Nic dziwnego, że marzył zawsze o stabilizacji i o własnym domku, gdzie mógłby spędzić schyłek życia ze swą ukochaną Zofią. Marzenia te spełniły się tylko częściowo. Na początku XX wieku Aleksander nabył w Falenicy pod Warszawą letnią, drewnianą willę i sporą działkę z rosnącym tam lasem sosnowym. Rodzina jego, a zwłaszcza liczne siostry Zofii z mężami, spędzali tam dużo czasu w okresie od maja do końca września. Wille takie były bardzo modne w tych czasach, a słynny dom marszałka Piłsudskiego w pobliskim Sulejówku, dar Narodu Polskiego, był także tego typu domem i to nabytym od kolejarza. Dworek "Milusin" zbudowano jednak praktycznie on nowa przystosowując go do zamieszkiwania całorocznego przez marszałka i jego rodzinę. Zamieszczone tu zdjęcia dają wyobrażenie, jak wyglądała taka letnia willa. Jak widać był to domek dość przewiewny, gdyż miał stanowić azyl warszawiaka na upalne, letnie dni. Jest to jedna z dwóch fotografii przedstawiających w całości dom Aleksandra Niewiarowicza w Falenicy. Osobnik widoczny na zdjęciu był wykładowcą w szkole techniczej, do której uczęszczał w młodości Stefan Niewiarowicz, widoczny na drugim zdjęciu w mundurze ucznia tej szkoły.
Ustny przekaz rodzinny przedstawiał wersję, jakoby Aleksander po powrocie do wolnej już Polski sprzedał falenicką willę za inflacyjne marki polskie, które niemal natychmiast straciły swoją wartość. Nie wierzę w ten przekaz. Przeglądałem notatki finansowe Aleksandra z jego lokat w latach 1900-1914 w rządowe obligacje rosyjskie i nie bardzo mogę uwierzyć w taką lekkomyślną sprzedaż. To był ostrożny, przewidujący człowiek o ogromnym doświadczeniu życiowym. Nikt w tym czasie nie sprzedawał nieruchomości za polską, inflacyjna walutę, a jedynie za dolary czy złoto. Akcje firm rozpoczynających działalność w kraju po I wojnie denominowano w dolarach amerykańskich i tak było do czasu reformy Grabskiego i wprowadzeniu silnego złotego polskiego w roku 1924. Być może Aleksander sam stworzył taką legendę, aby uniknąć majątkowych sporów w rodzinie? Skłaniam się osobiście ku tej wersji. W papierach po Stefanie Niewiarowiczu znalazłem taką notatkę: "Od młodych lat stałe uparte dążenie do posiadania swojej własnej nieruchomości. Cierpienia moje w Cielcach, kiedy się dowiedziałem o sprzedaży przez Ojca Falenicy". Ani słowa o tym, że uzyskane z tej sprzedaży pieniądze przepadły. Co więcej - Stefan był zatrudniony w Fabryce Cukru i Rafinerii w Cielcach w guberni kaliskiej w okresie od 1 kwietnia 1909 do 1 września 1911 roku! A zatem długo przed wybuchem I wojny światowej i hiperinflacją lat powojennych. I rzeczywiście - po roku 1911 nie znajduję już w archiwum żadnych fotografii falenickiej willi. To chyba przesądza sprawę, aczkolwiek będę jeszcze próbował dotrzeć do archiwalnych ksiąg wieczystych z tych lat.
Kiedy ojciec Stefana i Wacława w roku 1924 sam zakończył swoje życie, pozostawił synom wystarczającą ilość złotych rubli, aby mogli oni spełnić sen o własnym, rodzinnym domu. Dom taki oprócz mieszkań dla rodziny zapewnić miał także utrzymanie, czyli stały dochód. Sądzę, że "mandżurskie złoto"(ruble zarobione w czasie budowy kolei południowo-chińskiej) pozwoliło na zakup działki, postawienie fundamentów i być może I piętra domu. Resztę środków zapewnił udzielany na niezwykle dogodnych warunkach kredyt bankowy, a także własne środki świetnie zarabiających w tym czasie braci Niewiarowiczów. A warunki kredytowe były tak dogodne, bowiem cały naród zaczynał już budować Gdynię. Miasto portowe wyśnione i zaprojektowane przez inżyniera Eugeniusza Kwiatkowskiego, które miało nas uniezależnić od niemieckiego Gdańska. Kapitan żeglugi wielkiej Wacław Niewiarowicz był związany z tym miastem od pierwszych lat, kiedy to organizował początki naszej floty handlowej przyprowadzając z Francji parowiec "KRAKÓW". Na końcu tej strony można zobaczyć rzadko publikowane zdjęcie z narodzin naszej marynarki handlowej po odzyskaniu niepodległości - podniesienie bandery na pierwszych trzech statkach Żeglugi Polskiej w roku 1927.
Najpierw bracia Niewiarowicz nabyli działkę rolną od gdyńskiego rybaka Jakóba Scheibe i jego żony Elżbiety. Stało się to 15 grudnia 1927 roku. W Urzędzie Katastralnym w Wejherowie działka (wówczas jeszcze ponad 400 metrowa) była zarejestrowana w tomie 9 ksiąg katastralnych, karta nr 163. Później, już w Gdyni otrzymała księgę hipoteczną nr wykazu 342.
W roku 1930 zaczęto kopać fundamenty pod budynek. Obrazuje to drugie zdjęcie w mojej galerii 75 lecia-unikalne i cudem zachowane. Wśród robotników, w centrum fotografii widać kapitana Wacława Niewiarowicza (w meloniku), jednego z dwóch braci-budowniczych. W tle Kamienna Góra, a widoczna betonowa konstrukcja służyła w początku lat 30-tych Zarządowi Portu Gdynia w charakterze latarni morskiej. Projekt budynku wykonał "Marjan Baranowski-Budowniczy-Poznań-Gdynia", który to projekt Urząd Budowlany w Gdyni zatwierdził w dniu 8 stycznia 1929 roku. Nazwisko Baranowskiego figuruje na tablicy informacyjnej budowy-zdjęcie stanu surowego w galerii, które odkryłem dopiero w roku 2006.
Już w połowie 1931 roku bankrutuje jeden z wykonawców robót budowlanych niejaki Szwarz, o czym dowiadujemy się z listu kapitana Niewiarowicza do jego brata Stefana. Ale budowa trwa-dom rośnie, jak na drożdżach.
I tak po pokonaniu wielu trudności i przeszkód powstała kamienica, jedna z pierwszych na głównej ulicy miasta- Świętojańskiej pod numerem 69.
Budynek, według odręcznych zapisków Stefana Niewiarowicza, kosztował (bez oficyny) 200 tysięcy ówczesnych złotych, z czego 41-43% pochodziło z kredytu zaciągniętego w Banku Gospodarstwa Krajowego. Pierwszy kredyt na kwotę 75 000 zł zaciągnięto 20 czerwca 1930 r., następny 12 000 zł kilka miesięcy później. Zabezpieczeniem tych kredytów była "kaucja w złocie", z pewnością było to złoto mandżurskie Aleksandra.
W maju 1931 roku
kredyty z BGK skonwertowano i ustanowiono dla ich zabezpieczenia hipotekę na nieruchomości w kwocie 87 000 zł. Była także pożyczka z Komunalnej Kasy Oszczędności w Gdyni na kontynuowanie budowy w wysokości 12 000 zł udzielona 13 stycznia 1931 r. i oprocentowana w wysokości 11% w skali roku.
Wiele materiałów potrzebnych do budowy załatwił po korzystnych cenach inż. Niewiarowicz. Zachowało się ponaglenie cukrowni Zbiersk, której zapłacił z pewnym opóźnieniem za dostawę kilku wagonów tarcicy. Na historycznym zdjęciu widać, że nowo wybudowany dom stoi "w polu", nie mając obok żadnych sąsiadów. Po lewej stronie budynku widać Kamienną Górę. Na drugim zdjęciu widać budynek od ulicy Bema i przedwojenny stan zaawansowania oficyny. Po wojnie oficynę nadbudowano do obecnej wysokości wyłącznie ze środków Stefana Niewiarowicza. Numer księgi wieczystej Kw 1 nie świadczy o tym, że był to w ogóle pierwszy dom w tym mieście, ale nową numerację dokumentów wieczystoksięgowych miasta Gdyni rozpoczęto po II wojnie światowej właśnie od pryncypialnej ulicy Świętojańskiej.
W połowie lat 30 ub. wieku ulica była już w znacznym stopniu zabudowana, a właśnie wtedy dom oddano do użytku. Zaczął on na siebie zarabiać, ale większość dochodu szła na spłatę kredytów i rachunków za budowę.
Niedługo to trwało - przyszła II wojna światowa i Niemcy wysiedlili z Gdyni prawie 100 tysięcy Polaków, w tym Wacława Niewiarowicza z żoną i synem. W reprezentacyjnych kamienicach przy ulicy Świętojańskiej- w tych mrocznych czasach przemianowanej na Adolf Hitler Strasse- mieszkali tylko Niemcy i volksdojcze. W roku 1945 w czasie walk o miasto bomby uszkodziły dach domu, ale pożar był krótki i nic poważnego się nie stało. Na elewacji domu pozostały do dziś ślady po pociskach widoczne naturalnie jedynie od podwórza, gdyż front domu był dwukrotnie tynkowany i odnawiany po wojnie.
Polecam gorąco obejrzenie unikalnych zdjęć miasta i ulicy Świętojańskiej z czasów okupacji hitlerowskiej oraz zniszczeń wojennych w galerii starych fotografii witryny "80 lat Gdyni", do której link zamieszczam na dole strony.
Pamiętam ten okres, lata 1948/49 kiedy to mieliśmy w tym domu mieszkanie i spędzaliśmy w Gdyni wakacje. Kapitan Wacław Niewiarowicz już nie żył - zginął na morzu w grudniu 1945 roku. W domu mieszkała żona Wacława Irena z synem Wiktorem. Niestety ten okres trwał krótko - ponownie przyszedł nakaz opuszczenia mieszkania i to bez prawa zabrania mebli i wyposażenia. Instruktor komitetu miejskiego partii komunistycznej (jego nazwisko znam, to jeden z najwybitniejszych działaczy opozycyjnych w czasach po 1980 roku), w asyście urzędnika kwaterunku po prostu wyłamał drzwi i wprowadził tam robotnika portowego z rodziną. Wykorzystano pretekst, że inż. Stefan Niewiarowicz miał inne mieszkanie, ale zapomniano widocznie iż został skierowany przez tą samą władzę na Ziemie Zachodnie, aby odbudować cukrownię Kluczewo pod Szczecinem. Tak więc paradoks losu sprawił, że jednego z braci - budowniczych domu wysiedlili Niemcy we wrześniu 1939 roku, a drugiego Polacy w 1949.
Wkrótce potem miasto zabrało cały dom, wprowadziło swoich lokatorów i ustaliło czynsze dla sklepów. Właściciele nie mieli żadnych praw, a jedynie obowiązki. Przedwojenny kredyt trzeba było nadal spłacać mimo, że oszczędności Stefana Niewiarowicza przepadły w Banku Cukrownictwa po wojnie. Dochodów z domu nie było, niewielkie nadwyżki szły na podatki i fundusz remontowy. Oto przykładowe rozliczenie za rok 1950. Taki stan trwał do roku 1990, ale i wówczas odzyskaliśmy kontrolę jedynie nad lokalami użytkowymi. Do chwili obecnej nie wprowadzono wolnorynkowych czynszów dla lokatorów, których pozbyć się nie można, gdyż chroni ich ustawa. W tym domu sprawę rozwiązał upływ czasu. Pozostała tam jedynie garstka emerytów, a i oni szukają mniejszych lokali nie mogąc sprostać opłatom za zajmowane zbyt duże mieszkania.
Historia domu przy ul. Świętojańskiej wpisuje się w historię powstania Gdyni i portu, a także w dzieje naszej rodziny, bowiem losy wielu jej członków były z tym budynkiem związane. Nadszedł jednak smutny moment i została podjęta decyzja o sprzedaży kamienicy. Nikt ze spadkobierców budowniczych domu już tam nie mieszka. Jest zbyt wielu współwłaścicieli, którzy nie najlepiej się ze sobą dogadują. A budynek potrzebuje jednego gospodarza z jasną wizją jego wykorzystania go w XXI wieku. Nie sądzę, aby znajomość historii tego budynku pomogła nowemu właścicielowi, ale czasami opłaca się nawiązać do tradycji. Zachęcam go przede wszystkim do wykorzystania niektórych przedwojennych zdjęć w przywróconej do dawnej świetności kamienicy. A dla nas zostaną wspomnienia, dla naszych dzieci i wnuków już tylko ta strona. Dlatego właśnie ona powstała....