Dziś dnia 18/30 maja 1890 roku o godzinie 4-tej po południu spotkał mnie cios straszny. Odebrałem depeszę od naczelnika remontu Hantomera o uwolnieniu mnie z posady wskutek denuncjacji przez dróżnika za to, że użyłem jednego z moich robotników do swoich prac w gospodarstwie. Byłem dozorcą osiem okrągłych lat, zemsta podwładnych, jak również mściwość miejscowego stacyjnego żandarma zdruzgotała nasz cichy spokój domowy i stanowisko tak mozolnie dosłużone wieloletnią pracą i cierpieniami. Serce się rozdzierało kiedy ludzie korzystając z okazji zabierali za pół darmo konie, krowy, wozy i narzędzia rolnicze. Musiałem opuścić śliczny ogródek owocowy, ulepszone grunta i tak na każdym kroku widziałem moją pracę i mozoł, które musiałem opuścić darmo, nawet bez podziękowania i przekazać memu następcy. Rozpacz miotała mną straszna na samą myśl, że zostaję bez posady, a nie mając żadnego poparcia, ani protekcji zostałem bez nadziei. Na nieszczęście moje kilka miesięcy wcześniej dostał dymisję ojciec żony, który był także dozorcą drogowym na tej żelaznej drodze w Warszawie.
Miałem więc dość liczny dom, bo rodziców żony wziąłem do siebie dzielić się ostatnim kęsem chleba. Oprócz tego dwie siostry żony-panny, następnie żona i dwoje małych dzieci, które już potrzebowały nauk. Było zatem komu jeść, a ja jeden bez pomocy musiałem myśleć w jaki sposób rodzinę tak liczną wyżywić. Miotałem się w rozpaczy strasznej i wyprowadziłem się z kolei, gdzie 8 lat błogiego życia i wspomnień pozostawiłem. Wynająłem mieszkanie w Lublinie, mieście gubernialnym Królestwa Polskiego. Ulokowałem liczną rodzinę w mieście, a sam byłem bez posady, a w mieście wszystko jest nadzwyczaj drogie zaczynając od mieszkania, aż po zapałki. Chociaż po sprzedaży wszystkich ruchomości z posady zebrałem 600 rubli, lecz cóż to było mieszkać w mieście z tak liczną rodziną. Żeby to tylko była moja rodzina to bym wynajął szczuplejsze mieszkanie i skromniejsze wydatki, ale rodzice i rodzeństwo było przyzwyczajone do wygodnego życia. W rodzinie żony i dalszej familii nie było szczerości i otwartości lecz Etykieta, skrytość i samolubstwo.
Żona przymilała się do rodziców i sióstr nie patrząc na swą własną rodzinę, to jest dzieci i co będzie dalej, gdy fundusze się wyczerpią. Nie liczyła się z wydatkami, mieszkanie wynajęte za 150 rs rocznie, co się tyczy żywności, to na niczym nie zbywało. Wiem, że moja najdroższa żona o dużo zmniejszyłaby wydatki, gdyby była sama bo ona biedaczka byle czym się zadawala, nawet najnędzniejszym utrzymaniem. Bynajmniej nie żałowałem kawałka chleba rodzicom i rodzeństwu, w ich krytycznym położeniu podzieliłem się ostatnim kęsem chleba. Lecz mnie to bardzo bolało, że familia rodziców żony mogłaby przyjść z pomocą, jeśli nie mnie to chociaż podać rękę w niedoli Ojcu żony, ale gdzie tam! Tak się zamknęli, jakby byli sobie obce, tylko ubolewali, litowali się i na tym koniec, a tu groziła po prostu głodowa śmierć.
Szczególny żal mam do szwagra ojca żony, inżyniera, byłego naczelnika dystansu pod którym ja i mój teść służyliśmy jako dozorcy drogowi. Człowiek majętny, miał tylko jednego syna i w 1889 roku podał się do dymisji i kupił ziemski majątek w którym po długoletniej służbie chciał wypocząć. Otóż syn jego Julek Liszko, chociaż był agronomem po studiach nie chciał i nie lubił gospodarzyć przeto pozostał na posadzie w głównym magazynie Kolei Nadwiślańskiej.
Sam stary Liszko nie chciał gospodarzyć przeto dał najpierw ogromną przemowę na ile on dobry i jak wielką czyni łaskę zabierając siostrę swej żony i szwagra tj. mego teścia, ażeby się zajmowali gospodarką. I rzeczywiście ulżyło
moim barkom trochę, dwie osoby w mieście mniej do życia coś stanowiło. Ja w tym czasie rzucam się, miotam na wszystkie strony żeby się zahaczyć na posadę chociaż starszego robotnika, w końcu chciałem zostać po prostu etatowym robotnikiem i tego nie mogłem otrzymać. Rozpacz straszna mną miotała co będzie z dziećmi, z żoną i rodziną mojej żony, która była pod moją opieką. Straciłem nadzieję, ufność, serce się ściskało, gdy myślałem o smutnej przyszłości.
Nareszcie pojechałem jeszcze raz do Warszawy i wałęsając się po ulicach bez celu zmordowany, głodny, przybity i przygnębiony przypomniałem sobie, że mieszka tu rodzina inżyniera Kosteckiego [7]. Rodzinę jego znałem dawniej, kiedy onże był naczelnikiem dystansu na tej linii, gdzie ja byłem dozorcą. Otóż Kostecki na dwa lata przede mną także otrzymał dymisję, a jego liczna rodzina doświadczyła wielkiej biedy będąc na bruku. Bóg się ulitował nad nim i jego zacną rodziną i Kostecki dostał posadę inżyniera do Bessarabii[8] na badania nowej, mającej się budować linii z pensją 300 rs. na miesiąc. Poszedłem do pani Kosteckiej,opowiedziałem o rozpaczliwym moim położeniu, w którym i ona niedawno była. Ta zacna kobieta tak do serca przyjęła moje położenie iż rzekła: "jadę na dniach do Bessarabii na czas wakacji do męża i bądź pan pewny, że poproszę męża, aby panu jakąś posadę wyrobił".
Mało miałem nadziei będąc doświadczony w obiecankach, ale upływa 10 dni, odbieram telegram od p. Kosteckiego, że wysyła dla mnie bilety II klasy wolnej jazdy i mam natychmiast po ich otrzymaniu przyjechać do Bessarabii do niego na posadę z pensją 60 rs. na miesiąc. Radość moja była bez granic, złożyłem serdeczne dzięki Bogu i pomodliłem się za rodzinę moich dobroczyńców Kosteckich. Z otuchą w sercu i nadzieją w Bogu osadziwszy moją rodzinę w Lublinie zaopatrzyłem ją we wszystko co potrzeba do życia oraz w malutki fundusik i wybrałem się w daleka drogę do Bessarabii
na posadę.
Po kilkudniowej podróży pociągiem i końmi dojechałem do bessarabskiej wioski Parkany[9], gdzie tymczasowo mieszkał Kostecki ze swoją rodziną. Tymczasowo, gdyż przy studiach nad drogą żelazną tylko mierzy się i mierzy oraz posuwa się stale dalej lub cofa się dla ulepszenia. Jednym słowem życie studyjne jest ciągle koczujące, najdłużej się mieszka na jednym miejscu przez miesiąc i dalej.
W tym obcym kraju, obcy język tj. mołdawski[10], ledwie się dopytałem na migi, gdzie mieszka inżynier. Pokazali mi chatkę mołdawską, zastałem tam panią Kostecką z dziećmi. Jakże mile i serdecznie mnie przyjęła ta zacna dusza. Byłem zmęczony podróżą, pokryty kurzem. Nakarmili mnie, napoili, umyłem się i przebrałem, zupełnie się odświeżyłem, jak bym był w rodzinnym domu. Dziatwa otoczyła mnie wypytując się o podróży, każdy z dzieci mi coś wtykał, ten cukierek, dziewczynki ciastko. Tak się rozczuliłem, myślałem że jestem w domu wśród mojej rodziny.
Wieczorem przyjechał z roboty p. Kostecki, a na drugi dzień poszedłem i ja do roboty na studia. Mozolna to i ciężka praca bo od świtu do nocy ciągle trzeba biegać z pomiarami i tak upłynęły 3 miesiące. Trzymaliśmy się razem w gromadzie i posuwaliśmy się coraz dalej z obozem wybierając coraz to inną wieś na główną kwaterę. Było to lato i było nam gwarno i wesoło z liczną rodziną Kosteckich. Oprócz męża i żony była tam jedna córka dorosła panna, syn 15 lat, drugi synek 7 lat, córeczka 12 lat i kuzynka państwa Kosteckich dorosła panienka i jeszcze guwernantka, stara panna. Cała paczka przyjeżdżała do roboty na pole, biegali, dokazywali, następnie obiad pod gołym niebem. Dopiero wieczorem wracaliśmy ze śpiewami do wsi na kwaterę.
Niestety już w drugim tygodniu byłem znużony ciężką pracą od świtu do nocy, bieganiem po stromych górach i wysokich skałach. Oprócz strasznego znużenia fizycznego połączonego z niebezpieczeństwem utraty życia, nurtowała mnie tęsknota za ukochanymi pozostawionymi daleko od mego serca...
[2]-tu: gospoda, zajazd
[3]-obecnie Milejkowo oraz Krewo należą do Białorusi, obwód Grodno
[4]Koszedary - (lit. Kaišiadorys) - miasto litewskie zamieszkałe obecnie przez 37 000 osób. Leży pomiędzy największymi litewskimi rzekami Neumas i Neris, jak również pomiędzy dwoma największymi miastami Litwy, stolicą Wilnem oraz Kownem. Ważny węzeł kolejowy, linia do Libawy (Lipawa,łot. Liepaja, ros. Lijepaja, niem. Libau), port nad Bałtykiem, obecnie należy do Łotwy.
[5]-zgodnie z kalendarzem stuletnim był to czwartek.
[6]-krup, z ang. croup, choroba zakaźna występująca głównie u dzieci, zmiany w krtani przez błoniaste naloty powodujące duszenie się dziecka, odmiana dyfterytu.
[7]- Józef Kostecki (*16.11.1844 Łosice), syn Wojciecha i Anny Abramskiej. Ukończył gimnazjum w Siedlcach. W 1866 roku stąpił do Szkoły Głównej Warszawskiej. W 1870 roku, będąc studentem Uniwersytetu Warszawskiego, ożenił się z Marią vel Marianną Możdżeńską a Władysław Kostecki z Apolonią, jej siostrą rodzoną. Józef Kostecki w 1870 roku ukończył Uniwersytet w stopniu kandydata nauk matematycznych. Kształcił się następnie w Instytucie inżynierów w Petersburgu, gdzie uzyskał stopień inżyniera komunikacji. Pracował przy budowie Kolei Petersbursko-Witebskiej. Od 1877 roku był urzędnikiem Kolei Warszawsko-Tereszpolskiej i mieszkał w Siedlcach, następnie został naczelnikiem 5 dystansu Kolei Nadwiślańskiej i mieszkał we wsi Obłonie. Józef i Maria, małżonkowie Kosteccy, mieli dzieci: Apolonię Józefę (*08.02.1873 Warszawa);Władysława Józefa (*11.05.1875 Warszawa);Stefana Cezarego (*13.08.1885 r. Obłonie, par. Chełm).W 1888 roku dostał posadę inżyniera z pensją 300 rubli srebrem na miesiąc w Besarabii, przy robotach związanych z budową linii kolejowej. Około 1890 roku Kostecki miał dzieci: dorosłą córkę, pannę; syna 15 lat; córeczkę 12 lat; i drugiego syna 7 lat. W 1890/91 roku spędził zimę z rodziną w Warszawie. Na wiosnę miał już wyznaczone stanowisko zastępcy naczelnika XV odcinka do Bielc, powiatowego miasta w Besarabii. Wczesną wiosną 1891 roku zastępował naczelnika odcinka, który miał przyjechać dopiero w maju.
[8]-Besarabia, z rumuńskiego: Bassarabia, płn.-wsch. część Rumunii między Dniestrem, a Prutem o pow. 45 tys. km kw., obecnie część Mołdawii, a dokładnie Republiki Mołdowy. Od XIV w. należała do hospodarstwa Mołdawskiego, potem pod panowaniem Turcji. Od r. 1812 przeszła do Rosji, która rozbudowywała tam linie kolejowe w opisywanym czasie. Np. w r. 1876 na zaproszenie Wydziału Kolejowego Besarabii przybył sam inżynier Eiffel, twórca słynnej paryskiej wieży, aby odbudować zniszczony przez powódź graniczny most kolejowy w Ungheni na rzece Prut.
[9]-Parkany (Parcani)- wieś 10,5 km na zachód od Tyraspola na terenie samozwańczej Republiki Naddniestrzańskiej. Rosjanie sprowadzili tam osadników z Bułgarii w latach 1840-57 w ramach intensywnej kolonizacji tych terenów.
[10] raczej rumuński używany przez miejscową ludność lub też bułgarski stosowany przez osadników w tej miejscowości. Język mołdawski to dialekt języka rumuńskiego. Do 1989 roku, w odróżnieniu od języka rumuńskiego używanego w Rumunii, zapisywany był za pomocą cyrylicy. Obecnie - tak jak w Rumunii - w Mołdawii używany jest alfabet łaciński, jednak w Naddniestrzu nadal używa się cyrylicy.