STRONA DRUGA ( str.236-239 oryginału)
na której opisano trudy i niebezpieczeństwa 5 dni podróży poprzez góry i lasy Mandżurii, nocny napad tygrysa na konie oraz organizację, uzbrojenie i umundurowanie ówczesnej armii chińskiej
Trzeciego dnia w wąwozie głębokim, ciemnym i dość szerokim, którędy wiodła nasza droga spostrzegamy niedaleko nędzna fanza[1], na wpół w ziemi, na wpół na powierzchni pokryta chrustem. Zsiedlismy z koni obejrzeć fanzę i kto w niej mieszka lecz zastaliśmy ją pustą, chociaż ślady były że przed chwilą została opuszczona. Wkoło rozrzucone kuchenne naczynia, na środku przygasłe ognisko, ale wokół ani śladu nikogo. O kilka kroków jakaś kopalnia, ogromny dół a w tym dole urządzony loch prostopadle w dół.
Nareszcie chiński oficer wyjaśnił nam, ze to kopalnia złota, które dobywają hunchuzi lecz spostrzegli nas i musieli niedawno uciec. Rząd chiński karze śmiercią, kto dobywa złoto, bowiem tylko rząd może złoto dobywać. Takich kopalni spotykaliśmy moc, rząd chiński choć surowo karze, lecz nadzwyczaj niedołężny i gnuśny, tym bardziej nie może sobie dać rady w Mandżurii, albowiem jest ona dla nich tym, czym dla Rosji Syberia. Może nawet bardziej pusta niż Syberia.
SŁOWIK Co kilkadziesiąt wiorst postawione przy drodze fanzy, czyli zajazdy lecz one bardziej służą dla hunchuzów niż dla przejezdnych, nic nie można dostać. Wielkie szczęście jesli sie znajdzie dzisiątek jaj lub kilka sztuk kukurydzy, czasami soli. Mleka w całych Chinach nie ma i nie znają go, dojenie krów lub innych zwierząt surowo wzbronione religią, co wielce nam rzecz niedogodna bo możnaby mlekiem lub masłem się pożywić.
W ten sposób stępa posuwaliśmy się robiąc 25 wiorst dziennie, co się tyczy świeżego mięsa to mieliśmy go pod dostatkiem dla wszystkich. Ja i inni agenci mieliśmy dobre myśliwskie fuzje i nie schodząc daleko z drogi strzelaliśmy sarny, które nigdy nie widziały człowieka. Przejdą drogą, staną i z ciekawością przyglądają się ludziom. Naturalnie wybieramy co najlepszych kozłów i strzelamy we dwóch lub we trzech wybraną sztukę, pudeł nie mogło być i każdy strzał przeszywał kulą na wylot wybranego kozła. Moc jest tu żubrów, łosi i niedźwiedzi, naturalnie są też tygrysy i pantery. Tych grubych zwierząt nie udało nam się zabić, gdyż więcej są ostrożne i blisko nie podchodzą, słychać tylko szczególnie w nocy ryki niedźwiedzi, tygrysów, warczenie panter. Niektórzy słabych nerwów z naszych podróżnych nie mogli spać po całych nocach, ciągle im się zdawało, że ryk tygrysa lub niedźwiedzia tuż przy pałatce[2], zrywali się na równe nogi, zapalali świece dzwoniąc zębami od strachu, chociaż ryki nie ustawały lecz nie tak znowu blisko, jak się tchórzom wydawało.
Drugi gatunek mięsa świeżego to my mieliśmy ptactwo, do przesytu, mianowicie moc przy drodze cietrzewi, bażantów, przecudne upierzenie, i jarząbki. Biliśmy ich z amatorstwa tak masa, że jarząbki na śniadanie, na obiad i na kolację, duszone, gotowane, smażone, często nie mogliśmy zjeść i wyrzucaliśmy lub dawaliśmy chińczykom.
6-tego dnia naszej podróży w nocy byliśmy zaalarmowani, jak zwykle rozstawiliśmy pikiety żołnierzy, a każdy był zobowiązany spać w ubraniu z rewolwerem kal. 50 i wintówką[3] przy boku tak, aby w razie usłyszenia alarmu w ciągu 5 minut zebrać się na środku obozu w pełnym uzbrojeniu. Otóż 6-tego dnia ok. 2-giej w nocy usłyszeliśmy wystrzał, w obozie powstał popłoch, niektórzy zupełnie potracili głowy, nie tylko swe rewolwery, wintówki, chociaż wszystko to mieli obok siebie kładąc się spać. Szczególnie jeden z felczerów wyskoczył z pałatki w gaciach, bosy i jak opętany biegał po obozie szukając swej broni i ze strachu dostał biedak momentalnego rozwolnienia. Wszędzie, gdzie tylko przeleciał zostawiał za sobą wstrętne, sfabrykowane powietrze, a więc więcej zimnej krwi i rozwagi.
Zebraliśmy się w środku obozu, jak również wszyscy żołnierze czekając na wyjaśnienie alarmu, wtem podbiega do nas żołnierz, który dał sygnał i objaśnia swemu ruskiemu oficerowi, że stał w parowie 200 kroków od obozu. Wtem o pare kroków od niego rozległ się straszny ryk tygrysa i wtedy on wystrzelił dając sygnał, choć tygrysa nie widział. Kiedy żołnierz tak raportuje swemu oficerowi naraz powstaje między obozowymi końmi piekielny popłoch, tupanie i bicie nogami o ziemię, parskanie, zaczęły urywać się z uwięzi i rozbiegły sie po całym obozie. W tej chwili wszyscy zrozumieliśmy co to ma znaczyć- tygrys wpadł w ogrodzenie koni. Rzuciliśmy się do koni, naraz widzimy leży jakaś czarna, szamocąca masa na ziemi, był to koń któremu tygrys rozpłatał brzuch i wszystkie wnętrzności wypadły, a biedne zwierzę w ostatnich konwulsjach. Drugiemu koniowi rozpłatał strasznie cały zad, a rano za dnia znaleźli trzeciego konia o wiorstę od obozu, prawie połowa zjedzona. Po śladach przekonaliśmy się, że był to jeden ogromnych rozmiarów tygrys, który w ciągu 5 minut zrobił popłoch, 2 konie poranił, a trzeciego uniósł i tego zjadł.
O 5-tej godzinie ruszyliśmy z niefortunnego obozu dalej. Co 50 wiorst są stacje[4] obsadzone żołnierzami chińskimi, po 50 piechoty i 30 konnych, niby kozaków, i 2 oficerów. A zatem chińscy żołnierze konwojują nas od stacji do stacji wojennej, a konnica jedzie o dzień naprzód przed nami polując na hunchuzów. Żołnierzy w Chinach nie biorą z musu, jak u nas pobór, lecz służy tylko ten co chce, jest więc wolno-najemny. Pobiera prosty żołnierz ok. 8 r.s. naszych, czyli 16 dian[5], cięte kawałki srebra. Za te pieniądze musi się wyżywić i ubrać. Dostaje mieszkanie, karabin i kule, chociaż umundurowanie musi sobie sam sprawiać. Spodnie szerokie jak spódnica niebieskie, skórzane łapcie lub może być boso całe lato,na wierzch nakłada niby-spódnica, także z niebieskiego płótna. Na to zawiązuje niby-fartuch z czerwonej materii lecz na przodzie rozcięty, dwie poły oblamowane szeroko czarna lamówką, kaftan krótki z niezmiernie szerokimi rękawami do ziemi. Na głowie nie ma nic oprócz długiej, czarnej kosy[6], często do samych pięt. Do pasa przytroczony patronaż[7]z kulami, fuzje każdy żołnierz ma inną- u jednego pistonówka[8] u drugiego berdanka[9] u trzeciego przedpotopowa krzemienna[10], jednym słowem rozmaity zbiór starzyzny zardzewiałej, powiązanej sznurkami, poklejonej z dziurami od rdzy. Niektórzy mają łuki i kołczany, musztry u nich nie ma, żadnej karności, fuzje rzuci byle jak na plecy i wlecze bez żadnego szyku. Niektórzy nie umieją i boją się strzelać. Oficerowie także takie mundury, tylko odznaczają się tym, że noszą okrągłe, czarne czapeczki. Z tyłu czapki wisi ogon wydry, a na wierzchu czapki proporszczyk[11] ma farfurową[12] gałkę, kapitan szklaną, pułkownik niebieską, a generał ma czerwoną gałkę. I to jest chińskie wojsko.

Następna

Poprzednia


[1]-fanza drewniana chata chiń. lub koreańska, 3-5-izbowa, o dachu dwuspadowym, krytym słomą a. trzciną. Etym. - ros. 'jw.' z chiń. fan-tzy.
[2] pałatka z rosysk. namiot
[3] wintówka, ros. wintowka-karabin z lufą gwintowaną
[4] tu: forty wojskowe
[5]-robotnik rolny w tym czasie zarabiał w Rosji w czasie żniw 66 kopiejek dziennie i musiał się sam wyżywić. 1 Funt (0,4 kg) chleba czarnego kosztował 3 kop. Natomiast chińska miara dian czy inaczej qian odpowiadała 3,73 g.

[6] kosa-tutaj: cienki, długi warkoczyk
[7] patronaż z franc. ładownica na naboje
[8] pistonówka- strzelba kapiszonowa
[9] berdanka (Berdan, konstruktor ameryk.)typ karabinu jednostrzałowego o gwintowanej lufie, ładowany w części odtylcowej.
[10] idzie prawdopodobnie o broń skałkową- ręczna broń palna ładowana przez lufę, z zamkiem skałkowym umożliwiającym zapalenie prochu na panewce przez uderzenie krzemienia, tzw. skałki, o pokrywę panewki.
[11] proporszczyk-stopień wojskowy, odpowiednik chorążego
[12] farfurowa (z ros.фарфоровый)-porcelanowa

Chiński traper