STRONA 15 (str. 208-219 oryginału)
Dalsza droga wiedzie do Singapuru. Aleksander zwiedza to miasto, w którym kilka lat wcześniej gościł jego rodak Conrad-Korzeniowski. Następny postój już w Japonii w mieście Nagasaki. W czasie dwóch dni postoju statku Aleksander z kolegami zwiedzają miasto i okolice, poznają ciekawe obyczaje Japończyków.
Dziś 9 maja, a 15-tego mamy zawinąć do Singapuru. Nareszcie jest 11 maja i po 13 dniach rejsu po Oceanie Indyjskim wjechaliśmy do Cieśniny Malakka. Po prawej stronie ogromna wyspa Sumatra, a po lewej małe wyspy. Płynęliśmy bardzo blisko brzegów, nie dalej z prawej czy z lewej burty niż jedną lub 2 wiorsty. Mogliśmy obserwować i podziwiać cud natury wyspę Sumatra i inne małe wysepki. Przy wjeździe do cieśniny spotkał nas ulewny deszcz, który tu w Sumatrze pada prawie co dzień. Ale to deszcz nie taki, co u nas, było pochmurno, a termometr pokazywał 28 stopni. Bardzo gorąco, parno i duszno, a deszcz padał grubymi kroplami, woda deszczowa słodka i kompletnie gorąca, jakby gotowana. Po paru godzinach gorącego deszczu cudnie się wypogodziło i powietrze się orzeźwiło trochę. Mogliśmy podziwiać piękne wyspy na których góry strome i tak wysokie, że chmury sięgają do ich połowy do 40 tysięcy stóp od poziomu morza. Wszystkie wyspy porasta dziewiczy las ogromne palmy, liany i inne podzwrotnikowe cudne drzewa. Opisać tych lasów dziewiczych i tak pięknych panoram niepodobna. Niczym nasze ogrody w cieplarniach, tylko we śnie można coś tak pięknego widzieć, wrażenie ogromne.
Ja będąc w Europie ciągle marzyłem o afrykańskich lasach, a dziś choć nie mogę po nich stąpać, ale za to 3 dni napawam się brzegiem wyspy Sumatra i przecudną dżunglą typu afrykańskiego. Brzeg wyspy Sumatra ciągnie się do 1 500 wiorst, czyli przez całą cieśninę Malakka[1], która łączy Ocean Indyjski z Morzem Południowo-Chińskim. Cieśnina i wyspy są pod panowaniem Anglików i zamieszkane są przez miedzianoskórych Malajów[2]. Tu koloniści wycinają cudne palmy i inne kolosalne drzewa i palą dla zdobycia kawałka gruntu dla założenia plantacji herbaty, kawy lub trzciny cukrowej. Widzieliśmy tu zwierzęta duże i małe szybko biegające w cieniu drzew na brzegu morza, lecz z pokładu parowca nie mogliśmy odróżnić gatunku. Musiały tu być małpy, nosorożce itp.
15 maja mamy stanąć w Singapurze tj. koniec cieśniny Malakka, a początek Morza Południowo-Chińskiego. Z Singapuru do Władywostoku mamy płynąć jeszcze 15 dni. Wczoraj 11 maja w nocy z niedzieli na poniedziałek mieliśmy trochę komicznego strachu. Wieczór był bardzo piękny, chociaż duszny i gorący. Do późna zabawialiśmy się grupkami na pokładzie-to śpiewem, inni grali amatorzy na kilku instrumentach, inni spacerowali korzystając do nocnego chłodku. I o godzinie 10 zaczęli znosić z kajut swoje manatki i wyszukawszy sobie kącik zaczęli słać sobie pościele na pokładzie.. Godzinę później zapanowała na statku cisza, tylko nasz kolos dawał lekkie drgania i warczenie obracając śrubę, która napędzała okręt poprzez ciemności. Wszyscy spali, powietrze było gęste, duszne, niebo pokryte chmurami czarnymi, jak sadza. Było tak ciemni i cicho, że aż jakiś strach mnie ogarnął lecz nikt się nie spodziewał następstw tej ciszy i tej ciemnoty, która sprowadza tak częste burze i deszcze tropikalne. O godzinie 1 w nocy zerwałem się na równe nogi słysząc ryk syreny alarmowej statku, która co minutę wydawała krótkie urywane sygnały trwogi. Powstał ruch, panika, na wpół zaspani ludzie pozrywali się i zaczęli latać w nocnej bieliźnie łapiąc pod pachy swoją pościel. Śmiesznie wyglądało, jak mężczyźni i kobiety w białych negliżach, noc ciemna, wicher straszny i deszcz jak z wiadra po prostu nie padał, ale lał. Woda deszczowa gorąca, jakby gotowana, grzmoty, błyskawice, niebo czarne, a przy tym okropna mgła wśród tych ciemności.
Nasz okręt zaczął na dobre hasać po szumiących ze strasznym rykiem 5-cio sążniowych falach i jakby wołał o pomoc trwożnymi sygnałami. Burza rozszalała się do zenitu, pasażerowie wynosili się do kajut zmoczeni do suchej nitki z przerażonymi minami, z pościelą pod pachą gubiąc rzeczy co chwila. Temu wyleciały spodnie, innemu poduszka, a tamtej pani halka lub majteczki. Deszcz leje jak z cebra, w końcu znaleźliśmy się w kajutach, wszystko mokre, woda spływa tak z nocnej bielizny, jak i z pościeli. Luki, wentylatory i okna w kajutach zostały zamknięte z powodu burzy przeto upał w kajucie był nie do opisania. Skupiliśmy się w grupie i trzymając się z a ręce lub za co popadło staliśmy z z przerażonymi minami, a burza szalała, okręt kładł się to na jeden to na drugi bok zupełnie lub wznosił się dziobem lub rufą wysoko w górę i opadał nadal ciągle rycząc syreną alarmowe sygnały, aby nie zderzyć się z innym statkiem. Zaczęło się rzyganie, smród, woń, duchota-okropność! Nareszcie po 2 godzinach burzy raptem wszystko ucichło, syrena zamilkła, niebo się wypogodziło tylko statek kołysał się ciągle na rozhukanych falach. Po trochu zaczęli niektórzy zasypiać, niektórzy przesiedzieli całą noc.
Nazajutrz rano była ładna pogoda i płynęliśmy dalej.
Dnia 13 maja o godzinie 10 wieczorem nasz parowiec stanął na otwartym morzu o 6-8 wiorst przed portem Singapur, a to dlatego że wejście do portu między skałami i wyspami bardzo wąskie i miejscowy pilot musi wprowadzać okręt tylko za dnia. Przeto musieliśmy nocować przed miastem. O godzinie 5 rano przypłynął pod burtę naszego statku malutki parowiec, którym przyjechał singapurski pilot, objął komendę naszego statku i wprowadził go do portu. O godzinie 8 rano 14 maja rzuciliśmy kotwicę. Każdy z nas z niecierpliwością oczekiwał, aby postawić stopę na ziemi po kilkunastu dniach na morzu.
Na przystani ruch ogromny, tu zawijają statki z różnych krajów na dłuższy postój. Przed przyjściem statku port odbiera telegram, a więc w oczekiwaniu napływa wielu handlarzy z rozmaitymi towarami i miejscowymi wyrobami. Singapur, miasto duże z 100 tysiącami ludności, kraj Indochiny, mają swojego króla lub księcia[3] zwanego radża.
Lecz obecnie ten radża nie rządzi krajem lecz rządzą Anglicy dlatego, że dali temu radży ogromna pożyczkę, której radża nie mógł spłacić przeto Anglicy zabrali pod swoją opiekę i władanie nad Singapurem. Płacą radży stałą pensje i może on mieć swoich 50 żołnierzy i w nic się nie wtrącać. Mieszka tu w Singapurze, a zatem rządy i własność miasta angielska, porządek wzorowy i czystość.
Dorożkarze to tak, jak w Kolombo przeważnie Chińczycy, są Malajowie, Hindusi i Arabowie. Wszyscy chodzą nago tylko z przepaskami. Piesi dorożkarze (dżemerykszy)[4] to dwukołowy powozik ciągniony przez chińczyka czyli indokitajca[5] z niezwykłą wytrwałością i siłą. Od przystani do miasta 4 wiorsty bez pauzy i nie zwalnia ani na chwilę, a często bez odpoczynku wraca z powrotem drugie tyle, czyli robi 8 wiorst szybkim kłusem ciągnąc 2 pasażerów. Takich dorożkarzy jest w Singapurze 17 tysięcy. W roku 1885 Anglicy wybudowali z portu do miasta tramwaje, w r. 1890 tramwaj już nie istniał, gdyż nie był w stanie konkurować z rykszami tj. pieszymi dorożkarzami. W całym świecie nie ma narodu, który by tak tanio cenił swą pracę, jak Chińczyk. Taki Chińczyk może dwóch pasażerów wozić cały dzień za 1/2 dolara czyli 30 kopiejek.
miasto jest eleganckie w angielskim porządku, ale ma też charakter chiński, handel, tłok w żarze, rozmaite owoce, ryby, włoszczyzna, limoniady, herbata, jedwabie, meble i łakocie, wszystko w jednym sklepie. Sklepy, restauracje, pracownie rozmaitych zakładów, wszystko otwarte od ulicy, ściany nie ma, Chińczycy tu na ulicy gotują, przyrządzają i tu jedzą cieniutkimi pałeczkami zamiast łyżek i widelcy. Owe pałeczki, którymi nadzwyczaj zręcznie jedzą zupę ryżową, jakieś robaczki i moc innych potraw, przeważnie z roślin lub owadów, rozmaite jakieś galaretki i takież placuszki ponadziewane na patyczkach po 10-15 sztuk wielkości rozkrojonej śliwki. To łykają, moc zjadają cebuli i czosnku oraz innych mocnych korzeni przez co każdy bez wyjątku chińczyk śmierdzi jakimś specjalnym odorem, biedny czy bogaty.
Kobiety brzydkie, szerokie twarze, wystające skuły[6] i z grubymi nosami, ubrania szerokie z kolorowego jedwabiu, spodnie z tegoż, kaftan z długimi do podłogi rękawami, włosy silnie z czoła przyczesane do tyłu spięte szpilkami. Miasto cały wśród gęstego, podzwrotnikowego lasu, aleje w cieniu ogromnych drzew, rozłożystych, gęstych, niektóre obsypane przecudnymi kwiatami. Drogi i ulice są tak gładkie i równe, jak po stole. W Europie tak pięknych dróg nie ma, z takiego typu betonu i które są starannie utrzymywane. Dzień i noc pracują na nich nadzy Hindusi. Singapur słynie ze sprzedaży bardzo tanich muszli, masy perłowej itd. Są to najpiękniejsze muszle różnych kolorów i rośliny koralowe, można kupić ogromny kosz za 50 kop. U nas w Europie kosztowałby 15-20 rs.
W Singapurze jest cudny ogród botaniczny, w którym wiele miejscowych gatunków zwierząt: małp, węży, strusi, papug, tygrysów, słoni itd. Jest też muzeum archeologiczne, bogaty zbiór z Afryki, Azji i Chin, naturalnie musiałem wszystko zwiedzić. Chińczycy są bardzo lękliwi, jak krzykniesz na niego chociaż by był zupełnie w porządku, nie wyda głosu, nawet gdy go uderzyć, odskoczy tylko w bok ze zdziwieniem nie mówiąc ani słowa. Anglicy, szczególnie policjanci, za byle co okrutnie biją. Zamiast szabli noszą u pasa harapniki[7] i tymi harapnikami biją bez litości potulnych chińczyków. Z tym oni biedacy są bardzo oswojeni lecz okrutnie się boją policji.
Dwa dni tj. 14 i 15 maja do 5 godziny po południu staliśmy w tym Singapurze, potem pożegnaliśmy to gościnne i piękne miasto. Z żalem opuszczaliśmy miasto, nasz kolos okręt "Włodzimierz" podniósł kotwicę, ryknął, buchnął dymem i parą i ruszył w dalszą drogę.
Dziś 16 maja, jesteśmy na Morzu Południowo-Chińskim, następnym naszym portem będzie Nagasaki. To miasto japońskie, gdzie mamy stanąć na kotwicy za 11 lub 12 dni nieustannej jazdy. Lecz zanim dopłyniemy do Nagasaki może coś dopiszę z tego morskiego żywiołu.
Jest 22 maja, jesteśmy w drodze miedzy Singapurem, a Nagasaki, przepłynęliśmy już 10 dni po Morzu Południowo-Chińskim, obecnie jesteśmy w Formozkim proliwie[8]. Od wyjazdu z Singapuru przez 10 dni byliśmy w tropiku blisko równika, słońce świeci prostopadle nad głową i nie daje żadnego cienia, upał straszny,reomiur w dzień w cieniu 38 stopni, w nocy 35[9]. A zatem silne pocenie się w dzień i w nocy skutkiem czego u wszystkich wystąpiła gęsta wysypka tropikalna na całym ciele niczym się nie różniąca od odry. U niektórych wystąpiły wrzody, ciało okropnie swędzi i boli, apetyty potracone, nie ma gdzie się schronić od upału, dniem i nocą wszędzie i ciągle gorąco, duszno, parno. Ubranie, bielizna, pościel, wszystko mokre mimo upału. metalowe przedmioty rdzewieją, zegarki stają i niczego niepodobna wysuszyć pomimo piekącego słońca. Dwa dni wisiały moje mokre gacie, kilka koszul i inne ubrania i nie mogły wyschnąć bo powietrze ogromnie przesycone wilgocią.
Ma morzu cudny widok, zachód słońca. Najpierw kolor złoty nieba, potem purpurowy, zielony, niebieski, a następnie zlewają się wszystkie w jedna tęczę kolorów. Po zachodzie słońca występuje na południowej części nieba jasny, znamienity Krzyż złożony z 4 jasnych gwiazd. O godzinie 2 w nocy wschodzi gwiazda Wenus, jest tak cudna i jasna, że trudno oderwać wzrok. Jeśli noc jest bez Księżyca to ona oświeca niebo nie mniej niż Księżyc w pełni lecz nieporównanie piękniejszymi kolorami niby ogromna elektryczna lampa. Gołym okiem widać wielkość Wenus, niby duży spodek.
Nareszcie dziś 22 maja pozostał już tylko jeden dzień bowiem jutro w niedzielę 23 maja będziemy w Nagasaki. Wczoraj przecięliśmy linię tropikalną i jaka ogromna zmiana w klimacie. Dziś dzięki Bogu żyjemy bo ochłodziło się i termometr pokazuje 28 stopni (R), a w wannie tylko 22. Przeto weszliśmy w pas klimatu naszego, europejskiego z tą różnicą, że do Władywostoku prawie ciągle na morzu mgła. Dziś też mamy gęstą mgłę, nasz parowiec zwolnił i co chwilę daje sygnały ryczącą urywanie syreną.
Dokuczają nam na statku szczury. Pod moim łóżkiem stała para prawie nowych kamaszy, dziś zajrzałem i o zgrozo! Z kamaszy pozostały tylko trociny, 7 rubli przepadło w szczurzych paszczach. Na to hasło zbiegli się inni pasażerowie i zaczęli zaglądać pod swoje łóżka. Z wielkimi przekleństwami i narzekaniem wydobywali strzępki nie tylko butów, a to jakieś ubrania, podziurawione walizy itd.
Dnia 25 maja pokazały się wreszcie brzegi Japonii, a o godzinie 8 tego dnia wjechaliśmy w buchtę[10] miasta powiatowego Nagasaki. Wszędzie na brzegu wysokie góry, w całej Japonii strome, skaliste góry. W Nagasaki tak wysokie, że trudno sobie wyobrazić. Nasz statek rzucił kotwicę, przypłynęło wiele oryginalnych łódek przewoźnych z malutką kajutą i o godzinie 9 byliśmy już w mieście. Miasto rozrzucone wśród gór i skał, ale też zielonych drzew choć już nie podzwrotnikowych, ale innych gatunków. Tu chociaż ciepły klimat bywa zimna, chociaż bardzo lekka i drzewa zmieniają liście.
NAGASAKI- Port i miasto-koniec XIX wieku
Fot. Uniwersytet Nagasaki
Charakter miasta, obyczaje i życie bardzo japońskie. Ulice wąziutkie, chociaż symetryczne. Domy przeważnie drewniane, piętrowe, na dole sklepy i pracownie handlowe, gwar i ruch. Na ulicach bardzo czysto, a na pierwszych piętrach nad sklepami mieszkania lecz na styl wschodni. Pokoje niby pudełka, nie ma pieców, podłogi wysłane albo miękkimi matami lub dywanami. Wchodzi się do mieszkania bez obuwia, tylko w skarpetkach. Sufity bardzo niskie tak, że Europejczyk ledwie może się pomieścić. Japończycy choć krępi to są malutkiego wzrostu. Mebli w mieszkaniu nie ma, kociołki w rodzaju piecyków z żarzącymi się węglami stoją na środku pokoju, gdzie grzeje się herbatę i pali się japońskie fajeczki. Tak kobiety, jak i mężczyźni to bardzo pracowity naród. Tu kobiety są w sklepach, w pracowniach rękodzielnych, w restauracjach, a nawet w zaprzęgają się do rykszy tj. dwukołowego powozika czyli dorożki. Malutka, a przy tym bardzo milutka Japoneczka ciągnie jakiegoś młodego, rozpartego Japończyka, albo europejskiego pasażera i biedactwo za całą
godzinę-spocona, zdyszana-dostaje tylko 20 centów za co z niskim ukłonem dziękuje.
Kołowej jazdy konnej lub z wołami tu w mieście, jak i w całej Japonii nie znają, a to z tego powodu, że w Japonii nie nawet jednej wiorsty kwadratowej równiny, a wszystko góry i strome skały. Choć posługują się końmi i wołami indyjskimi, ale ładunki mają tylko na grzbietach. Dorożek konnych czy z wołami w Nagasaki nie ma ani jednej, wszystkie dorożki ciągną Japończycy lub Japonki. Tak uprzejmego, grzecznego, nadskakującego i gotowego do usług narodu nie widziałem nigdzie. Nawet bezinteresownie służą nic nie żądając, a inni nachalnie się domagają zapłaty za najmniejszą usługę, szczególnie w Indiach i w koloniach angielskich.
Na szczególną uwagę w tym kraju zasługują Japonki, chociaż nie są bardzo ładne lecz tak milutkie, sympatyczne, wiecznie uśmiechnięte, uprzejme, grzeczne i po prostu chwytają za serce Europejczyka. Kobiety stoją tu bardzo nisko, jest tu bazar na który poszliśmy. Podchodzi do nas podtatusiały Japończyk prowadząc za rękę młodziutką i milutką jak aniołek Japoneczkę i łamanym językiem proponuje kupno jego córki z gwarancją pół ceny za jej niewinność. Żądał za samo odebranie niewinności 5 dolarów, a za 1-szy rok 25 dolarów itd. Patrzeliśmy na ten okropny targ i na tą niewinna istotę mając prawie wszyscy łzy w oczach, chociaż jeden z naszych targował się ze starym ojcem córki, naturalnie tylko na żarty. W końcu złożyliśmy się wszyscy na 15 dolarów i dalismy w rękę biednej dziewczynce, która miała ledwie 13 wiosen. Ona wzięła pieniądze, oddała ojcu i pyta na migi z uśmiechnięta miną, który to będzie jej panem i mężem. Jakież było zdziwienie i jej i ojca, kiedy wszyscy objaśnili, że my niczego od niej nie chcemy i jest wolna, pozostaje niewinna, a pieniądze to dla niej podarek. Naturalnie biedna istota nie dziś to jutro padnie ofiarą chciwych rodziców i rozpasanych żeglarzy, których wielu różnych narodowości do tego portu zawija. Takie przypadki są na porządku dziennym i stamtąd wywożą na statkach wiele kobiet w charakterze tymczasowych żon za niewielką opłatą i przy małych formalnościach. Jest to rodzaj umowy, która daje prawo wywozu młodej Japonki, a z czym walczą chrześcijańscy misjonarze. Ale zły obyczaj jest tu zakorzeniony i nie mogli go jeszcze całkiem wykorzenić.
Włócząc się po ulicach mieliśmy jeszcze jeden tragikomiczny wypadek. Jeden z naszych kompanionów pan N., młody, wesoły, dowcipny zaczepił śliczną, młodziutką i widocznie arystokratkę. Za nią idzie służąca i niesie na plecach mniej więcej 1,5 roczne dziecko.
Zatrzymuje tą Japonkę i na migi proponuje jej miłosny akt, a ona z uśmiechem odpowiada na migi, że się zgadza lecz nie mniej, jak za 2 dolary. Pan N. też się zgadza i cóż powiecie, pani arystokratka daje polecenie owej służącej by wracała z powrotem i przygotowała pokój. Razem z panem N. oddzielili się od nas i poszli do jej domu. Potem nam opowiadał, że ta Japonka jest żoną naczelnika poczty, który właśnie wyjechał służbowo. Nieobecność męża zwalnia żonę z moralności i dochowania wierności mężowi. Oddaje się nawet taka, która prawdziwie kocha męża i jest przez niego kochana. Na przykład wyjeżdża mąż na parę tygodni w tych okolicznościach, albo ona sama znajdzie sobie opiekuna lub ktoś jej zaproponuje opiekę nad nią. Na czas nieobecności męża ów amant wprowadzi się do niej i mieszka jak z żoną. W dniu przyjazdu męża czasowy opiekun zabiera swoje manatki, a jemu dziękuje mąż za dobrą opiekę. I jeśli ten opiekun i tą żona mają dziecko to on musi to dziecko zabrać, albo rocznie lub jednorazowo zapłacić właściwemu mężowi umówioną sumę.
Nasz statek ma stać na kotwicy w Nagasaki dwie doby przeto mieliśmy dość czasu zobaczyć co godne było do zwiedzania. Tu w Nagasaki są znamienici artyści, jedyni w swoim rodzaju, którzy tatuują rozmaite godła i znaki na rękach, piersiach i nogach. Otóż nasza partia licząca 5 osób poszła do słynnego mistrza tatuażu, który tatuował smoka na piersi naszemu Cesarzowi Mikołajowi II. Zaczął tatuować najpierw mnie na lewej ręce-kazałem wytatuować symbol wiara-nadzieja-miłość, a niżej tego godła złączone dwie ręce tzn. moja i mojej ukochanej żony Zosi. Jeszcze niżej napis "Japonia" i "1897". W środku serca, godła miłości wyrysowane dwie litery imienia mojego i żony "A.Z.", a naokoło tego godła czarny wieniec. Na prawej ręce kazałem wytatuować miecz przebijający rękę z czerwonymi bryzgami krwi z tej rany. Mistrz wykonał tatuaże nadzwyczaj artystycznie. On jest z zawodu artysta malarz ten Japoniec , a nazywają go Jogasaki. Najpierw cieniutkim pędzelkiem rysuje nadzwyczaj zręcznie, pięknie i szybko z wzorku wybrany rysunek, a następnie zawiązuje do kupy 6-8 sztuk cieniutkich igiełek i nakłuwa nimi pod skórę po rysunku. Dosyć głęboko, ale nadzwyczaj szybko, wprawdzie boli lecz można wycierpieć, choć ta operacja trwa 1-2 godziny. Dwa dni ręka opuchnięta, a trzeciego złazi skóra i na czwarty dzień wszystko się zagoiło. Wyraźne, piękne tatuowanie, jasno oznaczone na ciele niczym nie zatarte aż do śmierci.
Mając dosyć czasu zwiedziliśmy świątynię japońską w której była wielka ilość ogromnych bożków z brązu. Byliśmy też na cmentarzu, który położony jest na stromym zboczu wysokiej góry i upiększony jest pomnikami rozmaitych potworów i bożków. Byliśmy w teatrze, teatr jest okrągły niby cyrk, są loże i rodzaj krzeseł, lecz takowych nie ma. Po prostu loża otoczona obwódką i na tej obwódce miękki dywan, na podłodze kilka poduszek, krzesła zaś to są oznaczone japońskimi znakami NN z obwódką na podłodze na jedną osobę.
Trafiliśmy na jakiś dramat bez muzyki z życia dzikich ludzi. Jedną sztukę grają cały miesiąc lub dwa. Przedstawienia zaczynają się o 9 rano i trwają do 6 wieczór. W teatrze tak widzowie, jak i artyści jedzą śniadanie, obiadują, jedzą kolacje, wszystko przynoszą ze sobą. Tam śpią niektórzy, chociaż w przedstawieniu nie ma żadnych antraktów, grają ospale bez żadnego artyzmu. Z tej sztuki nic nie mogliśmy zrozumieć, występują japońce poprzebierane za nagich dzikusów, jacyś rycerze dzicy itp. Posiedzieliśmy parę godzin po czym wyszliśmy i popłynęliśmy łódką na historyczną wysepkę 6 wiorst od miasta.[11] Malutka, skalista z prostopadłymi brzegami wysokimi na 30-50 sążni od morza. Z tych skał 50 lat temu w trakcie szerzenia wiary chrześcijańskiej rzucali do morza misjonarzy i nawróconych. Dziś rzucają skazańców, przestępców politycznych i prywatnych z uwiązanym u szyi kamieniem. Takie egzekucje bywają teraz bardzo często, dzień przed naszym przyjazdem wrzucili skazańca Japońca.
W dniu 26 maja nasz okręt podniósł kotwicę, wziął zapas żywności i węgla i ruszyliśmy dalej po Morzu Japońskim. Podróz nasz ma jeszcze trwać 3 doby z Nagasaki do Władywostoku, gdzie mamy stanąć 30 maja 1897 roku.
[1]- Malakka ma długość 937 km (najdłuższa na świecie), a brzeg Sumatry od strony cieśniny może mieć 1 600 km (odpowiednik 1 500 wiorst).
[2]- w oryg. l. mnoga"małajce" z ros. l. pojed. малаец, czyli Malaj. Sumatra była kolonią holenderską, wcześniej były na Sumatrze osady angielskie, ale w r. 1824 Holendrzy zawarli układ z Anglikami, na mocy którego ci ostatni zrzekli się swych posiadłości na Sumatrze, w zamian za co objęli zwierzchnictwo nad Półwyspem Malajskim. W początkach XX w. Holandia podporządkowała sobie całą Sumatrę.
[3]- Singapur został wydzierżawiony w 1819 roku jako placówka handlowa od sułtanatu Johor przez Kompanię Wschodnioindyjską. W 1826 roku Brytyjczycy kupili Singapur od sułtana. Był odtąd wykorzystywany głównie jako brytyjska baza morska. Od 1867 stanowił część brytyjskich kolonii zwanych Straits Settlements.
W 1889 roku pływał do portu singapurskiego kapitan angielskich statków handlowych British Merchant Marine Józef Conrad-Korzeniowski, znany w świecie anglosaskim jako Joseph Conrad (1857-1924), bardzo znany brytyjski pisarz marynista pochodzenia polskiego. M.in. w utworze "Smuga cienia" (Shadow Line 1917, wyd. pol. 1925) jest mowa o jego podróży z Bangkoku do Singapuru. Dzisiaj przy hotelu Fullerton w centrum Singapuru jest tablica pamiątkowa poświęcona Josephowi Conradowi, jego pobytom w tym mieście, odsłonięta 24 lutego 2004 roku przez prezydenta RP Aleksandra Kwaśniewskiego.
[4] -dżemeryksza z japońskiego fonetycznie dzinriksia, czyli ryksza l. riksza.
[5]- indokitajec, rusycyzm oznaczający mieszkańca Indochin, nieistniejąca narodowość.
[6]- skuła z rosyjskiego скула częściej w liczbie mnogiej скулы to kość policzkowa.
[7]- harap, zdrobn. harapnik, bicz myśliwski o krótkiej rękojeści i długim splecionym rzemieniu zwężającym się stopniowo, zakończony tzw. trzaskawką z włosia.
[8]- Formozki proliw, ówczesna nazwa, obecnie Taiwan Haixia czyli Cieśnina Tajwańska. Oddziela wyspę Tajwan od Chińskiej Republiki Ludowej, łącząc Morze Wschodniochińskie i Morze Południowochińskie. Długość wynosi około 360 km, szerokość od 130 do 250 km, powierzchnia około 85 tys. km2.
[9]- stosowano wówczas skalę temperatur Réaumura. W skali Réaumura temperatura topnienia lodu (zamarzania czystej chemicznie wody) odpowiada 0° (tak jak w skali Celsjusza), a wrzenia wody 80° (100°C), dlatego 1°C odpowiada 0,8° w skali Réaumura.
[10]- buchta, rusycyzm (Небольшой залив, обычно защищенный от бурь, используемый для стоянки судов.
), niewielka zatoka w której znajduje się port.
[11]- mogła to być wysepka Iohjima lub Takashima. Hashima jest zbyt daleko. W samym porcie jest Takahokjimka Island i to mogła być ta bliska wyspa o dość stromych brzegach. Była jeszcze sztuczna wyspa Deshima, ale tą łączył z lądem most.