STRONA TRZYNASTA i ostatnia ( str.286-296 oryginału)
gdzie zapiski Aleksandra dobiegają końca. Opisuje tutaj święto Bożego Narodzenia w 1897 roku oraz religijne obyczaje Chińczyków.


W końcu nadeszły święta Bożego Narodzenia, które spędziliśmy zwykłym trybem myślą tylko będąc przy swoich najdroższych. Tęsknota ściskała serce i łzy mimo woli to u jednego to u drugiego spływały. Wspominali swój kraj i swoich ukochanych pozostawionych daleko na drugiej półkuli ziemskiej. W dzień Bożego Narodzenia nasz Naczelnik p. Weber urządził ogólny obiad i zaprosił całą kolonię tj. wszystkich nas i było jeszcze kilku osobiście zaproszonych tj. 3 Anglików w tym dwóch angielskich misjonarzy, którzy mieszkaja w Girynie i nawracają na chrześcijańską wiarę. Są to ludzie młodzi, nadzwyczaj wykształceni, inteligentni i bardzo przystojni. To są księża czyli duchowni. Trzeci natomiast to był najemny angielski agent, niemłody, lat 50.
Tak więc partia Webera i partia głównego inżyniera Anerta[1] (mieszkamy w jednej kolonii), zebrało się nas do 30 osób. Obiad odbył się bardzo wesoło i suto. Zaczęły się toasty, którym nie było końca. Piliśmy za żony i dzieci pozostawione w Europie, jak również za narzeczone. Rozgrzani szampanem i innymi trunkami, tu już nie było naczalstwa, nie było władzy, czuliśmy się wszyscy równymi, jak jedna rodzina. Mimo, że były to rozmaite kasty, bo było 3-ch oficerów w galowych mundurach, 2-ch inżynierów, technicy, dziesiętnicy itd. Połączyła nas bratnia miłość w jeden krąg w tak uroczystym dniu, w dalekim kraju bałwochwalczym i dzikim, gdzie nie słyszymy brzmienia kościelnych, chrześcijańskich dzwonów i nie ma nigdzie krzyża Zbawiciela. To nas spajało i połączyło w jeden krąg bratniej miłości, bawiliśmy się bardzo wesoło, lecz zarazem dziwne to było grono biesiadników, co się nigdy w Europie nie zdarza. Otóż nie było z nami ani jednej europejskiej kobiety, bo wszyscy żonaci, a tu żon nie było, a kawalerowie nie mieli swych narzeczonych. A więc było u nas podobnie jak w operetce "Zielona Wyspa" czy "Bez Kobiet". Anglicy również się rozochocili, chociaż duchowni, rozmowy jak na wieży Babel: po rusku, po polsku, po angielsku i po chińsku, pełna była swoboda.
[tygrysy] Nareszcie kolonia nasza zaczęła się rozjeżdżać z Girynia, 28 grudnia Weber i z nim kilka urzędników pojechało do Władywostoku, oficerowie od topografii wyjechali w teren na roboty, Karpow z częścią ludzi wyjechał w lasy. Ja zaś z grupą agenta Samersa także wyjechałem 30 grudnia w lasy aż 500 wiorst konno od Giryna. Podróż moja trwała 18 dni, w ciągu tego czasu zrobiliśmy tysiąc wiorst. Podróż odbyła się bez przygód, tylko w jednym miejscu w tajdze Chińczyk nam powiedział i pokazał stojącą w w parowie fanzę myśliwską. Trzy dni wcześniej ów myśliwy Chińczyk zabił tygrysa więc z ciekawości skręciliśmy ścieżką do wskazanej fanzy. O dziwo, zobaczyliśmy kolosalnego tygrysa, całego w skórze zawieszonego za tylne łapy u szczytu dachu, a przednie nogi opuszczone sięgały ziemi. Wspaniały okaz, król puszczy miał długość do 2-ch sążni, wspaniałe, muskularne łapy, potężne szpony i kolosalny, kudłaty łeb. Z otwartej paszczy sączyła się krew, która zamarzła, jak i sam był zmrożony. Napatrzywszy się do woli i obmierzywszy jego potężne ciało ruszyliśmy dalej. Po drodze widzieliśmy dużo świeżych śladów tygrysich lecz na oczy nie udało się nam go obaczyć. Chińczycy drogo płacą za całego tygrysa bo od 200 do 500 dian tj. 100 do 250 rs. Za mięso płacą więcej niż za skórę, jedzą choć mały kawałek i wierzą, że nabiorą mocy, odwagi i tygrysiej siły, a głównie że ich napotkany tygrys nie ruszy i nie rozszarpie. Kości i szpony tygrysa maczają w soli lub w chińskiej wódce, a skórę sprzedają za 100 dian (50 rs.)
W dniu 18 stycznia 1898 roku ruszyliśmy z lasu do Giryna, przejeżdżając przez miasto spostrzegłem dziwny widok. Otóż widzę idących wolnym krokiem 6 Chińczyków, a każdy z nich miał na szyi czworokątną deskę jeden arszyn w kwadrat, grubej 3 cale i składającej się z dwóch połówek niby fryza po francusku. Połączone są żelaznymi skoblami, a w poprzek przyklejono w dwóch miejscach pasek z napisem po chińsku łączący obie połowy. Ma to oznaczać pieczęć z napisami rządowymi. Dowiedziałem się, że jest do areszt za małe przewinienia, nakładają taką dechę na 5 lub 10 dni i puszczają, może iść sobie do domu, ale co dzień musi obejść całe miasto dla pośmiewiska z tą ciężką, drewnianą fryzą ważącą przeszło pud i zameldować się u mandaryna, że miasto obszedł. To barbarzyński areszt nałożyć na szyję ciężar ważący pud, spać nie może, sam jeść nie może bo z pod deski nie sięgnie ręką do ust i muszą go karmić. Pracy żadnej nie może wykonywać. W Chinach nie ma aresztów, ani kryminałów, a stosują taką dechę i puszczają wolno. Nie muszą go karmić, ani trzymać w więzieniu. Jest fanza aresztowa lecz tylko chwilowa, trzymają tam przestępców 2 lub najwyżej 3 dni, ale nie karmią, dają tylko wody. Po skończeniu kary idzie taki aresztant do mandaryna, który ogląda pieczęcie i jeśli są całe zdejmuje deskę i puszcza go wolno.
[chińskie bożki] Zgodnie z telegramem z dnia 19 lutego 1898 r. wysłanym z Władywostoku przez Webera ja z agentem Somersem mamy znowu wyjechać do lasów, aby skontrolować chińskich przedsiębiorców ile wyrąbali drewna. Podróż nasza potrwa przeszło dwa tygodnie. Lecz muszę cofnąć się trochę w czasie celem opisu niektórych obyczajów, których jeszcze nie przedstawiłem w moim dzienniku. Co się tyczy religii Chińczyków to wierzą w bałwany przedstawiane z potworną fizjonomią kolosalnych rozmiarów. Na przykład bóg skał, kamieni, bóg wody, ziemi, owoców, lasów itp. Tworzą posągi bogów rzeźbiąc z drewna w większym lub mniejszym rozmiarze wzrostu człowieka. Na przykład wyobrażają boga ognia[2] półtora razy większego od normalnego człowieka w groźnej postaci, głowa potężna, oczy mocno skośne i wytrzeszczone, usta zwierzęce z potężnymi, tygrysimi kłami, twarz wytatuowana z wystającymi potwornymi naroślami w groźnej, stojącej postawie. Zamiast dłoni ma krokodyle łapy, w jednej łapie trzyma ogień, a w drugiej tabliczkę z napisem chińskim co on za jeden-mocny, straszny bóg. Inni bogowie też mają miny groźne i straszne, a postawy przerażające. Mają po 4 ręce, 2 głowy. Otóż te straszne bogi pomalowane jaskrawymi kolorami są poustawiane w rozmaitych miejscach w świątyniach wewnątrz, jak i na zewnątrz. Czasami są to prawdziwe arcydzieła te piękne rzeźby, chociaż w guście chińskim, ale trzeba przyznać artystycznie wykonane, z chińską cierpliwością. Podchodząc do świątyni widzisz przed sobą budynek przecudnej architektury, wchodzisz do środka i ogarnia człowieka rodzaj zgrozy czy przestrachu, gdyż widzisz dookoła te bożki z wytrzeszczonymi ślepiami, jakby wszystkie na ciebie patrzeli. Lecz po chwili oswajasz się i widzisz arcydzieła sztuki chińskiej. Takie świątynie są własnością bogatych Chińczyków, rozrzucone są przeważnie w lasach lub na pustych i dzikich polach, przeważnie przy drogach, na wierzchołkach gór. W takich bogatych świątyniach są chińscy mnisi[3] po jednemu lub po dwóch pilnują kościoła i dziko żyją karmiąc się zwierzyną. Przy małych kapliczkach nie ma nikogo. Otóż Chińczyk przechodząc drogą lub tropinką[4] wchodzi do kumirni i uderza trzy razy w żelazny dzwon, który stoi na ziemi wielkości salaterki. Przy tym dzwonie leży kijek , którym uderza w dzwon dla rozbudzenia i zwrócenia na siebie uwagi bogów. Potem pada na kolana i robi trzy razy pokłon czołem, a potem złożywszy ręce podnosi w górę trzy razy i na tym kończy się modlitwa. W kumarni nie ma nabożeństwa oprócz trzykrotnych pokłonów i świec ofiarnych. Każdy Chińczyk udając się w podróż bierze ze sobą 30 sztuk świeczek ofiarnych. Są one cienkie,grubość gęsiego pióra, zrobione z próchna suchego drzewa, długość ok. 10 cali. Po zrobionych pokłonach zapala jedna lub kilka świeczek i wtyka je w miejscach napełnionych popiołem przed tym bogiem, do którego ma najwięcej zaufania. Te świeczki nie palą się płomieniem lecz tlą się niby trociczki.
Świąt uroczystych do bogów nie ma u nich żadnych, ani też postów, cały okrągły rok po 13 miesięcy licząc wg księżyca pracują i handlują bez przerwy, tylko każdy nowy księżyc to u nich niby święto, lecz tego nie widać, pracy nie przerywają i nie zmieniają trybu życia. Maja jedno święto do roku lecz nie ma ono charakteru boskiego lecz po prostu cywilne święto tj. Nowy Rok[5], który przypada po starym stylu 10 stycznia. Ten nowy rok jedyne święto w całym roku obchodzą uroczyście. To święto trwa cały miesiąc, ale nie przeszkadza coś robić lub podróżować w razie potrzeby. Oni się starają, aby przynajmniej pierwsze 10 lub 15 dni nic nie robić, a tylko wariować, jeść i pić sake[6]. Biedne warstwy to lekceważą, a bogaci, kupcy, sklepikarze świętują cały miesiąc. Pierwsze 2 tygodnie sklepy są zamknięte, handel ustaje. Potem otwierają tylko do południa, a potem znowu zamykają i rozpoczynają się zabawy.
Obyczaj chiński i w Europie się stosuje, gdyż dynastia chińska istnieje 6 tysięcy lat, a obyczaje nic się nie zmieniają. Otóż Chińczycy na Nowy Rok muszą mieć choinki lecz dużych rozmiarów. Ustawiają przed domem lub przed sklepem i dekorują chińskimi lampionami papierowymi rozmaitego koloru i kształtu. Trzeba przyznać, że wyrób latarek chińskich nadzwyczaj piękny i oryginalny. U wejścia do domu rozwieszają różnokolorowe ozdoby papierowe, dużo chorągwi i chorągiewek, wszystkie ulice udekorowane lampionami i światłem bengalskim[7]. Na podwórzu każdego domu stoją urządzone z mat trzcinowych filigranowe pawiloniki oryginalnej konstrukcji i bardzo efektowne. Cały pawilon oświetlony lampionami u wejścia. Wewnątrz zaś pawilonu stoi na środku stół na którym postawiony jest bałwan wyobrażający boga Nowego Roku. Przed owym bozkiem ustawione jest wiele potraw w miseczkach między którymi leży uwędzony wieprzowy łeb, upieczony kogut itp. Jest moc potraw, około 40 do 60 dań, na stole płonie 20 sztuk pomalowanych na czerwono świec, wszystko pięknie udekorowane.
Obchody Nowego Roku zaczynają się wieczorem, zapalają się wszystkie światła, wchodzą do pawilonu oddać pokłon bogu, a następnie rozpoczyna się zabawa przed pawilonem, na ulicach itd. Zaczyna grać ich muzyka, która Europejczyka doprowadza do szaleństwa lub narażenia na popękanie bębenków w uszach. Orkiestra składa się z wielkich i małych barabanów, kilkanaście miedzianych brzęczadeł, jakby talerzy, innych instrumentów tu nie znają. Zaczynają walić bez ładu, składu i taktu w bębny i brzęczadła z ogłuszającym hałasem z całej siły walą kijami w te bębny w nocy. Zagłuszają piekielnym hałasem i brzękiem powietrze, mało tego, o dwunastej godzinie rozpoczynają się przy każdym domu fajerwerki i puszczanie ogni bengalskich. Snopy złotych, płonących iskier, strzelają petardy, rakiety. Chińczycy tylko doszli do tej sztuki, wyrabiają te bengalskie ognie i na każdym kroku przez Nowym Rokiem sprzedają różne przyrządy do iluminacji i rakiety. Nawet najbiedniejszy musi kupić na Nowy Rok petardy, lampiony i rakiety. Można sobie wyobrazić co się dzieje w mieście w nocy, bez przerwy straszny hałas bębnów, huk wystrzałów petard i rakiet, latają różnokolorowe płomienie nad miastem. Zdaje się, że całe miasto płonie strasznym ogniem i z nieustannymi eksplozjami i to bez przerwy cała noc do brzasku dnia.
Żaden Chińczyk całą noc nie śpi, nawet dzieciom nie dają, jedzą i piją sake. Następne dni to samo tylko cokolwiek mniej i kończą zabawy wcześniej o 12 lub 2 w nocy. Oprócz tego po ulicach chodzą korowody przebierańców z lampionami i chorągwiami, inne korowody niosą w palankinie[8] jakiegoś bożka . To znowu inny korowód z 50 Chińczyków przebranych w piękne, barwne ubiory rozmaitych chińskich ludów, poprzebierane i ucharakteryzowani za kobiety, dziewczyny, starców, myśliwych, a wszyscy na wysokich, drewnianych szczudłach na których wybornie chodzą. Wszystkie te zabawy trwają przez cały miesiąc, aż stopniowo ustają i kończą się. W różnych miejscach urządzają chińskie teatry pod gołym niebem, a na słupkach wysokich do 2-ch sążni robią estradę, kurtynę i kulisy z desek i trzcinowych mat. Personel teatralny składa się wyłącznie z mężczyzn, kobiet nie dopuszczają do niego.

NA TYM ZAMYKAM, MÓJ DZIENNIK DO GODNYCH UWAGI SPOSTRZEŻEŃ W CHINACH
.
17 luty 1898 r.
Aleksander Niewiarowicz


Pierwsza

Poprzednia


[1]- Edward Anert (Эдуард Эдуардович Анерт), urodził się 1865 w twierdzy Modlin pod Warszawą z ojca Edwarda Adolfowicza i Idy Fiodorowny Anert. Doskonale wykształcony w r. 1895 bierze udział w ekspedycji na Daleki Wschód, gdzie jest starszym inżynierem-geologiem rozpoznającym tereny budowy Kolei Amurskiej. Podobnie jak Aleksander wypłynął z Odessy statkiem towarowo-pasażerskim "Ochotnik Saratow"(«Доброволец Саратов») 1 marca 1895 r. i po 42 dniach dotarł do Władywostoku. Po dwóch latach ponownie odbywa podróż tą trasą na budowę Kolei Wschodnio-Chińskiej i prowadzi rozpoznanie geologiczne terenów budowy. Następne 14 lat spędza na Syberii, Sachalinie poszukując złota i prowadząc badania naukowe. W r. 1939 w Harbinie prof. Anert obchodził 50-lecie pracy naukowej, był już wtedy znanym na świecie uczonym. W latach 30-tych XX w. oskarżony o szpiegostwo na rzecz Japonii emigrował, a po wojnie starał się o odzyskanie radzieckiego obywatelstwa, ale nie zdążył. Zmarł 25 grudnia 1946 r. Do dziś jego prace są cytowane i wykorzystywane -zob. np. Anert E.E., 1928, Rich earth interior of the Russian Far East: Knizhnoe Delo Publishing House, Khabarovsk-Vladivostok, 932p.; (wg biogramu opracowanego przez dr Julię Bielczyc-Бельчич Юлия Викторовна)
[2]- chiński bóg ognia, CHU JUNG. Karze tych, którzy naruszają prawa boskie.
[3] w oryginale z rosyj. manachi (Мона́х) czyli mnich, mnisi. Pojawili się po raz pierwszy w buddyzmie.
[4]- tropinka, rosyjsk. ścieżka (тропинка)
[5]-Święto Wiosny, przypada na okres między końcem stycznia, a końcem lutego. Święto to składa się z kilku świąt o różnym pochodzeniu, które w pierwszych wiekach naszej ery połączyły się w jedno. Rozpoczynało się ósmego dnia dwunastego miesiąca księżycowego roku poprzedniego, a kończyło się w szesnastym dniu pierwszego miesiąca księżycowego nowego roku Świętem Latarni. Na wsi świętowano jeszcze dłużej, blisko dwa miesiące, gdyż był to czas wolny od prac polowych. Obecnie oficjalnie tylko 3 dni tego święta są wolne od pracy, ale w praktyce przynajmniej przez dwa tygodnie do Święta Latarni praca w Chinach toczy się w zwolnionym tempie.
[6]- w oryg. zniekszt. salu, chińska sake zwie się samshu lub shokoshu. Sake pędzona z ryżu jest zawsze japońska! Obecnie występuje wytrawna i słodka sake. Ze względu na jakość rozróżnia się następujące rodzaje sake: tokkyu - super, ikkyu - I klasa, nikkyu - II klasa. Najdroższym i najlepszym rodzajem sake jest gingo-zukuri lub gingo-zo. Amezake jest słodka i mleczna, używana na festiwalach i w świątyniach w czasie Nowego Roku.
[7]- bengalskie ognie rodzaj ogni sztucznych (fajerwerków) - tutki papierowe z mieszankami palnymi i dodatkami wywołującymi efekty akustyczne, jak detonacje, świsty itp.
[8]- palankin (chin. qiao, qiaozi), lektyka używana na Wschodzie, nierzadko bogato i artystycznie zdobiona, służąca dawniej zwłaszcza rodzinie cesarskiej, arystokracji i ludziom zamożnym. Cesarz miał prawo do 16 tragarzy, książęta krwi do 8, niżsi urzędnicy do 4. Zastrzeżone były także kolory.

zakończono 31 stycznia 2008 r.