STRONA 4 (str. 41-55 oryginału)


z której dowiemy się jak Aleksander poznaje w Krzewinie młodziutką Jadwisię Kamińską. Zaloty i figle przerywa smutna wiadomość-ojciec Aleksandra jest ciężko chory. Wkrótce potem Jan Niewiarowicz zruinowany finansowo umiera. Aleksandra czeka wieloletnia służba w armii carskiej.

Dnia 6 czerwca 1874 roku zostałem przeniesiony do Krzewina[1], miła miejscowość. Blisko kościoła ładny zwierzyniec i ogród. Mieszkała tam panna Jadwiga Kamińska, 16-letnia, brak jednego ząbka z przodu dodawał jej jeszcze więcej powabu, zawsze różowiutka, zwinna, figlarna i miła. Prawdziwa sarneczka. Poznawszy w okolicy Krzewina inne panny, co było moim pierwszym obowiązkiem, najbardziej polubiłem Jadwisię, bawiłem się z nią i chodziliśmy razem na spacery i do kościoła. Nieraz usta nasze znalazły się razem, ale to krótko trwało.
Razu jednego otrzymałem list od ojca, który mnie bardzo zasmucił, gdyż ojciec był ciężko chory. Pojechałem natychmiast i przy łożu ojca mego spędziłem cztery dni. Wróciłem do domu z bólem w sercu, gdyż słabość ojca była niebezpieczna. Nareszcie dnia 10 sierpnia 1874 roku otrzymuję depeszę o śmierci ojca. To był dla mnie cios okropny i od chwili tej rozpoczęły się moje dnie i los okropny, zostałem sam na świecie bez ojca, matki, krewnych, nikogo oprócz siostry Anastazji, która była zamężna z Antonim Siewrukiem.
Tak więc zostałem sam, bardzo trudno było mi się jeszcze samemu kierować w życiu, miałem dopiero 18 lat. Jechałem tak pogrążony w myślach, aż dojechałem do stacji Kiwirzeć[2] wieczorem, o godzinie 11.00 w nocy. Z bólem serca wysiadłem z wagonu mając na myśli, że jeszcze kiedym parę tygodni temu tu przyjeżdżał mój drogi ojciec jeszcze żył. Czując się być słabym pobłogosławił mnie obrazem z wizerunkiem Serca Jezusowego. Dziś, w tej chwili mam zobaczyć ojca na katafalku. Z dworca było blisko mieszkanie ojca, z peronu stacyjnego było widać światło z okien i wzrok mój padł zaraz na okna, dostrzegłem jaskrawe promienie, w pokoju zwłoki mego drogiego ojca, który pokładał całą nadzieję we mnie. Byłem dla ojca ostatnim synem, gdyż brat mój Grzegorz zmarł w Szkole Agronomicznej w Tambowie[3] mając 25 lat życia z powodu natężenia umysłu. Nazajutrz po ostatnim egzaminie koledzy znaleźli go w pokoju z pękniętą czaszką.
Ale wola Boża zrządziła inaczej i śmierć pogrzebała wszystkie nadzieje i plany ojca. Targany tymi myślami przekroczyłem próg smutnego pokoju śmierci mego ojca. O, jakiż to był okropny widok dla mnie, gdym spojrzał na nieruchome ciało mego ojca! Poczułem zawrót w głowie, omal nie upadłem na ziemię u nóg ojca. Straciłem przytomność, poczułem jakby ktoś kleszczami ściskał me serce. Zdawało mi się, że ktoś ogromny kamień zwalił na me piersi, tam mnie coś gniotło, coś w gardle dusiło. Kiedym oprzytomniał klęcząc przy zwłokach spostrzegłem przy sobie siostrę moją we łzach i macochę. Z załamanymi rękami, z bólem okropnym w sercu klęczały obie na kolanach przy zwłokach drogiej osoby.
Nie wspomniałem jeszcze o mej matce[4], która umarła w bardzo młodym wieku zostawiwszy nasza trójkę tj. mnie, najmłodszego, brata Grzegorza najstarszego i siostrę Anastazję, średnią, ale ja nie nie pamiętam rodzonej matki, gdyż miałem zaledwie półtora roku. Jak matka umarła ojciec będąc obarczony małymi dziećmi, których trudno było samemu pielęgnować, powziął zamiar znaleźć nam porządną kobietę, która zajęłaby się naszym dziecinnym losem. W roku 1857 ożenił się z Karoliną z domu Fleszner, po pierwszym mężu Gromyko[5], która także miała dwóch synów: Aleksandra i Włodzimierza. Byli oni jeszcze małymi dziećmi. Muszę to jednak przyznać, że pomimo iż była naszą macochą i miała swoją dwójkę dzieci, to była bardzo troskliwa i zapewniła nam taką opiekę, że rodzona matka nie wykazała by tyle przywiązania do swych dzieci. Za to też każde wspomnienie o naszej drugiej matce ślemy do Boga i prosimy o zdrowie Jej i żeby mogła mieć pociechę i wdzięczność.
Wracam do ojca mego zmarłego, kiedy tam klęczała matka i siostra podniosłem się, przywitałem się z nimi i trzeba było już się pogodzić z naszym losem i pomówić, jakie następowały nam obowiązki związane z posługą ostatniej drogi. Najpierw dowiedziałem się od siostry, że skończył życie 10 sierpnia 1874 roku, we wtorek o godzinie 4.00 po południu, zatem żył 56 lat. Pogoda była bardzo ładna. Pogrzeb się odbył we wtorek 11 sierpnia[6] w guberni wołyńskiej, powiat łucki przed miastem o 1/2 wiorsty wchodząc na stary cmentarz przez bramę na prawo stoi kaplica. Prosto od bramy, kroków około 50 od bramy trochę bardziej na lewo pochowano zwłoki ś.p. ojca mego. Postawiłem dębowy krzyż czarny z blachą z napisem "Ś.P. Jan Niewiarowicz", rok śmierci i wiek życia, a także dzień zejścia z tego świata.
Złożywszy zwłoki i oddawszy ostatnią posługę wróciłem z matką i siostrą do domu. Czuliśmy w sercach pustkę, osamotnienie i brak opiekuna drogiego, ale stała się wola Boża taka. Trzeba jeszcze zrozumieć ten ogrom nieszczęścia, który zacząłem zaraz po śmierci ojca. Było takie położenie, że po ojcu nie pozostały żadne pieniądze, gdyż mając przedsiębiorstwo ojciec na budowie cukrowni w Braiłowie stracił 15 000 rubli w srebrze i ten upadek spowodował śmierć ojca, gdyż wziął sobie bardzo do serca tą stratę. Do tego stopnia, że nie było za co ojca pochować, jak się należy. Ostatni mój grosz, który miałem wyszedł na pogrzeb i na koniec zostaliśmy zupełnie bez grosza. Kiedy matka z siostrą jechały do szwagra musiałem sprzedać sprzęty domowe, aby było na podróż dla nich.
Zostałem sam na świecie, w zupełnie młodym wieku, mając lat niespełna 19-ście, w obcym kraju, wśród obcych ludzi, bez kolegów i bez pieniędzy. Tyle miałem, ile miałem na sobie. Zostałem na tej samej stacji pomocnikiem dozorcy i brałem pensji 20 rubli na miesiąc. Znając zaś niedolę swego położenia żyłem bardzo oszczędnie.
Zbierałem bowiem pieniądze, gdyż nadchodził czas losowania do wojska.[7] Nadszedł wreszcie ten rok i podziękowałem za służbę, gdyż nie miałem żadnej nadziei, ażebym był zwolniony od wojska. Sprzedałem niektóre sprzęty domowe i zabrałem około 100 rubli, pożegnałem Ukrainę i grób ojca, ruszyłem na rodzinną stronę do Litwy i Wilna. Daleka to była podróż, ale zorientowałem się ze swoją sumą, że powinna wystarczyć, aby bronić się od wojska. Dnia 24 grudnia roku 1875 wieczorem stanąłem w Wilnie i zameldowałem się w swojej gminie, że przyjechałem do losowania. Losy miały nastąpić 16 stycznia, zatem miałem więcej 3 tygodni czekać. Korzystając z tego czasu starałem się zwolnić z wojska. Łatwo się temu starać, kto ma rodziców, pieniądze i znajomych. A mnie pozostało ledwo 45 rubli i to był cały mój majątek i przyszłość. Nie miałem rodziców, ani znajomych, jednak nie traciłem odwagi i ufałem Bogu, a ten mi zesłał człowieka, który mi dopomógł. Był to gminny pisarz, kazał sobie pokazać wszystkie pieniądze, zabrał 30 rubli, a 13 oddał mnie i zapewnił, że będzie się starał uwolnić mnie.
Nareszcie nadszedł 16 stycznia 1876 roku, w tym dniu miał się rozstrzygnąć mój los. Pisarz ten, niejaki Hadurski, nic mi nie mówił, gdyż sam był w strachu. Ryzyko było z jego strony wielkie, gdyż podrobił papiery urzędowe. Nareszcie nadeszła godzina, w której mnie wywołali i wyciągnąłem A 115. Później słyszę, że Aleksander Niewiarowicz "1-szy rozrad lgot."[8] O, wtedy odetchnąłem i byłem pewny. Po zakończeniu losowania wydali mi czerwony bilet i zwolnili na zawsze z wojska.


PierwszaPoprzedniaNastępna

[1] -Krzewin (t. Krzywin, Krywin), miasteczko w pobliżu Annopola i Ostroga należało pierwotnie do książąt Ostrogskich, potem do r.1856 do ks. Jabłonowskich. Posiadłość zakupił na licytacji hr. Zubow, który w r.1864 sprzedał Krzewin Izajaszowi Hermanowi. Kościół murowany pod wezwaniem św. Antoniego Padewskiego, parafia ta w r. 1870 liczyła 726 dusz. Była tam też starożytna cerkiew o 5 kopułach. Kiedyś był na wzgórzu klasztor panien miłosierdzia, w nim apteka, ale w tym czasie był już do fundamentów rozebrany. Stacja kolei żelaznej brzesko-kijowskiej o 270 wiorst od Brześcia między Ożeninem a Sławutą zwana z ros. Kriwin, gdzie pracował Aleksander, a którą zaznaczyłem na zał. mapce z tego okresu. Wspomniany zwierzyniec mógł być częścią pałacu i parku ks. Stanisława Jabłonowskiego (1634-1702), kasztelana krakowskiego, hetmana wielkiego. Ale jak pisze kronikarz: "oranżeryje powalone, woda spuszczona, chodniki pozarastały, pałacyk i inne budowle żydzi zajmują, bruki popsute lub powyrywane." Zwierzyniec jakoś jednak się ostał w tym ogólnym zniszczeniu.

[2] -Kiwerce (t. Kiwirce, Kiwercy), wieś 14 km na płn. wschód od ŁUCKA. W pewnym oddaleniu od wsi osada Dworzec przy stacji kolejowej Kiwerce na linii Brześć Lit.-Kijów (182 wiorsty od Brześcia) pomiędzy Rożyszczem, a Ołyką.

[3] -Tambów (ros.Тамбов), miasto 420 km na południowy-wschód od Moskwy nad rzeką Zna. Założone w r. 1636, jako twierdza przed najazdami Tatarów. Dziś liczy blisko 300 tys. mieszkańców i ma 7 szkół wyższych i uniwersytetów.

[4] -Maria z Dobrowolskich Niewiarowicz (1825-1855), miała z Janem 4 dzieci, pierwszy syn (1845-1846) imię nieznane, Grzegorz (1849-1871) oraz Aleksander i Anastazja (1852-1884)

[5] -Karolina Fleszner, primo voto Gromyko. Data jej urodzenia i śmierci bliżej nieznana, szacunkowo na podstawie innych danych ok.1828-1900. Z Janem Niewiarowiczem miała dwoje dzieci, ale zmarły one we wczesnym dzieciństwie.

[6]- Aleksander myli z całą pewnością dni tygodnia. Data śmierci Jana Niewiarowicza to 29 lipca/10 sierpnia 1874 r. Druga data pochodzi z współczesnego kalendarza gregoriańskiego, a w ten dzień zgodnie z kalendarzem stuletnim wypadała niedziela. Jeśli istotnie pogrzeb odbył się następnego dnia, to musiał to być poniedziałek. Sam pochówek najprawdopodobniej był w Kiwercach lub tzw. Dworcu, kościółkach lub kaplicach należących do parafii Serca Jezusowego i Świętej Teresy od Dzieciątka Jezus w Łucku na Krasnem. Lub też w samym Łucku. Dopiero w r. 1923 erygowano Parafię Najświętszego Serca Jezusowego w Kiwercach. Kościół zamknięto w r. 1945, a od 1993 jest czynny i wspólnie użytkowany przez katolików i prawosławnych.

[7]- dla rekrutów z Królestwa Polskiego służba wojskowa w armii carskiej trwała w tym czasie 5 lat. Zob. W.Caban "Służba rekrutów Królestwa Polskiego w armii carskiej w latach 1831-1873". Natomiast zgodnie z carską ustawą "O powinności wojskowej" z 1874 r. poddanych rosyjskich obowiązywała 6 letnia służba w armii lądowej lub 7 letnia w marynarce wojennej (zob. Radziwonowicz Tadeusz, "Polacy w Armii Rosyjskiej 1874-1914" w: Studia i Materiały do Historii Wojskowości, rok 1988 t. 30 )

[8]-z ros., pierwsza kategoria zwolnienia ze służby wojskowej.