STRONA DZIESIĄTA ( str.263-269 oryginału)
gdzie obserwujemy jeszcze jedną krwawą egzekucję 40 skazańców-tym razem także kobiety oskarżonej o zamordowanie męża. Po egzekucji nasz kronikarz idzie tropem ściętych głów.

Giryn-23 listopada
Dziś po południu byłem po raz ósmy na egzekucji tj. ścinaniu głów hunchuzów i jednocześnie poniosła śmierć w torturach kobieta na temże placu, gdzie kałuże krwi nigdy nie wysychają, kiedy nową partię ludzi przywożą rżnąć, a rżną co dzień po 15 do 30 hunchuzów odrazu. Otóż poszedłem i dziś na 8-mą egzekucję tylko dlatego, że mają ścinać 40-tu hunchuzów i jedną kobietę, która dopuściła się morderstwa tj. zabiła siekierą swego męża, który przeszkadzał jej w związku z kochankiem.
A zatem cała ceremonia-jak już poprzednio opisywałem-zaczęła się od hałasu długich i ciężkich trąb poprzedzających pochód z 40-toma skazańcami na 13-tu wozach. , po trzech na każdym wozie powiązanych sznurami do tyłu, a na nogach drewniane kłody. Na czternastym wozie wieźli kobietę-chinkę na śmierć w torturach.
Chcąc się przyjrzeć bliżej skazańcom, zobaczyć ich rysy twarzy na kilkanaście minut przed egzekucją podjechałem konno do pochodu mając ze sobą chińskiego tłumacza. Pochód ten ciągnął się prawie na całą wiorstę przez główną ulicę miasta w tym samym porządku, jak opisałem poprzednio. A zatem podjechałem do sznura wozów na których wieźli skazanych i jadąc obok obserwowałem ich twarze. Były one i smutne i zamyślone, ale też i wesołe, niektórzy raźnie rozmawiali ze sobą i z żołnierzami. Ale ogólnie twarze były strasznie brudne, zarośnięte, ubrania poszarpane, świecące gołym ciałem. Głowy poczochrane, a u każdego warkoczyka były przymocowane długie, białe tabliczki z nazwiskiem oraz skąd pochodzi. Jadąc tak obok widziałem, że się mnie-jako ruskiemu-z ciekawością przyglądali, coś do mnie mówili, a nawet się śmiali z mego europejskiego kostiumu[1]. "Rus, Rus, Szango" - wołali, co znaczy "ruski dzielny".
Był między jeden starzec, lat 70 i niemal dziecko, chłopaczek lat 14-ście, a reszta młodzi i silni jak dęby. Nagle słyszę, że z tyłu przywołuje mnie jeden z hunchuzów, a zatem podjechałem z tłumaczem. Był to młody, lat ok. 25, silny i dosyć przystojny. Powiada, że widział mnie 2 tygodnie temu ok. 15 wiorst za Girynem na rzece Sungarze. "Ja nie byłem z hunchuzami"-mówi, "ja prowadziłem szałandę[2] (rodzaj małej barki-uwaga A.N.), która weszła na mieliznę, a w tym czasie chińscy żołnierze robili w okolicy obławę na hunchuzów i kilku z nich dopłynęło z brzegu i ukryli się w mojej szałandzie. Złapani przez żołnierzy powiedzieli, że ja byłem z nimi i nie pomogły moje tłumaczenia, wzięli mnie za hunchuza i skazali niewinnie na śmierć!". Jestem pewien, że biedak mówił prawdę, bo co by mu przyszło z okłamywania na kilkanaście minut przed niechybną śmiercią. A ja rzeczywiście byłem dwa tygodnie temu 15 wiorst za Girynem na rzece Sungarze, gdzie przyjmowałem las[3] na tratwach. Widziałem też stojącą na mieliźnie szałandę i kilku na niej chińczyków, a między nimi był jeden z tych nieszczęśliwych, który mnie spostrzegł.
Nareszcie pochód stanął na placu , pozdejmowali skazańców z wozów i poustawiali wszystkich w 4 rzędy na kolanach. W tej chwili kat zaczął szatkować i głowa za głową zaczęła spadać, krew tryskać, a tułowia z głuchym łoskotem padały jak snopy obalone wiatrem.
[Rozmiar: 34753 bajtów] Wreszcie po uprzątnięciu placu oficer dowodzący dał rozkaz do rozpoczęcia egzekucji kobiety. Była to młoda kobieta,lat 25, niebrzydka chinka w zwyczajnym, chińskim ubraniu tj. szerokich spodniach, niebieskim kaftanie. Cały czas siedziała na wozie przyglądając się egzekucji i grzebaniu ciał. Nie płakała i nie rozmawiała, ręce miała związane z tyłu, ale na nogach nie miała kłody. Kiedy dwóch pomocników zsadziło ją z wozu nie opierając się poszła do pala, gdzie posadzili ją przy tym dębowym palu i kosą jej własną przywiązali głowę.
Następnie zupełnie ją obnażyli, przy tej czynności zaczęła nieszczęsna płakać i lamentować. Potem przywiązali ręce do pala i kat zaczął powoli odcinać prawe ucho. Przy dotknięciu noża kobieta wydała przeraźliwy krzyk, trysnęła krew, potem kat odciął drugie ucho, a nieszczęśliwa jęczała strasznie. Potem kat zaczął wyłupywać oko-tu już kobieta nie krzyczała, a wyła z bólu rozdzierająco, aż zaczęło mi się w duszy robić mdło, ale zacisnąłem zęby i patrzyłem, aby dokładnie i szczegółowo opisać barbaryzm chiński.
Jęki nieszczęśliwej wypełniały plac, twarz zalana krwią, zamiast oczu zostały dwie czerwone jamy. Kat zaczął odcinać rękę, jeszcze krzyczała, drugą rękę po same ramię, krzyczała, ale słabym juz głosem. Ucięte części kat rzucał na plac, aby psy zjadły żywego jeszcze człowieka. Potem zaczął wyrzynać pierś, przy tej operacji szatańskiej nieszczęśliwa wydawała niby stękanie, cały jej korpus był oblany krwią.
Na koniec kat zaczął od góry rozpruwać brzuch-jęknęła jeszcze jakimś nieludzkim głosem chropawym i ciało zsunęło się niżej, a wnętrzności wypłynęły na ziemię parując oblane krwią. Ustały drgania i jęki, ale kat zawiązał jej sznur na szyję i przy pomocy kołka zaczął sznur skręcać, chociaż nieszczęśliwa już nie żyła. Po 5-ciu minutach odwiązali bezkształtną masę od pala, porwali do jamy i zakopali, ale tak płytko ażeby psy mogły to ciało porwać i zjeść.
Nareszcie wszystko się skończyło, w ciągu jednej godziny 41 ofiar wyzionęło ducha na tym strasznym placu śmierci. Na placu już nikogo nie było, ja zaś chcąc się dowiedzieć co się robiło z odciętymi głowami hunchuzów i dokąd ich ponieśli, to przez tłumacza dowiedziałem się, że te głowy biorą za miasto, gdzie wychodzi główny trakt. I tuż za miastem klatki z głowami na drzewach rozwieszają by widzieli przyjezdni. Chcąc dopełnić mój dziennik pojechałem na wskazane miejsce. Przy ostatnich domach obok drogi traktowej rosły wysokie drzewa i tu spostrzegłem zawieszone na 2 arszyny nad ziemią kilka klatek z głowami odciętymi. Zdziwiłem się, gdzie się reszta głów podziała, gdyż tu wisiały tylko cztery. Gdzie się podziało 35 głów? Zobaczyłem nagle kilkanaście psów, podszedłem i tu oczom moim przedstawił się straszliwy widok. W dołku leżało tych 35 głów, lecz już nie w klatkach, a tylko tak, na kupie. Wszystkie głowy miały obcięte warkoczyki i jak objaśnił mi tłumacz ci, co głowy przywieźli handlują później tymi kosami i wywożą za granicę. Niektórzy nawet zabierają te głowy i topią z nich tłuszcz, który ma być bardzo delikatny i używany na pomady i maście różne. Podszedłem dalej, a tam widok okropny mnóstwa obgryzionych, gnijących i zupełnie już białych czaszek. Całymi stosami leżały na polu, można było narachować na kilkadziesiąt tysięcy głów i to wszystko ściętych hunchuzów. Aż strach pomyśleć skąd się te hunchuzy biorą, skoro w samym Giryniu co rok ścinają do 4 000 głów i to od niepamiętnych czasów.
Miałem już dość tych przeżyć okropnych, głowa ciężko przepełniona strasznymi widokami, straciłem apetyt na cały dzień.

Następna

Poprzednia


[1]-kostium, tu: z rosyjskiego-ubiór, strój.
[2]-szalanda, z jęz. francuskiego: chaland, wcześniej arabski:szalandi- barka bez własnego napędu przeznaczona do wywozu urobku z pogłębiarki-zwana dlatego błotniarką-lub innych towarów.
[3]-las,tutaj prawdopodobnie surowe kłody drzewne przeznaczone na podkłady kolejowe.