14-tego lipca wieczorem przyjechaliśmy do Połtawki, wieś zamieszkała posieleńcami wolnymi guberni Połtawskiej. Połtawka stoi na granicy Chińsko-Ruskiej, tu stoi wojsko pograniczne, lecz w bardzo małej ilości, bo z dzikiej Mandżurii i pustej Syberii nie ma żadnej kontrabandy
oprócz jednego opium, którego rząd ruski srogo śledzi by nie rozprzestrzeniali w Rosji. Obecnie zaś wskutek budowy mandżurskiej kolei na wypadek przysłali więcej żołnierzy, teraz stoi do 3000 piechota, artyleria, i kozacy.
Nareszcie 18-tego lipca 1897 r. rano wyszliśmy całym obozem z Połtawki skąd posłaliśmy pożegnanie ziemi ruskiej i naszej Ojczyźnie. Stąd posłaliśmy listy i telegramy swoim ukochanym, bo tu jest poczta i telegraf.
Mając przed sobą daleką, pustą, dziką i niebezpieczna podróż po tajgach i tundrach, wśród drapieżnych zwierząt, gdzie nie ma ani dróg, ani poczty tylko gospodarzą zbóje-hunchuzi i tygrysy. O godz. 12-tej przestąpiliśmy granicę, jesteśmy w Chinach czyli na mandżurskiej ziemi. Zaraz prawie od granicy zaczynają się niebotyczne, strome góry. Zdaje się, że niepodobna przejść, nie tylko przejechać. Pierwszego dnia ciągle podnosiliśmy się w górę
i w górę, nareszcie rozpoczął się las pod wieczór, bo już była godzina 7-ma. Dobraliśmy się do szczytu góry, tu w lesie na szczycie góry stała ogromna fanza, niby zajazd chiński. Można dostać jedzenia chińskiego, lecz Europejczyk nie weźmie do rąk: jakieś robaki, jakieś siekanki, chleba nie znają, chociaż mają swój chleb. Rozrabiają na poczekaniu mąka pszenna bez soli i nad parą ich gotują-są bez żadnego smaku. Następnie żywią się chińczycy roślinami, rozmaitymi włoszczyznami, jako główny produkt. Cebula, moc zjadają czosnku, sałaty i inne tysiące odmian zieleni, których my europejczycy nie uznajemy.
Następnie każda potrawa lub chleb przaśniaki, wszystko bez soli na oleju wstrętnym wyrobionym z jakiegoś bobiku, niby łubinu, coś podobnego na to. Wódki tu nie ma, lecz mają swoja wódkę, nazywa się suka, wyrabiają z rośliny zwanej czumiza[4], lecz bardzo śmierdząca i ogromnie piekąca.
Obok zajazdu-fanzy, na wzgórzu stoi murowana Kumirnia, czyli ich świątynia w której są ogromnych rozmiarów z drzewa zrobione w strasznych pozach ich bożki. Czem starszy tem musi straszniej wyglądać z ogromnymi brzuchami, oczy ogromne, wytrzeszczone, z rogami, kły jak u dzika itd.
Partia nasza dzieliła się na kilka grup i kuchni. W I grupie Weber i starsi agenci, chińczyk poseł i doktor. II grupa starsi dziesiętnicy felczerzy i tłumacze. III grupa to młodsi dziesiętnicy, rzemieślnicy itd. IV grupa żołnierze ruscy i chińscy.
Po kolacji dowodzący ruskimi żołnierzami rozstawia na noc pikiety z bronią naokoło obozu, dalej zaś od obozu i pierwszej warty ustawiają się łańcuchem pikiety żołnierzy chińskich i naznaczają hasło. Zaś o 4-tej zebraliśmy pałatki,kuchnie i o 5-tej wyruszyliśmy dalej w tym samym porządku.
Krajobraz Mandżurii rzeczywiście cudny, cała Mandżuria upiętrzona ogromnymi, stromymi i skalistymi górami. Porośnięte są gęstym lasem-cedry, włoskie orzechy, jodła, czarna brzoza, klon, buk, wiąz itd.