Do stworzenia tej strony skłoniło mnie głębokie wewnętrzne przekonanie, że Kraków i Małopolska mimo, że leżą w granicach Polski, mentalnie tkwią jeszcze w czasach Królestwa Galicji i Lodomerii.
Nie trzeba być specjalnie spostrzegawczym, aby zauważyć tą odrębność i to nie tylko mentalną, ale także społeczną i prawną. Tak, prawo galicyjskie, czy też raczej jego specyficzna reinterpretacja, to jeszcze jedno dziwo tego regionu. Pod rządami tej samej Konstytucji oraz identycznie brzmiących ustaw dokonuje się w Rzeczpospolitej Krakowskiej miękki zamach stanu polegający na:
1/ nie spotykanej nigdzie biurokratyzacji procedur administracyjnych, skarbowych i innych powodującej, że dochodzenie do swoich praw jest przez obywatela niemożliwe lub też w najwyższym stopniu utrudnione
2/ stosowanie galicyjskiej wykładni prawa polegającej w skrócie na idei, że to urząd ma rację, a nie obywatel,
3/ wprowadzanie nowych standardów moralnych i społeczno-obyczajowych w znacznej mierze pod dyktando jedynej słusznej religii.
Nie jest moim zamiarem dowodzenie tych wszystkich tez po kolei, czy też mnożenie dowolnie wziętych z życia i prasy codziennej przykładów. Jest ich aż nadto. Skoncentruję się na opisie moich prywatnych bojów z biurokracją galicyjską oraz na nielicznych, acz dobitnych przykładach owej specyficznej odrębności. Moim głównym celem jest pomoc dla wielu miłośników genealogii, którzy przegrywają 90% potyczek z lokalnymi urzędami stanu cywilnego w kwestii wydania im dokumentów niezbędnych do odtworzenia dziejów swojej rodziny.
To zgoła niewinne i pożyteczne hobby jest bezlitośnie tępione przez urzędników USC z wykorzystaniem ustawy o aktach stanu cywilnego pochodzącej z czasów głębokiego PRL. Literalne stosowanie tej ustawy uniemożliwiłoby wszelkie badania genealogiczne. Do obrony swego stanu posiadania urzędnicy powołują się dodatkowo na przepisy prawa, które w tych sprawach nie mają żadnego zastosowania, co wykażę dalej. Walka z krainą absurdu jest niełatwa, gdyż Wojewoda Małopolski będący pierwsza instancją odwoławczą w sprawie decyzji administracyjnych przyklepuje ochoczo postanowienie podległych mu urzędów.
Trudniej nieco jest obronić galicyjskie decyzje w Wojewódzkim Sądzie Administracyjnym, ale i tam przecież panuje duch solidarności lokalnej nawet wśród znakomicie wykształconych na UJ prawników. Stosunkowo łatwiej jest obronić swoje racje w Naczelnym Sądzie Administracyjnym, ale kto ma cierpliwość, czas i pieniądze, aby wojować do samego końca?
Wolę zatem przedstawić swoje racje publicznie w ten właśnie sposób, aby skruszyć chociaż w małym stopniu twardy mur biurokracji galicyjskiej. Na tym symbolicznym murze siedzi czarny kruk (patrz herb powyżej), pod nim trzy korony, czyli wymienione wyżej trzy zasady działania aparatu urzędniczego, a nad tym korona cesarsko-królewskiej monarchii absolutnej, której władza nad obywatelem dorównywała dzisiejszej galicyjskiej biurokracji.
zbigkurzawa@wp.pl