LUDWIK ŻYCHLIŃSKI- oficer Armii Potomaku

Ludwik Żychliński urodził się w roku 1837 w Wielkopolsce w starym rodzie szlacheckim herbu Szeliga, w którym żywe były tradycje powstania z 1830 roku i Wiosny Ludów. Kiedy skończył 20 lat czekała go służba w pruskiej armii. W zaborze pruskim w tym czasie narastała fala germanizacji- zniknęła polska nazwa "Wielkiego Księstwa Poznańskiego" zastąpiona bezprawnie przez "Provinz Posen". Zamknięto polską prasę, zlikwidowano stowarzyszenia, nasilono represje. Trwał tzw. Kulturkampf.
Młody Żychliński na fali rewolucyjnych nastrojów we Włoszech, dezerteruje z wojska pruskiego i przyłącza się do Garibaldiego. Bierze udział w słynnym marszu "czerwonych koszul" i cieszy się z odniesionego zwycięstwa. Awansuje tam do stopnia kapitana. Do kraju już nie może wrócić- wyjeżdża do krewnych w Anglii, a stamtąd w roku 1862 do Stanow Zjednoczonych.
Początek marca 1862 zastaje go w obozie pod Waszyngtonem w randze chorążego, gdzie przygotowuje się do udziału w walkach. Szybko jednak zostaje kapitanem na etacie majora. Do armii przyjęto go bowiem na podstawie listów polecających i awansowych Garibaldiego. W tym właśnie obozie ma okazję osobiście spotkać się z prezydentem Lincolnem. Myli się prof. Longin Pastusiak pisząc w swej książce "Prezydenci amerykańscy wobec spraw polskich" (p. bibliografia) twierdząc iż spotkanie z "kapitanem Louis Zychlinskim" odbyło się w czasie bitwy pod Antietam- bitwa ta miała miejsce pół roku później, a Żychliński nie brał w niej udziału i w ogóle nie był już w służbie federalnej. Profesor podaje ten termin za książką Josepha A. Wytrwal'a (poz.V/2 wykazu literatury), a tymczasem w "Pamiętnikach z wojny amerykańskiej" wydanych w Poznaniu w r. 1863 nasz bohater podaje datę dokładną. Rozmiar: 33550 bajtów Otóż to w dniu 28 marca 1862 roku Lincoln wizytował armię Potomaku w obozie pod Waszyngtonem- przyjechał konno w otoczeniu nielicznej świty. Po części oficjalnej prezydent chodził po obozie, zaglądał do namiotów i rozmawiał z prostymi żołnierzami przyjmując zażalenia, podania, prośby i skargi. Wojsko wiwatując wznosiło okrzyki na cześć "Unii i Republiki", nigdy nie na cześć samego Lincolna. Żartowano sobie z jego stroju i z niezbyt wojskowej jazdy konnej, ale żołnierze szanowali bardzo swego prezydenta- jego honor- jak pisze w swych wspomnieniach Żychlinski- był zarazem honorem każdego żołnierza.
Było i historyczne spotkanie z grupą Polakow- Żychliński znalazł się w delegacji oficerów i udał się z nimi do prezydenta. Lincoln mieszkał w obszernym namiocie /wizytacja armii trwała kilka dni/ i tam właśnie przyjął on naszych rodaków. W rozmowie zapewniono prezydenta i wodza naczelnego armii, że to duchy Kościuszki i Pułaskiego sprowadziły Polaków do Stanów Zjednoczonych, aby bronić wolności i Republiki. Przy tej okazji gen. Hooker przedstawił prezydentowi również Żychlinskiego /ciekawe jak wymówił jego nazwisko/ chwaląc odwagę Polaków w bitwach i rzetelne wykonywanie obowiązków. Prezydent podał rękę naszemu rodakowi i powiedział, że każdy Polak " już we krwi swojej posiada męstwo w boju i jest dobrym żołnierzem". Powiedział także, że Stany Zjednoczone czują głębokie współczucie dla Polski i nigdy nie odmówią Polakom gościnności i chleba. Na pożegnanie z delegacja polskich oficerów prezydent Lincoln oświadczył:
" Do widzenia z panami i po wojnie, bo my nie zapomnimy wynagrodzić tych, którzy nam dopomogli do zwalczenia nieprzyjaciela, pragnącego utrzymać niewolnictwo w Republice i dążącego do rozbicia całości owej Unii dobrowolnie zjednoczonej w silną państwową i solidarną całość".Ważkie to słowa wypowiedziane do tradycyjnych przyjaciół.
Następnie odbył się festyn, a oficerowie częstowali żołnierzy winem i innymi trunkami na własny koszt, śpiewano pieśni narodowe i międzynarodowe bowiem grała orkiestra czesko-polska, a było także kilku Rosjan.
Dzięki wspomnieniom Żychlińskiego poznajemy życie w obozie żołnierskim, a także tryb rekrutacji bowiem wyznaczono go do komisji werbunkowej. Komisja taka składała się z lekarza wojskowego Niemca, pułkownika-Amerykanina i dwóch kapitanów armii regularnej tj. samego Żychlińskiego i Włocha. Komisja ta jeździła do poszczególnych stanów i odbierała ochotników i rekrutów, a także konie i mundury dla wojska. Dochodziło przy tym do wielkich nadużyć- do wojska kierowano ludzi niezdolnych do służby, a konie zdychały zanim zdążyły dotrzec pod konnicę czy artylerię. Skala tych matactw była wielka, mimo surowych kar, a oficerowie z komisji poborowej byli narazeni na rozliczne pokusy w postaci bogatych prezentow i znacznych kwot łapówek. Szybko jednak zorientowano się, że Polak- dumny szlachcic- na żadne nieczyste interesy namówić się nie da. Nie mogli natomiast pojąć Jankesi dlaczego Włoch, syn kupca z Genui, kopert z dolarami nie przyjmował, a znalezione w kieszeni wraz z Polakiem przekazywał gubernatorowi.
Żychlinski podaje przykład generała, którego spotkał po służbie w sztabie udającego się do dowodcy korpusu w twierdzy Monroe. Po południu widział tegoż generała prowadzonego pod strażą, bez dystynkcji i z kulą galernika u nogi. Skazano go za malwersacje przy dostawach dla wojska i za "oszustwa popełnione z wyrachowaniem na skarbie publicznym". Jednakże nawet taka szybka i "sprężysta" sprawiedliwość nie zawsze odstraszała innych oficerow. Zarobki oficera nie były najlepsze- wprawdzie otrzymywał Żychlinski 216$ żołdu wraz ze wszelkimi dodatkami, ale musiał za to zakupić konia (300 do 600$) i mundur (280-350$), a nawet opłacić ordynansa i wyżywić się. Furaż dla konia także musiał kupować, albo brać z magazynów wojskowych na konto swej pensji. Wszystkie te rozliczenia były odnotowywane w książeczce płatniczej oficera. Żołnierze natomiast do stopnia wachmistrza /sierżanta/ pobierali wyżywienie w naturze tj.: mieloną kawę, cukier, jarzyny suszone, sól, melasę, mięso, suchary lub chleb pszenny, kaszę, smalec i ocet.
Częste były przypadki, że oficerowie stołowali się za opłatą u żołnierzy, bowiem ich porcje były obfite. Nastąpiła znaczna dewaluacja dolara- tylko 50% nominalnej wartości w bankotach można było wymienić na złoto. Żołnierze z kolei już w chwili werbunku otrzymywali wynagrodzenie w znacznej kwocie kilkuset dolarów, które zwykle pozostawiali rodzinie, a sami szli do armii niejako w ramach przymusu ekonomicznego. W początkowym okresie wojny brakowało bowiem pracy w fabrykach, a handel ogarnęła stagnacja. Na murach pełno było ogłoszeń, a agenci werbunkowi obiecywali złote góry dla ochotników. Żołd zwykłego szeregowca wynosił kilkanaście dolarów, ale nie musiał się on martwić o mundur czy wyżywienie.
1 kwietnia 1862 doskonale uzbrojona i nieźle przygotowana do walki armia Potomaku została załadowana na parowce i wyruszyła na tzw. Kampanię Półwyspową, której celem było zdobycie Richmond. Gwoli ścisłości dodać trzeba, że część oddziałow wyruszyła już 17 marca z rejonu Alexandrii. Żychliński pisze, że podróż trwała 27 godzin, a wylądowali w pobliżu Yorktown, gdzie toczyły się już walki. Oblężenie tego miasta trwało od 5 kwietnia do 4 maja. Po zajęciu Yorktown Armia Potomaku wyruszyła w kierunku Williamsburga, dawnej stolicy Wirginii napotykając na opór wojsk gen. Longstreet'a. Konfederaci opuścili jednak miasto i wycofali w kierunku Richmond. Po długiej obronie 9 maja padł nadmorski Norfolk /tam właśnie przebudowano okręt Merrimac na pancernik CSS VIRGINIA/, a 14 maja wojska McClellana wkroczyły do White House odległego tylko o 32 km od stolicy Konfederacji.
W dniu 31 maja obie armie spotkały się pod Seven Pines. Padło 4.300 zabitych i rannych żołnierzy Unii i 5.000 Konfederatów. 8 czerwca pod Cross Keys wojska McClellana spotkały się z dywizją gen. Ewella należącą do korpusu gen. Jacksona. Do ataku poszły pułki nowojorskie, 8, 27, 41 i 45, w których większość stanowili Polacy i Niemcy-tam najpewniej walczył i Żychliński.
W dniu 18 czerwca wojska federalne pod dowództwem gen. brygady George'a W. Morgana zajęły Cumberland Gap- ważne strategicznie przejście przez góry o tej samej nazwie w zachodnim paśmie Appalachów. Dla Konfederatów były to wrota do bogatego stanu Kentucky, a dla Unii było ważne z uwagi na sojuszników we wschodnim Tennessee i zachodniej części Płn. Karoliny. Zajęcie Cumberland Gap przecinało też linie zaopatrzenia rebeliantow. Ta-jak ją nazywano- "Krwawa Ziemia" często przechodziła z rąk do rąk.
W tym właśnie dniu kapitan Żychliński został ranny i po krótkim pobycie w lazarecie polowym odstawiono go na statek szpitalny. Tam nabawił się dodatkowo żółtej febry i kiedy jego statek dotarł do portu Baltimor był niezdolny do normalnego życia. Zaopiekowała się nim pewna zamożna rodzina z Filadelfii, gdzie ostatecznie pod czułą opieką powrócił do zdrowia. Kiedy jednak stanął przed komisją wojskową ta uznała go za niezdolnego do dalszej służby /także z powodu przepukliny, której nabawił się w polu/ i "uwolniła od przysięgi Stanom Zjednoczonym jako żołnierza".
Po odejściu z armii Żychliński zamieszkał w Bostonie, gdzie rozpoczął pisanie swoich pamiętników oraz przebywał często w bibliotece miejskiej "czytając gazety, czasopisma i dzieła interesujące" zastanawiał się nad losami wojny i polityką Stanów Zjednoczonych.
Jednakże wieści z kraju o wybuchu powstania styczniowego skłoniły go do wyjazdu. Dzielny ten oficer zapisał swoją kartę w styczniowej insurekcji. Był m.in. dowódcą oddziału powstańczego "Dzieci Warszawskich" utworzonego z młodzieży, która uciekła przed branką.
Odniósł także jedno z nielicznych zwycięstw w tym powstaniu- w bitwie pod Ossą. Sądzę, że warto przypomnieć ten epizod z powstania. Otóż oddział "Dzieci Warszawy" wkroczył w rejon Opoczna latem 1863 roku. W nocy z 9 na 10 lipca weszli do Ossy, gdzie czekając na resztę oddziałów Żychlinski szkolił nowo mianowanych oficerów i świeżo przyjętych żołnierzy.
Późnym popołudniem we wsi pojawił się oddział Kozaków. Siły polskie liczyły ok. 300 strzelców, 200 żuawów, 600 kosynierów i 200 ludzi nieuzbrojonych. Walkę rozpoczęli żuawi, którzy po ostrzelaniu Kozaków wycofali się. Rosjanie rzucili się za nimi w pogoń i zostali otoczeni przez pozostałe siły polskie. Zażarta walka trwała do zmroku, do walki włączyły się nowo przybyłe oddziały polskie, co ostatecznie zmusiło wroga do ucieczki. Na polu bitwy zostało 198 zabitych Rosjan, 11 rannych i 2 jeńców. Po stronie polskiej poległo ok. 50 powstańców. Inną tragiczną bitwę stoczył Ludwik Żychliński 14 lipca 1863 roku w Lubochni, poległo w niej wielu powstańców, a pięciu spłonęło żywcem w stodole w Brenicy - wszystkie ofiary pochowano na cmentarzu w Lubochni pow. tomaszowski.
Zadenuncjowany trafia pułkownik Żychliński na Sybir. Powraca do kraju w roku 1868 i osiedla się w zaborze austriackim. Dużo pisze, pracuje nad swoją wcześniej wydaną broszurą "Rzut oka na kwestyę narodowości" (Poznań-J.K. Żupański 1862, 57 str. ), a w roku 1882 wydaje "Przygody Wielkopolanina w Azji i Ameryce" /Poznań 1882/, będące rozszerzoną wersją wydanych blisko 20 wcześniej "Pamiętników z wojny amerykańskiej 1862 r."( Poznań, N.Kamiński i Spółka, 1863). W roku 1885 wydaje w Poznaniu ( W.Simon) "Pamiętniki byłego dowódcy dzieci warszawskich i byłego naczelnika sił zbrojnych powiatów warszawskiego i rawskiego" Napisał także "Obraz machinacyi mocarstw ościennych przeciw Polsce od roku 1763 do roku 1773" (Poznań: Księgarnia J.K. Żupańskiego, 1864) oraz "Rzecz o postępie"(Poznań, Księgarnia A.Cybulskiego, 1884).
W roku 1993 w serii East European Monographs Nr 392 ukazuje się w USA tłumaczenie pamiętników Żychlińskiego pt." The memories of Ludwik Żychliński:Reminiscences of the American Civil War, Siberia, and Poland"/tłum. Eugene Podraza, wstęp James S. Pula/. Można ją nabyć w Columbia University Press za 23,50$.
Przyszły badacz splątanych dróg życiowych mego bohatera ma zatem szerokie pole do działania tj.:
1/ Ludwik Żychlinski w wojsku pruskim
2/ Walki w szeregach Garibaldiego
3/ Emigracja do Anglii, a następnie do USA
4/ Walki w Armii Potomaku
5/ Udział w powstaniu styczniowym
6/ Katorga na Syberii-udział w powstaniu zabajkalskim w 1866 r.
/Warto przypomnieć, że Powstanie Styczniowe miało swój syberyjski epilog - Powstanie Zabajkalskie. Na tym terenie znalazło się ok. dwudziestu tysięcy zesłańców, którzy w większości - pomimo katorżniczego losu - nie zamierzali zaprzestać walki o Niepodległą. W 1866r. doprowadzili do powstańczego buntu (w sumie ok. 700 więźniów) zmierzającego do opanowania głównych ośrodków katorżniczych, oswobodzeniu uwięzionych i przedarciu się z bronią w ręku do Chin. Z przykrością należy podkreślić, iż klęska walczących była spowodowana głównie lojalistyczną postawą większości więzionych, dla których najważniejsze było "indywidualne ocalenie"/
7/ Działalność w kraju i publikacje po powrocie z zesłania.
Biorąc pod uwagę fakt, że Żychliński sam swoje życie opisał nie będzie to trudne, ale z drugiej strony często myli on daty i bitwy w których brał udział. Trzeba ustalić i zweryfikować jednostki w których walczył i funkcje jakie pełnił. Jednym słowem sporo pracy dla historyka, ale źródła są w zasięgu ręki- poznańska Biblioteka Raczyńskich ma w swych zasobach prawie wszystkie publikacje Żychlińskiego. Wspomniane wyżej wydanie w jęz. angielskim można zamówić do domu. Z kolei Wielkopolska Biblioteka Cyfrowa udostępnia lekturę kilku prac Żychlińskiego jak np. "Historya Sejmów Wielk. Ks. Poznańskiego do r.1847" wydana w r.1867 w dwóch tomach. Ogółem jest tam 6 publikacji.
Ramy tego artykułu nie pozwalają mi na tak dogłębne studia nad tą postacią, ale będę zadowolony jeśli kogoś zainspiruję do napisania biografii tego patrioty i żołnierza.
Ludwik Żychliński zmarł w roku 1891- nie wiem gdzie został pochowany, prawdopodobnie w swych rodzinnych stronach w Wielkopolsce.

Źródła:
1/Zob. bibliografia cz.V/1 oraz cyt. w artykule prace L. Żychlińskiego.
2/Odkrycia Anny Colucci-w nr 4/05/2004 SECESJI zamieściłem uzupełniający artykuł oparty na badaniach dokonanych na moją prośbę przez tą znaną badaczkę historii wojny secesyjnej oraz ustaleniach własnych.Wynika z nich, iż nasz bohater mijał się z faktami częściej, aniżeli można było przypuszczać. Zapraszam do lektury.

Autor: Zbig Kurzawa
marzec 2004 r.