Ani śladu mebli, które miałem wyściełane, a które kosztowały 100 rubli. Ze smutkiem objaśniła mi moja biedna Zosia, że zmuszona była sprzedać cały garnitur mebli, kuchenną szafę, dwa łóżka zbywające i to wszystko za 30 rubli. Pieniądze poszły na uratowanie życia Wacia w tej strasznej chorobie. W tej chwili Zosia miała tylko 3 ruble całego majątku. Jednym słowem los okrutny prześladował mnie na każdym kroku.
Po paru dniach mojej gościny w kółku rodzinnym trzeba było pomyśleć nad przyszłym losem, w którą stronę świata rzucić się za chlebem. Pozostała już tylko jedna droga-wyjechać daleko, bardzo daleko w głąb Rosji tj. do Saratowa, prawie na granicy z Syberią. Straszna to była myśl puszczać się w tak daleki kraj, gdzie rozpoczęła się budowa nowej kolei z Saratowa do Uralska po drugiej stronie Wołgi. Tym bardziej dreszczem mnie przejmowało, że musiałbym tam rodzinę i moją rodzinę przeprowadzić. A skoro z rodziną to jechałbym tam na zawsze w takiej dali od swego kraju, w takim półdzikim i odludnym kraju.
Tułacze to życie, ale niestety po naradzie z Zosią postanowiłem pojechać wpierw sam do Saratowa, a potem sprowadzić rodzinę. Zacząłem więc myśleć z Zosią o moim wyjeździe w dalekie strony bo z Bielc 3 tys. wiorst, a z Warszawy nawet 4 tys. Lecz czym jechać i co zostawić na utrzymanie rodzinie? Do sprzedania z moich rzeczy już nic nie było, a pieniądze tylko 25 rubli, rozpacz! Jak się ratowaćc od głodu, a więc trzeba działać do ostatniego tchu.
Najpierw zaopatrzyłem się w rekomendacje do inżynierów w Saratowie, następnie wyrobiłem bilet wolnej jazdy, lecz tylko do Kijowa na linii południowo-zachodniej na której służyłem. Od Kijowa po różnych liniach trzeba było płacić około 20 rubli do Saratowa. Na moje szczęście kuzyn żony niejaki Walery Wysocki przysłał 25 rs. Miałem też dłużnika, który dał mi na konto długu 15 rs. z 40, które był mi winien. Najwięcej zawdzięczam niejakiemu Rogowskiemu, inżynierowi z którym w Bielcach pracowałem. Tak się przejął moim ciężkim położeniem, że przysłał 2 listy rekomendacyjne i 20 rs. na podróż. Miałem więc gotówki 60 rs. przeto zostawiłem Zosi 30, a sobie na drogę wziąłem 30.
Nareszcie z bólem serca, jak Żyd tułacz, musiałem się rozstać nie wiem po raz który, jak wygnaniec. A więc Wszechmocnego dnia 26 ruskiego stycznia 1893 roku we wtorek[4] wyjechałem do Saratowa. Podróży mojej nie będę opisywał, nic nadzwyczajnego nie było. Nareszcie 2 ruskiego lutego o godzinie 8.00 stanąłem w Saratowie. Zdumiałem się i zadziwiłem, gdyż wyobrażałem sobie nędzną, brudną mieścinę i dzicz w narodzie miejscowym lecz okazało się zupełnie przeciwnie. Saratów posiada 123 tysiące stałej ludności, postęp i cywilizację widać na każdym kroku. Główne ulice mają wygląd europejskich miast, jest stały bardzo ładny teatr, biblioteka narodowa oraz muzeum starożytności. Jest tam elektryczność i tramwaje, chodniki asfaltowe. Miasto pięknie położone, rozrzucone symetrycznie pośród stromych gór, a tuż u stóp miasta płynie wspaniała i ogromna Wołga. Przez to miasto bardzo ożywione ruchem handlowym i przemysłowym, jako miasto portowe. Dobrobyt i swobodę działania narodu widać na każdym kroku. Ludność składa się z Wielkorusów, Tatarów i Niemców katolików. Polaków bardzo mało, jest jeden kościół katedralny katolicki, seminarium duchowne i biskup. Dużo Niemców katolików przeto kazanie w kościele w jedną niedzielę jest po niemiecku, a w drugą w polskim języku.
[Rozmiar: 42740 bajtów] Na drugi dzień zacząłem starania o posadę, dowiedziałem się, ze można z łatwością dostać pracę, lecz roboty na nowej linii mają rozpocząć się ruskiego 15 kwietnia lub może 1-go, ale nie mogłem czekać tak długo bowiem zostało mi zaledwie parę rubli. Poznałem niejakiego Tokariewa, któremu zarząd polecił ułożenie torów na linii o długości 400 wiorst. A układanie torów i podkładów to moja specjalność przeto Tokariew przyjął mnie jako prowadzącego roboty z pensją 75 rubli miesięcznie i natychmiast wyjechał do Moskwy, aby zakupić potrzebne do budowy instrumenty. Miałem przystąpić do roboty około 17 marca lecz jestem w kłopocie, gdyż dziś 23 luty, a Tokariewa jeszcze nie ma. Chodzę dowiadywać się do jego mieszkania codziennie, ale jeszcze nie wrócił. Wreszcie 27 lutego przyjechał, poszedłem do niego lecz niestety los fatalny nie przestał mnie jeszcze ścigać. Otóż Tokariew odebrał od głównego inżyniera rozporządzenie, aby prace wstrzymać, gdyż planują innej firmie oddać te roboty. Zatem moja posada przepadła, pieniądze się wyczerpały gdy czekałem prawie miesiąc cały. Czas zmarnowany na próżno i nic z posady.
Otóż za pośrednictwem przychylnej mi osoby, niejakiego Nowosiłowa typowego Rosjanina z dużymi wpływami wśród inżynierów miałem protekcję do inżyniera p. Murzo, naczelnika odcinka. Miał on od do budowy 120 wiorst linii od Saratowa, tuż przy powiatowym mieście Wolsk guberni Saratowskiej. Mogłem zostać na posadzie zarządu i osiedlić się w Wolsku, gdzie jest szkoła dla dzieci oraz łatwiejsze i weselsze życie. Lepiej niż być w stepie na wygnaniu z rodziną. Otóż pan Murzo zdecydował się mnie przyjąć pod warunkiem, że zostanę zatwierdzony na stałą pensję dopiero wtedy, jak się zaczną roboty przy budowie nowej linii tj. około 15 kwietnia. Do tego czasu obiecał mi dawać pieniądze na tyle, aby tylko można było przeżyć i czekać. Naturalnie zgodziłem się na te warunki i dnia 2-go marca 93 r. wyjechałem z Saratowa do Wolska i 4-go byłem na miejscu razem ze swoim naczelnikiem p. Murzo.
Wynająłem mieszkanko bardzo milutkie, dwa pokoiki umeblowane z całodziennym wyżywieniem kosztowały 15 rubli miesięcznie. Wolsk, ulica Twerska, dom Kuzniecowej. Po upływie kilku dni zachorowałem na krwawą biegunkę, zapewne skutkiem zmiany klimatu i odmiennej kuchni, do których potraw nie mogłem się przyzwyczaić. Z pomocą kolejowego doktora poprawiłem się trochę z żołądkiem lecz do tej pory ciągła niedyspozycja i nienormalny stan żołądka. I tak upływały dnie, co dzień chodziłem do kantoru tak, jak i wszyscy lecz tylko po to, aby się pokazać i następnie siedzieliśmy w domu. Choć już marzec lecz ziemia zmarznięta, śniegi przeto nie można było rozpocząć robót przy budowie. Wreszcie 10 marca wzywa mnie p. Murza, abym złożył dokumenty i wypisał matrykuły[5], gdyż od 1 marca jestem zaliczony na stała posadę dziesiętnika na I odcinku z pensją tymczasową 50 rubli nim się rozpoczną roboty na linii. Wtedy ma być wyższa pensja, na razie dopłacił mi do tej sumy, którą wziąłem od niego. A więc miła niespodzianka bo za marzec naliczono mi 50 rs., z których część zaraz posłałem Zosi pozostawiając sobie tyle, aby na życie. Tak więc od 1 marca zostałem zaliczony na stałą posadę przy budowie odnogi Wolskiej[6] Towarzystwa Riazańsko-Uralskiej kolei.[7] Jaki to los dalej będzie niech się dzieje wola Boża.

[Rozmiar: 24851 bajtów]

PierwszaPoprzedniaNastępna


[1]-Julian Chmielowski-młodszy brat Zofii
[2]-bałaguła-wóz z najętym furmanem. Słowo pochodzi z hebrajskiego i oznacza woźnicę
[3]- w I połowie roku 1893, a więc już po wyjeździe Aleksandra, uruchomiona została nitka kolei Nadnarwiańskiej: Łapy- Czerwony Bór- Ostrołęka- Małkinia. Został też oddany do użytku drugi tor na trasie Łapy- Białystok.
[4]- wg kalendarza gregoriańskiego był to to dzień 7 lutego i nie wtorek lecz poniedziałek.
[5]- matrykuła, dawn. księga wpisowa studentów wyższych uczelni lub członków jakiegoś towarzystwa», tutaj: legitymacja służbowa.
[6]-ta odnoga to odcinek Atkarsk-Wolsk. Atkarsk to węzeł kolejowy 711 wiorst od Moskwy, od którego odchodzą cztery linie: do Pticewa, Saratowa, Wolska i Bałandy. Wolsk leży 222 wiorsty od Atkarska. Zob. mapa okręgu Saratowskiego na str. następnej. Atkarsk jest tam oznaczony nr 3, Wolsk nr 1, a Saratów nr 3.
[7]-Riazańsko-Uralska kolej; zbudowana w latach 1866-1909. Trasa przechodziła przez Moskwę, Kaługę, Smoleńsk,Tułę, Orłow, Riazań, Tambow,Penzo, Saratow, Samarę, Astrachań. Do Saratowa linia dotarła w r. 1870, do Uralska w 1894. Odcinek Atkarsk-Wolsk (Аткарск - Вольск) ukończono w r. 1896.
Właścicielem linii było wspomniana w tekście spółka akcyjna Kolei Riazańsko-Uralskiej zawiązana w r. 1865. Do roku 1892 nazywała się Towarzystwem Riazańsko-Kozłowskiej Kolei (обществом Рязано-Козловской ) z siedzibą w Petersburgu i zarządem w Saratowie. Potem Tow. Riazańsko-Uralskie.