WIERSZE RÓŻNE- TURYSTYCHY


Idź do treści

Turystychy z Hong Kongu

I. Pozdrowienia z Hong-Kongu
Gdzie na chińskim szezlongu
Rozwalam się, lub rykszy,
Że aż się rykszy przykrzy.

II. Pozdrowienia z Hong-Kongu
Półleżąc na szezlongu
(Czerwonym w złote smoki)
I wpadając w amoki,
Z chińskich ziół ciągnę treści,
Ile organizm zmieści.

III. Pozdrowienia z Hong-Kongu
Gdzie etyka powściągu
Znikła. Dobrobyt niezły,
Ale wartości sczezły.


IV. Pozdrowienia z Hong-Kongu
Gdzie Azjata na drągu
(Najczęściej — maszcie dżonki)
Zasiada, snując mrzonki.

V. Pozdrowienia z Hong-Kongu
Jest tutaj w dalszym ciągu
Dobrobyt, nie komuna,
Lecz lud klnie: „Do pioruna!
Nie dość, że wtargnie zgraja
Siepaczy Czou–En–Laja,
Jeszcze ktoś strzelił byka
I wpuścił Barańczyka*!”
„Typowa dla Chińczyka Licentia poetica.

VI. Pozdrowienia z Hong-Kongu
Tej ojczyzny ping–pongu.
Pingu tu zapas spory,
Lecz w Pongu — niedobory.
Ludności zbędny doping,
Jeżeli chodzi o Ping:
Ping leży grubą warstwą,
Pongu zaś — na lekarstwo.


VII. Pozdrowienia z Hong-Kongu
Chińczyk tu w dalszym ciągu,
Choć wokół kapitalizm,
Głosi wschodni fatalizm
I jest ofiarą ścisku,
Korupcji i wyzysku.

VIII. Piszę z miasta Hong-Kongu
Pełno dżonek i dżonk.
MiĘdzy nimi różnicę
Wkrótce pewnie uchwycę,
Bo spędzam tu dwa dzionki,
A w krąg — dżonki i dżonki.

IX. Pozdrowienia z Hong-Kongu
Jestem prawie w zasiągu
Wrednych macek Pekinu,
Tego złego rekinu.

X. Pozdrowienia z Hong-Kongu
Gdzie od grania na gongu
Już mi oczy skośnieją
I żegnam się z nadzieją,
Zwłaszcza, że cera żółknie,
A żandarmerii pułk nie
Chce słuchać, gdy, rwąc baczki
Z żuchw, wołani: „To z żółtaczki!”
(Żandarm na to odpowiedź
Ma jedyną: „Wyzdrowieć!”)
Czeka mnie tu wcielenie
Do czegoś i szalenie
Mi się to nie podoba:
Moja skromna osoba
Obroną przed inwazją?
Do cholery z tą Azją.


XI. Pozdrowienia z Hong-Kongu
Gdzie, choć sprawny w ping–pongu,
Nie mogę za Chińczyka
Ujść z powodu języka:
Mój całkiem płynny chiński
To chiński mandaryński,
A tu — jak na pustyni:
Znikli gdzieś mandaryni

[Na naprawdę bardzo dużej pocztówce:]

XII. Pozdrowienia z Hong-Kongu
Nikt tutaj o Maciągu
Nie słyszał, za to palą
Opium i sobie chwalą.
Co znane — to Konfucjusz.
Czytał go każdy buc już.
Mam tutaj cykl wykładów:
„Gustaw w strukturze ‘Dziadów’
Herlinga”; „Lista próz,
Którymi Henryk Prus
Bije na głowę Prousta”;
„Mackiewicz a kapusta
(Gama odorów w ‘Panu Tadeuszu’)”;
„Od stanu Wojennego do Reja
(Rzut oka wstecz)”; „F. Śmieją:
Czemu nie dostał Nobla?!”;
„Hermeneutyka skobla
I mistyka chomąta
W ‘Dziejach grzechu’ Reymonta”;
„Od’Róży’do’Kuronia’:
Dramaturgia Lechonia”;
„Jankiel — składnik bigosu?
(Tajemnica donosu
Juliana Słowackiego)”;
„Co napadło Dantego,
Że napisał ‘Nie–Boską’,
Ubiegłszy w tym Naikowską,
I ilu uczcić chciał też Dawidów,
pisząc ‘Psałterz…’?”;
„Styl trawienia obiadów
Czwartkowych u Conradów
(Wallenroda, a po nim —
Josepha)”; „Gali Anonim —
Plagiatorem fragmentów
‘Popiołów’i ‘Diamentów’?”;
„Czy powieść ‘Doświadczyński’
Napisał Sęp Szarzyński
(Bądź co bądź, też Mikołaj)?”…
Na sali — ścisk. „Podołaj”,
Mruczę jednak, ponury,
I dzień po dniu pazury
Lwie pokazując Chinom,
Tłumacze mandarynom
I kulisom kulisy
Piśmiennictwa znad Nysy,
Bugu, Brdy, Gwdy i Wkry,
Że aż się sypią skry.





XIII. Pozdrowienia z Hong-Kongu
Gdzie mój koncert na gongu
Wy wołał brawa duże,
Chociaż w zasadzie rzecz była reklamowa–
na jako odczyt o polskiej literaturze.

Poniewż zostało trochę miejsca zamieszczam błyskotliwe turystychy Mistrza z Zurychu.

XIV. Pozdrowienia z Zurychu
Car tu rządzi po cichu,
Choćby dziwił się szczerze
Drążący w żółtym serze
Dziurę naiwny Szwajcar
„Stworzyłbyż taki raj car?!…
Licznych moralnych szkarad
Dopuszcza się tu carat,
Despotyzmem nieludzkiem
Zurych czyniąc Irkuckiem.

XV. Pozdrowienia z Zurychu
Każdy tu woła „Rychu!”
Na widok Stanisława —
Gdyż zasłużona sława
I cześć, jaką się cieszy
Wśród jodłującej rzeszy
Każdy wręcz wers Ryszarda ,
Nie znaczy, że twarz barda
Ktoś nie z Nakła lub Gniezna
Zna Wprost przeciwnie, nie zna
.

XVI. Pozdrowienia z Zurychu
Oprych tu na oprychu
I oprychem pogania,
Zmuszając go do prania
Pieniędzy, które pronto
Wpływają mu na konto.
Spytacie: a tradycja?
Nie widzę z niej tu nic ja.
W mieście Ulricha Zwingli
Dziś — zgrzyt gangsterskich cyngli.
Gdzie strącał Tell z głów jabłka —
Non—stop drab pop lub rap łka.
Gdzie lud w trud cnót wiódł Kalwin,
Młódź, której obcy żal win,
Żąda od rządu: „Rządź,
Judź, łudź, nudź — lecz daj rżnąć!”
Na nic ser, czekolada:
Zewsząd degrengolada.
W dorzeczu Amu–Darii
Zdrowiej dziś niż w Szwajcarii.





Powrót do treści | Wróć do menu głównego