STRONA PIĄTA ( str.244-247 oryginału)gdzie ekspedycja budowniczych kolei ogląda dwie ścięte głowy hunchuzów zawieszone za warkoczyki na drzewie. Poznajemy też gubernatora prowincji i chiński raj dla kobiet. Wyjazd do Girynia-po drodze zabawa ściętą głową zamiast piłki.
Następnie obóz nasz ruszył, opuściliśmy koszary i siedliśmy na konie. Lecz tylko odjechaliśmy 100 kroków od koszar naraz widzimy przydrożne drzewo i nisko od ziemi na gałęzi uwiązane za kosy[1] dwie odcięte głowy świeżutkie. Chiński oficer wyjaśnił nam, że ich kawaleria jadąca o dzień jazdy przed nami poluje na hunchuzów i musieli złapać 7 bandytów z tej szajki, którzy chcieli na nas napaść nocą. Dwóm odcięli głowy i powiesili na drzewie dla przykładu, ażeby wszyscy widzieli, a 5 hunchuzów odesłali do miasta na ścięcie. Tych właśnie widzieliśmy w koszarach. Obejrzeliśmy wiszące głowy, a doktor momentalnym[2] aparatem zdjął z nich fotografie i ruszyliśmy dalej.
12-tego dnia przyjechaliśmy do gubernialnego miasta Nin-gu-tscha[3], gdzie mieszka gubernator chiński, stoi wojsko, a ludności ok. 5o tysięcy. Władza wyznaczyła nam na postój rządowy niby klasztor, ogromne podwórze, w środku 4 kumirnie z mnóstwem ogromnych rozmiarów bożków i dwie ogromne fanzy do których przyjezdni chińczycy-pielgrzymi się lokują. Od pierwszego dnia oblegali nas tysiące ogolonych chińskich głów z długimi kosami podziwiając nas, dotykając palcami ubrania i dziwiąc się wszystkiemu co mamy i co jest europejskie. Tego dnia rozlokowaliśmy się w fanzach, które są nadzwyczaj niewygodne dla Europejczyka. Okna niewielkie, oklejone papierem zamiast szkła, tak u biednego, jak i gubernatora. Wzdłuż całej fanzy wymurowane z cegły lub gliny rodzaj nar[4]. Z jednego końca pod narami palą ogień, który przechodzi niby-trąbą pod narami i ogrzewa je i cokolwiek fanzę, albowiem innych pieców nie znają. Zatem na tych ogrzanych narach siedzą, śpią i obok niziutkich stoliczków podwinąwszy nogi siedzą. U biednych na narach są położone maty, u bogatych dywany, na stolikach rozmaite chińskie fatałaszki i cacka.
Na drugi dzień Weber ze starszymi agentami w 6 osób pojechał konno z wizytą do Ningutińskiego Huchun-ta-ja tj. Gubernatora, a wieczorem tego dnia posłano mu podarki tj. jeden dywan i stołowy grający zegar. Na drugi dzień gubernator rewizytował w pełnej formie-na przodzie jechali trębacze z niezmiernie długimi i cienkimi trąbami i niemiłosiernie hałasowali, każdy po swojemu, bez żadnego składu lub melodii. Za nim żołnierze z przedwiecznymi, błyszczącymi toporami na drzewcach. Za żołnierzami w galowym ubraniu jechał na mule huchuntaj w jedwabnej, kolorowej spódnicy i w czarnej czapeczce z różową, generalską gałką. Za nim jechali żołnierze z karabinami, oberwani, boso, wszyscy byli konno. Z tyłu wieźli nam podarunki tj. jednego barana, wielki dzban soli, wór ryżu i skrzynia herbaty około 2-ch pudów.
Gościł u nas za stołem przeszło 2 godziny, częstował się naszym szampanem, karmelkami i innymi łakociami, co niezmiernie mu smakowało i na wpół pijany od europejskich trunków i obżarty pojechał do domu.
Kobietę tutaj spotkać na ulicy to fenomen. Kobiety tu nic literalnie nie robią, nigdzie nie chodzą, nawet dzieci nie chowa. Jeśli urodzi to tylko tyle dzieckiem się zajmuje, póki karmi piersią, a potem już przechodzi pod opiekę męską. Same zaś kobiety tylko siedzą z podkulonymi nogami, a mężczyźni gotują, piorą bieliznę, szyją z delikatnego jedwabiu tak dla siebie, jak i dla kobiet. Kobieta nic nie umie i nic nie robi. Jeśli kobieta spotka się z Europejczykiem to albo ucieka, albo przylgnie twarzą do ściany, aż intruz przejdzie. Chodzą drobniutko na miniaturowych nóżkach-ma ona długość najwyżej 4 polskie cale[5].
Miasto to jest jeden wychodek, błoto wstrętne, uliczki wąziutkie. Chińczycy bez ceremonii na ulicach przykucają paskudzić wśród przechodniów, jest to tutaj normalne. Zdechłe psy, koty i wszelkie nieczystości gniją na ulicach w głębokim błocie, które cały rok nie wysycha, chyba tylko zimową porą, kiedy zamarznie.
Odpoczęliśmy sześć dni tj. 6-tego sierpnia wyjechaliśmy z Ninguty kierując się na południe na gubernialne, ogromne miasto Giryń.[6]
Kiedy nasz obóz jechał miastem tysiące chińczyków żegnało nas i odprowadzało przez całe miasto. Kiedy minęliśmy ostatnie zabudowania mój furman zaczyna coś na migi objaśniać i pokazywać wprzód na drogę. Ofuknąłem go delikatnymi ruskimi słowami, ale patrzę naprzód i widzę na ziemi coś białego, a obok krążą 2 psy i kilka świń. Były to nagie ciała ludzkie- zsiedliśmy z bryczek i oto wstrętny i okropny widok- 5 trupów obok siebie, a tuż leżą poodcinane głowy w zastygłej kałuży krwi. Po tych głowach poznaliśmy, ze to ci sami nieszczęśni hunchuzi, których widzieliśmy w koszarach zakutych w drewniane dyby.
Gubernator specjalnie kazał ich na naszej drodze ściąć, aby pokazać że rząd chiński nie cacka się z hunchuzami, których uważa się za psów. Po ścięciu nie wolno zabierać ciała na cmentarz, tylko muszą leżeć tam tak długo, aż je zjedzą psy lub świnie. Przed ścięciem ich wpierw hańbią tj. ucinają nożem kosę. Potem żołnierz z ciężkim mieczem odcina na drewnianym pieńku głowę, ale wprawy nie ma więc tnie po plecach lub po czaszce, to poprawia uderzenie drugi lub trzeci raz, aż łeb odleci. Nasi chińscy furmani na taki widok są zupełnie obojętni, z zimna krwią jeden z chińczyków wziął uciętą głowę i zaczął ja podrzucać w górę bawiąc się jak piłką. Uwalał się krwią, aż musiałem go obłajać, dopiero rzucił głowę. Oni widzą takich egzekucji setki, w Ningucie ścinają po 500 głów, a w Girynie rocznie ścinają 2000 hunchuzów. Tam jednak kopią dół ogromny i ścinają od razu 100 do 200 głów i chowają w tym dole pozostawiając na powierzchni kilka ciał dla przykładu.
Po zdjęciu momentalnej fotografii przez doktora pojechaliśmy dalej.
[1] - zobacz przypis 6 na stronie drugiej tej części pamiętnika
[2] -chodzi o aparat kliszowy, ale stosujący już migawkę otworkową. Warto przypomnieć, że pionierem fotografii w Rosji był Polak-Karol Józef Migurski. Wydał on pierwszy w tym kraju podręcznik fotografii w roku 1859 w Odessie. Fotografował wojnę rosyjsko-turecką w latach 1877-78.
[3] -Nin-gu-tscha-zob. przypis 3 na stronie "Historia kolei płd.-chińskiej".
[4] - nary z ros. prymitywne prycze z desek, często zbiorowe. Tutaj ceglane lub gliniane.
[5] -zwyczaj krępowania stóp dziewczynkom zapoczątkowano w pierwszych latach dynastii Song (960-1279) i trwał on ponad tysiąc lat. W czasach dynastii mandżurskiej były dwa krótkie okresy w których zwyczaj ten był zakazany (1644-1675) i w okresie powstania tajpingów (1850-64). Rozpoczynane we wczesnym dzieciństwie krępowanie stóp nie tylko przysparzało wielu cierpień, ale prowadziło do trwałego kalectwa. Chodziło o przywiązanie dobrze urodzonych kobiet do domu i ograniczenie ich aktywności. Zwyczaj definitywnie zlikwidowano po r. 1911.
[6] - ros. Giryń lub Kirin, obecnie Jilin w prowincji Guangxi Zhuangzu Zizhiqu.