DWÓCH GENERAŁÓW- Elon John Farnsworth i John Franklin Farnsworth-cz.VI

 

 

 


Ósmy Pułk Ochotniczej Kawalerii stanu Illinois wyrusza w pole
Bitwa o Wiliamsburg

[Rozmiar: 1102 bajtów]

 

[coat]

 

Niezbyt mocne i słabo obsadzone fortyfikacje Yorktown zatrzymały Małego Napoleona przez kilka decydujących tygodni. Pisał on do swej ukochanej żony[1], że prezydent Lincoln nieustannie gnębi go rozkazami, aby gromił buntowników. "Niech tutaj przyjedzie i zrobi to osobiście"-pisał w tym liście. Prezydent rzeczywiście przybył i załatwił sprawę miasta i stoczni w Norfolk. Może nie całkiem osobiście, ale przecież nikt nie mógł mu zarzucić, że kieruje wojną zza biurka w Waszyngtonie. "Zdobycie" miasta Norfolk to osobna, ciekawa historia z udziałem prezydenta, ministra wojny i blisko 80 letniego komendanta twierdzy Monroe gen. Johna E. Woola.[2]
[Ft.Magruder] Po wycofaniu się z Yorktown gen. Joseph Johnston był zdecydowany odejść w głąb półwyspu, aby przygotować się do obrony Richmond. Sprzeciwili się temu prezydent Jefferson Davis oraz jego doradca wojskowy Robert E. Lee. To spowodowało podjęcie opóźniającej akcji wojsk Konfederacji kierowanych przez gen. Jamesa Longstreeta na przedpolach dawnej kolonialnej stolicy Williamsburga, która w rezultacie kosztowała stratę 2 200 żołnierzy federalnych oraz 1 700 obrońców. I znowu decydował czynnik czasu-pozostałe siły Konfederacji wraz ze swą artylerią oraz zapasami mogły wycofać się bezpiecznie i bez narażenia na rozbicie i utratę tak cennego sprzętu.
5 maja nadal padał deszcz i warunki do walki były trudne. Mimo to piechota Hookera i Smith'a od świtu atakowała umocnienia rebeliantów, którzy utrzymywali się na linii Fortu Magruder. Był to ciąg umocnień leżących na wzgórzu u zbiegu drogi z Hampton i drogi Yorktown-Williamsburg. Sam fort był otoczony rodzajem naturalnej fosy i dysponował artylerią (zdjęcie). Na prawo od fortu ciągnął się pas umocnień ziemnych bronionych przez piechotę. Na zapleczu fortu znajdował się obóz, który w późniejszym okresie był wykorzystywany jako szpital dla żołnierzy federalnych i obóz jeniecki dla konfederatów. Kilkaset metrów od fortu znajdował się drugi ciąg umocnień. Były to zwykłe stanowiska strzeleckie, ale znowu położone korzystnie na łagodnych wzniesieniach. Na lewym skrzydle tej linii znajdowała się reduta nr 10 z dwoma działami Teren naszpikowany był ówczesnymi zasiekami, czyli drewnianymi zaporami ze sterczącymi, ostrymi palikami, tzw. abatis. Pola ostrzału oczyszczono wycinając drzewa i krzewy.
McClellan przebywał w Yorktown, a na pole walki wysłał najstarszego dowódcę korpusu gen. Edwina Sumnera. Miał on przed sobą dywizję Longstreeta i kawalerię Suarta, a do pokonania-oprócz przeciwnika-także złą pogodę. W wilgotnym powietrzu huk dział brzmiał dziwnie i nie sposób było określić kierunku skąd pochodził.
Kawaleria w tym starciu odgrywała raczej role widza. Nie sprzyjający teren uniemożliwiał bezpośrednie ataki czy szarże. Większość kawalerzystów było zgrupowanych na lewym skrzydle piechoty Hookera, gdzie mieli okazję do wymiany strzałów ze swymi odpowiednikami z dywizji Stuarta. Bardziej aktywny był 3. pułk z Pennsylwanii, który prowadził rozpoznanie lewego skrzydła nieprzyjaciela, ale unikał wejścia w zasięg ognia piechoty. Z kolei 8. pułk z Illinois, który osłaniał lewą flankę stracił ponoć dwóch zabitych i jednego rannego.[3] Jednego zaginionego zaliczyli też dragoni McClellana. Żołnierz ten zbliżył się zbytnio do linii nieprzyjaciela i został wzięty do niewoli.
Wątpliwości co do faktycznych strat 8. pułku z Illinois są spore. Z całą pewnością nie było żadnych strat w niedzielę 4 maja. Cały personel medyczny tego pułku tj. dr Hard, jego zastępca dr Samuel Crawford, dr Theodore Stull oraz pielęgniarz Robert Still odwiedzili tego dnia kościół zamieniony w prowizoryczny szpital, który był zapełniony rannymi w potyczkach. Dyżurny chirurg z wojsk regularnych był zbyt pijany, aby należycie zająć się rannymi i dlatego ekipa medyczna 8. pułku przystąpiła do pracy. Wpierw operowano artylerzystę z oderwaną poniżej kolana nogą. Był to Patrick Kelly, który pomimo tej okropnej rany zdążył ponownie załadować działo i wystrzelić zanim zemdlał. Po amputowaniu nogi tego dzielnego żołnierza zespół dra Harda zajął się ciężko rannym porucznikiem DeWolfe z Chicago, także artylerzystą. Porucznik zmarł po kilku tygodniach w Waszyngtonie, ale Patrick Kelly przeżył. Jego koledzy ufundowali mu drewniana nogę i już w następnym roku nieustraszony Irlandczyk złożył podanie o ponowne przyjęcie go do służby.
Mamy zatem pewność, że w niedzielę nie było rannych czy zabitych w 8. pułku, gdyż dr Hard z pewnością wspomniał by o nich w swoich pamiętnikach. W poniedziałek 5 maja walki były zacięte, ale niemal bez udziału kawalerii. Wszystkie okoliczne domy i stodoły były zapełnione rannymi. Wieczorem rozszalała się burza, a przecież nie wszystkich rannych zdążono zebrać z pola. I znowu nie mamy wzmianki lekarza pułkowego na temat strat w jego jednostce, natomiast znajdujemy opisy pola walki, gdzie w jednym tylko miejscu naliczył on 106 martwych żołnierzy Unii i 96 konfederatów. I wreszcie w miarodajnym źródle-oficjalnych meldunkach o stratach nie znajdujemy żołnierzy 8. pułku pośród zabitych czy rannych w bitwie o Williamsburg.[4] Wnikliwa analiza meldunków z pola bitwy, a w szczególności raportu gen. W.H. Emory, pozwala przypuszczać iż niektórzy autorzy mylą jednostkę kawalerii mjr. Barkera z 8. pułkiem. Gen. Emory określa dragonów McClellana jako "Illinois Cavalry", czasem z dodatkiem nazwiska dowódcy. To ta jednostka w sile szwadronu miała 4 maja dwóch zabitych, których mylnie przypisano do strat 8. pułku. Ostateczna weryfikacja to przegląd rejestrów pułku-nie ma tam żadnego żołnierza, który poległ w dniach 4-5 maja w rejonie Williamsburga.
[Straty]

Źródło: Official Records,wycinek, zob. przypis 4.

Wg tego fragmentu ogólnego zestawienia strat w 8. pułku można się doliczyć co najwyżej jednego zaginionego, którego to E.G. Longacre przypisał dragonom McClellana. Potwierdza to tezę, że autor ten pomylił straty tych dwóch jednostek z okresu starć pod fortem Magruder i bitwy o Williamsburg.

Ale wróćmy do samej bitwy.
Dywizja gen. Hookera nacierała ostro, ale po kilku godzinach walk żołnierzom zabrakło amunicji. Żuawi Andersona musieli się cofnąć pod naporem nieprzyjaciela. Jeden z pułków nowojorskich zajmujący kluczową pozycję po wyczerpaniu amunicji nałożył bagnety i odmówił wycofania się. Z pomocą nadchodziła dywizja Kearny'ego, ale rozmiękłe drogi opóźniały jej marsz. Także wozy zaopatrzenia, które ugrzęzły w błotnistej mazi stanowiły przeszkody nie do pokonania. To zadanie przypadło 8. pułkowi z Illinois. Kapitan Forsyth z kompanią F szybko i sprawnie oczyścił drogę stosując prostą metodę. Ciężkie wozy zaopatrzenia były przewracane na bok i usuwane z drogi. Dzięki temu do pola bitwy dotarły pułki 3. 5. 11. oraz 43. z Maine, potem cztery pułki z Michigan i na końcu 37. pułk z Nowego Jorku, czyli tzw. Brygada Irlandzka dowodzona przez płk. Samuela B. Haymana.
Dla 2. pułku z Michigan była to najcięższa bitwa od początku wojny. Poległo 17 żołnierzy, rannych zostało 38, a 5 zaginęło. Jeszcze większe straty poniósł 5. pułk z Michigan, który walczył na bagnety nie cofając się ani o krok. Kosztowało to życie 34 żołnierzy, a rannych zostało 119, czyli blisko 1/3 stanu jednostki.
Żadna ze stron nie chciała i nie mogła ustąpić ani o krok. Dla Konfederacji wycofanie nietkniętej armii i sprzętu na następne rubieże obronne było kwestią dalszej walki, utrzymania stolicy secesji Richmond i przetrwania. Unia była spragniona walki z nieuchwytnym przeciwnikiem i rewanżu za klęskę i upokorzenie pod Bull Run. Z tą nazwą na ustach, jak z okrzykiem bojowym, szli do ataku zwolennicy jedności kraju.
Po obu stronach walczyli żołnierze różnych narodowości. Bohaterski artylerzysta Patrick Kelly strzelał być może w tym dniu do swego rodaka z Mobile w Alabamie. Kiedy ten nieznany z nazwiska Irlandczyk dostał się ranny do niewoli pod Williamsburgiem, zapytano go dlaczego w ogóle poszedł na tą wojnę. Nie miał on pojęcia o co Południe walczy z Północą i niewiele go to obchodziło. U nich w Mobile każdego, który odmówił wstąpienia do wojska nazywano tchórzem. A przecież żaden Irlandczyk nie może być uważany za tchórza.
Podobnie było z Polakami- uczestnik walk kapitan Ludwik Żychliński opisywał w swych pamiętnikach grupkę wziętych do niewoli Polaków ze stanów Południowych. Po szczerych rozmowach z polskimi oficerami większość z nich zdecydowała się walczyć dalej po stronie Unii.
Pułkownik Ignacy Szymański ubrał szary mundur Konfederacji świadomie, z wierności przybranej ojczyźnie, którą utożsamiał ze stanem Luizjana, gdzie miał plantację bawełny. Przybył do Stanów Zjednoczonych w roku 1835, jako emigrant po powstaniu listopadowym. Jego ojciec walczył w Powstaniu Kościuszkowskim, dlatego też uważał iż pochodzi z rodziny o długich tradycjach buntowniczych. Na szczęście nigdy nie miał okazji strzelać do ubranego w błękitny mundur rodaka. Przeniesiony dość szybko z uwagi na wiek na stanowisko inspektora armii do spraw wymiany jeńców w departamencie Trans-Missippi pomagał, jak mógł żołnierzom wziętym do niewoli, w tym także Polakom.
Naszych emigrantów na Południu nie było wielu w porównaniu z Północą. Zamożni chłopi, których stać było na zakup ziemi osiedlali się głównie w Teksasie i Luizjanie. Natomiast emigracja polityczna koncentrowała się w Wirginii i większych miastach jak Nowy Orlean. Polscy farmerzy uprawiali głównie zboże na handel z Północą i cała ideologia niewolnictwa była im zupełnie obca. Nie chcieli się bić za sprawę, której nie rozumieli. Najlepszym dowodem jest fakt, że Kacper Tochman werbując Legion Polski pozyskał jedynie 285 ochotników z polskiej emigracji na Południu. Dopiero obowiązkowy pobór do armii oraz zwyczajna bieda doprowadziły do zwiększenia się udziału Polaków w wojnie po stronie Konfederacji.

[Rozmiar: 16339 bajtów]

Jak pamiętamy Mały Napoleon w czasie bitwy o fort Magruder i Williamsburg przebywał w Yorktown. Jak wynika z jego raportu powodem było przygotowanie dywizji gen.Williama B. Franklina[5] z 1. korpusu do wysłania w górę rzek York i Pamunkey w kierunku West Point. Manewr ten miał na celu stworzenie zagrożenia dla sił Konfederacji i zmuszenia ich do wycofania się z dalszych umocnień na półwyspie, których jednak w rzeczywistości nie było. Trzecim i ostatnim pasem obrony były już bowiem umocnienia na samych przedpolach Richmond, w powiązaniu fortyfikacjami Petersburga. Z militarnego punktu widzenia operacja ta nie miała większego sensu, chociaż drugi jej cel tj. odcięcie drogi odwrotu gen. Johnstona miał pewne szanse powodzenia, ale z użyciem większych sił i środków, lepszego rozpoznania i bardziej zdecydowanego dowódcy. Ostatecznie Franklin wylądował wszystkimi siłami w Eltham's Landing 7 maja wcześnie rano, zabezpieczył przyczółek, a następnie stoczył bitwę z oddziałami dywizji gen. Gustaviusa W. Smith'a i gen. Hood'a o czym niżej.
McClellan wyruszył konno na odlegle o 14 mil pole bitwy dość późno i dotarł tam ok. godziny 17, czyli po zakończeniu walk. Jazda przez przypominające raczej bagnisko drogi była trudna i generał dotarł na miejsce pokryty błotem od stóp do głów. Nic dziwnego, że nie rozpoznał go kpt. Forsythe w przypadkowym spotkaniu na drodze. Sądząc, że ma przed sobą dowódcę artylerii zameldował o oczyszczeniu drogi z przeszkód i dopiero po zakończeniu meldunku zorientował się zdumiony, że ma przed sobą dowódcę Armii Potomaku w otoczeniu oficerów sztabu.
Generał odwiedzał stanowiska poszczególnych pułków i w każdym powtarzał się podobny rytuał pytań i odpowiedzi:
-Jak się macie chłopcy?
-Byczo panie generale,
-Czy ktoś jest nas w stanie powstrzymać przed zdobyciem Richmond?
-Nie, nie, nikt generale!
W tym czasie przemoczeni i głodni Konfederaci maszerowali w kierunku Chickahominy. Gen. G.W. Smith ze straży przedniej otrzymał rozkaz zatrzymania się w Barhamsville, 18 mil za Williamsburgiem i chronienia flanki przed spodziewanym atakiem od strony rzeki York. Dotarł tam po południu 6 maja, w tym czasie oddziały gen. Franklina były już w rejonie Eltham's Landing. Niewykluczone, że niektóre oddziały już zeszły na ląd. Smith obawiał się jednak atakować Jankesów chronionych przez działa kanonierek i czekał do rana następnego dnia. 7 maja ruszył do ataku Hampton's Legion oraz pułki z Teksasu i Georgii Johna Bella Hood'a. Franklin nie mając pojęcia jakim siłom musi stawić czoła, cofnął się szybko pod osłonę ognia dział swoich okrętów. Straty w tej bitwie /znanej także pod nazwami Barhamsville i West Point/ wyniosły po stronie federalnej blisko 200, a po stronie Południa ok. 50 żołnierzy, a rezultat uznaje się za nie rozstrzygnięty. W swoim raporcie McClellan twierdzi, że jego desant odparł zwycięsko szereg ataków nieprzyjaciela w czasie bitwy trwającej od godziny 9. rano do 15. po południu. Źródła Południa twierdzą, że ich dowódcy odstąpili od zepchnięcia desantu z powrotem do rzeki tylko z powodu obawy o opóźnienia w przygotowaniu do decydującej bitwy z głównymi siłami Armii Potomaku. Gen. Hood oświadczył, że gdyby otrzymał rozkaz zdecydowanego ataku wojska federalne musiałyby uciekać wpław na swoje okręty. Nie wydaje się to być prawdziwe. Siły gen. Franklina liczyły 11 000 żołnierzy i mieli oni wsparcie ciężkich dział okrętowych. Federalni zdążyli się też częściowo okopać. Natomiast rozkazy gen. Johnstona były wyraźne-unikać walnej bitwy i poczekać do momentu, kiedy całe siły Południa zbliżą się do Richmond. Także straty konfederatów wydają się być zaniżone. Jedna tylko kompania A z 1. pułku teksańskiego straciła 15 zabitych (był wśród nich oficer, ppłk. Harvey A.Black, wcześniej kapitan w Marion Rifles, z których wywodziła się ta kompania) i 25 rannych. To atakujący zwykle ponoszą większe straty, a broniący się, w dodatku pod osłoną ognia artylerii okrętowej, niższe. Tu było na odwrót. Czyżby gen. Smith atakował desant Franklina siłami jednej kompanii? Wnioski nasuwają się same.
Ostatecznym celem zajęcia tego przyczółka było ustanowienie w West Point głównej bazy zaopatrzenia Armii Potomaku. W tym miejscu kończyła się bowiem linia kolejowa Richmond-York River Railroad, tutaj rzeki Mattapony i Pamunkey wpadały do York River umożliwiając stworzenie portu o odpowiednim zanurzeniu dla statków kursujących z zatoki Chesepeake. Tą drogą można było dostarczyć dowolną ilość wojska i zaopatrzenia na bezpośrednie zaplecze stolicy Konfederacji.
8. pułk kończył swój udział w bitwie osłaniając pozycje artylerii. Nie był to udział aktywny, ale przecież cały czas byli oni w zasięgu dział z fortu Magruder, ktore nieustannie prowadziły ogień. Walki zakończył brawurowy atak brygady Hancocka na prawe skrzydło rebeliantów, w którym zaznaczyła swój udział kawaleria z por. Custerem na czele. To on prowadził rozpoznanie prawego skrzydła wroga i odnalazł drogę na niestrzeżoną flankę. Poprowadził 5. pułk piechoty z Wisconsin poprzez groblę, podeszła także bliżej artyleria. Piechotę wzmocniono w samą porę 6. pułkiem z Maine, gdyż ich obecność została odkryta i ruszył kontratak rebeliantów. Walki były bardzo zacięte, Hancock widząc, że atak wroga załamuje się zachęcał swoich żołnierzy do ataku na bagnety , ale zmęczeni i wyczerpani bojem żołnierze wahali się. Wówczas zaatakował Custer ze swoją kawalerią i to poderwało resztę. Wróg zaczął uciekać. Custer sam wziął do niewoli kapitana i 5 żołnierzy, przechwycił też sztandar pułku, który później McClellan odesłał do Waszyngtonu. Opór konfederatów wygasł. Ich zadanie zostało wykonane-główne siły gen. Johnstona w liczbie 54 000 żołnierzy odeszły w komplecie. Dla żołnierzy federalnych nadszedł czas zebrania z pola rannych, pogrzebania zabitych i krótkiego odpoczynku. Czyż to jednak było możliwe w kolejnej fali opadów i wiosennych burz? Pogoda była wyraźnie po stronie Konfederacji.
Kawalerzyści Farnswortha musieli poruszać się ostrożnie w poszukiwaniu miejsca na biwak. Teren był naszpikowany minami, zwanymi wówczas "torpedami". Rozbito w końcu kilkanaście namiotów próbując jednocześnie uspokoić konie, które już drugi dzień nie otrzymywały furażu. Z tego powodu biedne rumaki zrywały więzy i mogły stratować namioty ze śpiącymi żołnierzami. Musiano więc wyznaczyć ludzi do ich przytrzymania w czasie nocy.
Wczesnym rankiem pułk wyruszył wolno przez pole bitwy do fortu Magruder. Baraki w pobliżu fortu, jak i kościoły i budynki publiczne w Williamsburgu były wypełnione rannymi konfederatami. Do opieki nad nimi dowódca armii Północnej Wirginii pozostawił 18 lekarzy. Była to ilość niewystarczająca, zatem i ekipa medyczna 8. pułku włączyła się do tej humanitarnej akcji operując i opatrując rannych konfederatów.
McClellan wysłał kawalerzystów Averella w pościg za strażą tylną wycofujących się wojsk. Przechwycili oni kilka dział porzuconych z powodu błotnistych dróg oraz pewną ilość maruderów. Po kilku milach pułk z Pennsylwanii zawrócił z powodu fatalnego stanu dróg i braków w zaopatrzeniu w żywność i amunicję.
Tymczasowy punkt zaopatrzenia armii ustanowiono na Queen's Creek. Stamtąd odsyłano do szpitali rannych i otrzymywano niezbędne zaopatrzenie. W samym Williamsburgu wprowadzono stan wojenny, aby ostudzić trochę sympatyków Konfederacji, ale i to nie pomogło, gdyż wkrótce zabito dwóch żołnierzy w zasadce. W pobliżu grasowała też kawaleria Południa i w jej ręce wpadło kilku żołnierzy 8. pułku z Illinois.
Byli to:porucznik Bradley S. Chamberlain, kwatermistrz batalionu, jego syn Oscar w stopniu sierżanta-kwatermistrza, sierżant-kwatermistrz Gustavus Stanley i szer. Jacob D. Rickert z kompanii D. Na rozkaz płk. Farnswortha udali się oni do położonej w pobliżu plantacji w celu pozyskania furażu dla koni i przygotowania nowego miejsca na obóz. Był to tylko zwiad, gdyż dopiero w przypadku odkrycia odpowiedniej dla koni paszy porucznik miał zameldować o tym fakcie mjr. Beveridge. Planowano wówczas wysłać wozy wraz z oddziałem żołnierzy, jako eskortę. Po przebyciu ok. jednej mili porucznik zauważył grupkę murzyńskich niewolników przekraczających w pośpiechu drogę. Wszelkie informacje uzyskane od Murzynów i miejscowych białych rolników wskazywały, że w pobliżu nie ma nieprzyjaciela. Napotkany w pobliżu samej plantacji kpt. Forsythe z 8. pułku zapewnił Chamberlaina, że był tu na zwiadzie i okolica jest wolna od nieprzyjaciela. Nic bardziej błędnego! Kilka minut później, na drodze do widocznych już zabudowań, Chamberlain i jego ludzie wpadli w zasadzkę przygotowaną przez 100 kawalerzystów z 3. pułku kawalerii z Wirginii. Obserwowali oni wcześniej oddział kpt. Forsytha gotowi do ataku, ale ten wybrał inną drogę i szczęśliwie uniknął zaskoczenia. Po rozbrojeniu Chamberlaina i jego ludzi oddział 16 konnych rebeliantów dowodzony przez por. Lichfielda otrzymał rozkaz odprowadzenia ich do obozu odległego ok. 6 mil. Po drodze jeńcy widzieli oddział z macierzystego pułku dowodzony-jak się później dowiedzieli- przez ppłk. Williama Gamble, ale ku ich rozpaczy nie doczekali się pościgu i uwolnienia.
Dalszy los jeńców był typowy. Przesłuchania, które prowadził gen. Fitz Hugh Lee, a potem bardzo długi, 60 milowy, pieszy marsz do Richmond. Ulicami tego miasta przeszła większa grupa jeńców wojennych eskortowana przez żołnierzy Konfederacji. Na czele szedł mały trębacz grając Dixie-hymn Południa. Potem kwatermistrza batalionu i jego towarzyszy wtrącono do kazamatów okrytego ponurą sławą Libby Prison. Ale porucznika oddzielono od syna i pozostałych towarzyszy niedoli. Został zamknięty w jednym pomieszczeniu z 160 innymi jeńcami. Pierwotnie był to zespół trzech połączonych z sobą czteropiętrowych budynków służących jako magazyny portowe (skład tytoniu) nad James River. Na czas wojny zaadaptowano je na więzienie, w którym można było pomieścić 1 200 więźniów. Na parterze mieściły się biura i kwatery strażników, a także kuchnia. W piwnicach były cele dla więźniów niebezpiecznych i skazanych na karę śmierci.
Chamberlain miał tam okazję spotkać por. Horace Lombarda z 8. pułku, który dostał się do niewoli kilka tygodni wcześniej w rejonie Rappahannock. Wyżywienie w tej fazie wojny było jeszcze przyzwoite. Jeńcy otrzymywali dobry chleb w dużej ilości i świeże mięso. Bardzo mało było mydła i soli, wydawano też jedną świecę na 20 ludzi. W ogóle nie wydawano kawy czy herbaty, a jedynie czystą wodę do picia, była też zawsze dostępna woda w łaźni w dowolnych ilościach.
Ponieważ stolica Południa była zagrożona przez Armię Potomaku najważniejszych jeńców przeniesiono po 20 maja do obozu w Salisbury w Północnej Karolinie. W więzieniu słychać było wyraźnie huk dział w trakcie bitwy o Gaine's Mill. Jeńców pospiesznie załadowano do wagonów i przez Petersburg przewieziono do nowego obozu. Słysząc cały czas odgłosy kanonady byli oni pewni, że Richmond padnie jeszcze w maju 1862 roku. Podróż trwała trzy dni, cały ten czas bez prawa do opuszczenia wagonów.
W Salisbury warunki były znacznie lepsze, aniżeli w Libby Prison. Przebywało tam 50 oficerów oraz 700 podoficerów i szeregowych, większość dostała się do niewoli w czasie pierwszej bitwy pod Bull Run. Na więzienie przeznaczono 6 piętrowy budynek wielkiej fabryki bawełny, gdzie ulokowano żołnierzy. Dla oficerów przeznaczono małe, zbudowane z cegły domki, w których mieszkał uprzednio personel techniczny tego zakładu. Racje żywnościowe składały się z marnej jakości chleba i 4 uncji niezbyt świeżego bekonu na osobę. Na szczęście oficerowie mogli nabywać dodatkową żywność z poza więzienia i z tego przywileju korzystali. Do posiadanych przy sobie 21 dolarów por. Chamberlain pożyczył 15$ od kpt. Drake z Nowego Jorku i ta suma pozwoliła mu na przeżycie czterech miesięcy w Salisbury. Najbardziej dotkliwy był brak wiadomości z frontu. Jeńcom nie pozwalano na zakup i czytanie gazet. Czasami, dzięki życzliwej pomocy czarnoskórych pracowników więzienia udawało się przemycić Richmond Examiner. Jeśli uwięzionym oficerom wpadł w ręce numer tej secesyjnej gazety z początku września 1862 roku to nie mieli powodów do zadowolenia z uwagi na kolejną klęskę w czasie drugiej bitwy pod Bull Run. Straty Unii wyniosły tam łącznie ponad 16 000 żołnierzy, przybyło zatem jeńców wojennych, ale bardziej dotkliwy był gorzki smak kolejnej przegranej wielkiej bitwy. Porucznik Chamberlain został wkrótce potem wymieniony i powrócił jesienią 1962 roku do Waszyngtonu. Tam otrzymał 20 dni urlopu, dzięki czemu mógł odwiedzić swoją mocno zaniepokojoną rodzinę w St.Charles po 14 miesiącach nieobecności. Wrócił potem do 8. pułku z Illinois i służył w nim do końca wojny.[6]

[Rozmiar: 23490 bajtów]
Po bitwie Armia Potomaku przebywała w rejonie Williamsburga do 9 maja. 8. pułk z Illinois intensywnie patrolował okolice, gdyż nieprzyjacielska kawaleria często zapuszczała się poza linie wojsk federalnych. Opuszczając ten rejon McClellan zostawił w Williamsburgu 6 kompanii z 5. pułku kawalerii z Pennsylwanii, jako siły okupacyjne. Strategiczne położenie tej miejscowości czyniło z niej ważny punkt łączności oraz centrum wywiadowcze. Płk. Campbell wprowadził w miasteczku surowe rygory stanu wojennego, ale nie powstrzymało to sympatyków Południa od ataków z zasadzki na pojedynczych żołnierzy, ale nie tylko. Prowadzeni przez lokalnych mieszkańców konfederaci napadli dwukrotnie na obóz 5. pułku w rejonie fortu Magruder. W czasie jednego z tych ataków rozbito siły federalne, wzięto do niewoli ponad 100 żołnierzy, w tym samego płk. Campbella. W odwecie pozostali żołnierze 5. pułku podpalili kilka budynków uczelni William and Mary, która swego czasu ukończył Thomas Jefferson. Kryli się tam snajperzy konfederatów, ale to nie usprawiedliwiało aktów barbarzyństwa, którymi niewątpliwie były dalsze zniszczenia i obrabowanie bogato zdobionych grobów z krypty kaplicy kampusu.
Rankiem 9 maja nadszedł rozkaz skierowania jednego szwadronu, czyli kompanii D i F do dyspozycji sztabu gen. Keyes'a. Na poboczach drogi nadal widoczne były uszkodzone wozy, jaszcze artyleryjskie, ambulansy porzucone przez rebeliantów w czasie odwrotu. Po dotarciu do miejscowości Burnt Ordinary zatrzymano się na postój i zaczęto przygotowywać kolację. Przybycie gońca od gen. Stonemana przerwało te miłe czynności. Szwadron miał natychmiast wyruszyć, aby zluzować 6. pułk kawalerii regularnej. Pułk ten miał ostre starcia z rebeliantami, stracił kilku ludzi, w tym jednego pojmanego jeńca konfederaci podobno zastrzelili. Sami zabili 4-5 przeciwników. Był to ciężki, nocny marsz dla głodnych ludzi i głodych koni. Ludzie zasypiali w siodłach. Celem tej jazdy było Slaterville, gdzie kwaterował gen. Stoneman. Owa "kwatera" składała się z koca i gumowanej podkładki do spania, a sztab generała leżał obok niego w pobliżu kilku małych ognisk. Rzeczywiście-jego położenie było trudne. Wysunięty 20 mil przed głównymi siłami armii miał do dyspozycji zaledwie jeden pułk rekrutów.
10 maja pułk skierował się do New Kent Courthouse. Patrolowano okoliczne lasy w poszukiwaniu kontaktu z nieprzyjacielem. Pułk podzielono na dwie kolumny. Jedna pod dowództwem płk. Farnswortha wyruszyła prosto z New Kent i po przejechaniu 2 mil natknęła się na rebeliantów. Ci natychmiast otworzyli ogień artyleryjski, jeden z pocisków zabił pięknego konia pod adiutantem Edmundem Giffordem. Kawalerzyści natychmiast rozproszyli się w lesie z zamiarem ukarania wroga za zasadzkę.
Druga kolumna dowodzona przez ppłk. Gamble'a udała się w kierunku Bottom's Bridge na rzece Chickahominy. To przez ten nie broniony i nie zniszczony most 20 maja przejdzie korpus gen. Keyes'a kierując się na Richmond. Tylko ten most będzie łączył obie części Armii Potomaku znajdujące się po obu stronach rzeki. Ale narazie ludzie Gamble'a także napotkali patrol konfederatów i wzajemnie się ostrzelali bez strat po żadnej ze stron. Zadanie wykonane-oba oddziały powróciły do New Kent na biwak.
Wieś New Kent była siedzibą powiatu od roku 1681. Natomiast stary budynek sądu w roku 1862 stał jeszcze, ale był w opłakanym stanie. To tutaj Patrick Henry[7] wygłosił słynną "Beef Speech", której treść znali Amerykanie od czasów szkolnych podobnie, jak płomienne wezwanie "Dajcie mi wolność, albo śmierć".
Przed kawalerią gen. Stonemana stały podobne zadania do tych, które wykonywał 8. pułk z Illinois. Miał on jednak do dyspozycji mniej niż połowę ogólnego stanu kawalerii Armii Potomaku. Reszta była przydzielona do poszczególnych związków taktycznych. Wysunięty na tyły wroga desant gen. Franklina dysponował 1. pułkiem kawalerii z Nowego Jorku, ale nie został on właściwie wykorzystany w czasie walk. Franklin, jak większość dowódców, nie bardzo sobie radził z kawalerią i trzymał ją na swych głębokich tyłach.
Kawaleria Stonemana operowała zatem na północnym brzegu Chickahominy poszukując kryjących się w lasach konfederatów, którzy potrafili uderzać z zaskoczenia i zadawać poważne straty. 6. pułk kawalerii z Pennsylwanii patrolował rejon wzdłuż rzeki James, gdzie flota Północy po zatopieniu pancernika CSS "VIRGINIA" mogła się w miarę swobodnie poruszać unikając jedynie baterii nabrzeżnych przeciwnika, szczególnie tych ulokowanych w Drewry's Bluff.
Już 15 maja nastąpił atak pancerników USS" MONITOR" i USS "GALENA" wspieranych przez dwa okręty drewniane. Potężne działa konfederatów strzelały z fortu Darling przez trzy godziny i dwadzieścia minut, a ich huk był doskonale słyszalny w stolicy odległej zaledwie o 8 mil. "MONITOR" rozpoczął bombardowanie z odległości ok. 700 m, ale jego działa nie mogły dosięgnąć położonej na wysokim, urwistym brzegu twierdzy wroga. Pancernik przerwał ogień i wycofał się z bitwy. "GALENA" walczyła dalej otrzymując 28 bezpośrednich trafień i tracąc 11 zabitych i 13 rannych. Pancerniki miały ograniczone pole manewru ze względu na zatopione w rzece barki obciążone kamieniami.Atak na stolicę Konfederacji tą drogą okazał się niemożliwy.
Główne siły Stonemana,czyli 1. oraz 6. pułk kawalerii Stanów Zjednoczonych, 8. pułk z Illinois, część z 3. pułku z Pennsylwanii oraz bateria Robertsona operowały w rejonie New Kent zbliżając się do Richmond na odległość 24-28 mil. Ta przednia straż armii składała się także z dwóch pułków piechoty. Rejon New Kent nie był bezpieczny. 13 maja kawaleria Stuarta zaskoczyła 8. pułk kawalerii z Pennsylwanii oraz kompanię piechoty, które stacjonowały w pobliżu budynku starego sądu. Atak zaskoczył siły federalne. Kawaleria z Pennsylwanii rzuciła się do panicznej ucieczki tratując własną piechotę, która w tej sytuacji także porzuciła wszelką myśl o zorganizowanej obronie. Szybkość z jaką 8. pułk z Pennsylwanii oderwał się od wroga wzbudziła wielki podziw ich towarzyszy broni. Na szczęście 1. pułk piechoty z Massachusetts stawił opór i opanował sytuację.
Niedziela 11 maja upłynęła jednak spokojnie, kapelan pułkowy L. Matlack wygłosił kazanie, ale nie wszyscy żołnierze z 8. pułku z Illinois mogli go wysłuchać. Część z nich była na rutynowym patrolu i prowokowała stanowiska ogniowe wroga do ujawnienia się. W poniedziałek wieczorem pułk wyruszył do Cumberland leżącego nad rzeką Pamunkey, a rankiem w górę rzeki do słynnego White House. Mieszkała tam kiedyś Martha Custis[8], żona pierwszego prezydenta Stanów Zjednoczonych George'a Waszyngtona. Dom ten zachował swój pierwotny kształt, był w tamtym czasie otoczony przez pięknie utrzymaną plantację, której zarządcą był syn gen. Roberta Lee. Major Rooney Lee przebywał na terenie swej plantacji, a nawet był uprzejmy odmówić użyczenia kilku pomieszczeń dla chorych żołnierzy z 8. pułku. To nie była jeszcze wojna totalna, obowiązywał rozkaz szanowania prywatnej własności wroga, choć wydają się nam obecnie dziwne te pertraktacje prowadzone z wysokim oficerem armii Konfederacji, synem najważniejszego wojskowego doradcy prezydenta Jeffersona Davisa.
Może dom ten był chroniony przez napis na drzwiach rezydencji? Brzmiał on następująco: "Do żołnierzy Północy, którzy szanują prezydenta Waszyngtona. Powstrzymajcie się przed zhańbieniem tego domu, własności jego żony, obecnie własność jej potomków. Wnuczka Pani Waszyngton". Czyli Pani R.E. Lee, to jest Mary Anna Custis. Jej ojcem był adoptowany wnuk Waszyngtona George Washington Parke Custis, a matką Mary Lee Fitzhugh. Jej mąż gen. Robert E. Lee był w istocie jej dalekim kuzynem. McClellan, który urządził tam swoją kwaterę uszanował to miejsce. Rozbił swoje namioty na podwórzu i wystawił straże wokół domu, aby chronić go przed poszukiwaczami suwenirów i szabrownikami. Zapewnił także eskortę pod flagą rozejmu, aby pani Lee mogła dołączyć do swego małżonka w Richmond. Stało się to przedmiotem kontrowersji, które dotarły do prezydenta Lincolna. Szef służby medycznej armii zapytał wprost prezydenta: "Czy nasi dzielni żołnierze mają zdychać na ziemi, jak owce tylko dlatego, że gen. McClellan kazał chronić własność buntownika?" Posiadłość rodziny Lee nadawała się bowiem idealnie na szpital. Lincoln nie chciał, aby McClellan złamał swoją obietnicę, ale uznał jego postępowanie za błąd. I dodał, że to on jego przyrzeczenia złamie.
Pułk ruszył zatem dalej pilnie obserwowany przez nieprzyjaciela z pobliskich wzgórz. W czasie skoku przez rów z wodą koń pod szer. Sidney'em Sessions z kompanii L upadł, a jego karabinek wypalił zabijając nieszczęśnika na miejscu. Powrócono zatem do White House i w prostej, drewnianej trumnie pochowano poległego żołnierza przy brzegu Pamunkey pod rozłożystym drzewem. Kiedy dwa lata po tej smutnej ceremonii w to samo miejsce dotarli żołnierze gen. Granta, grób kawalerzysty z czytelną tabliczką był dobrze zachowany, a notatka o tym fakcie ukazała się w jednej z gazet nowojorskich.
8. pułk działał w dniach drugiej dekady maja 1862 roku jako wysunięta straż awangardy głównych sił Armii Potomaku. White House Landing oraz Cumberland Landing były ważnymi węzłami linii kolejowej Richmond-York River. Szła więc za kawalerzystami zwiadu piechota i artyleria zajmując i zabezpieczając linie dostaw zaopatrzenia dla armii. Druga grupa sił gen. Stonemana dotarła na odległość 3 mil od Bottom's Bridge nad rzeka Chickahominy i tu zatrzymała się w oczekiwaniu na siły główne. Były to już przedpola stolicy Konfederacji Richmond.
Ponieważ kwestia mostów przy forsowaniu licznych cieków wodnych w czasie tej kampanii miała kluczowe znaczenie warto wspomnieć, jak sobie z tym problemem radzono. Każda armia niszczy mosty na trasie swego odwrotu, a buduje nowe nacierając. To reguła znana już w czasach starożytnych. W roku 480 p.n.e. wódz perski Kserkses przekroczył Hellespont (Dardanele) po przemyślnie zbudowanych mostach. Jak pisze Herodot mosty te zbudowano przeciągając z obu stron lądu liny z lnu i papirusu. Potem ułożono kłody drewniane mocno z sobą powiązane, na to nasypano ziemi i ułożono faszynę, a na końcu bariery. Już wówczas istniały obawy, że grecka flota może ten imponujący most zniszczyć i odciąć drogę odwrotu wielkiej armii króla Persów. Jeszcze wcześniej, w r. 512 p.n.e. Dariusz I, ojciec Kserksesa, podjął wyprawę wojenną przeciwko Scytom, a jej los zależał od utrzymania mostów na granicznej rzece Ister. Czuwał nad nimi tyran Miletu Histiajos i nie dał się przekupić Scytom. Tak oto los potęgi perskiej był w rękach jednego człowieka i kilku mostów.
Po tej dygresji wróćmy nad Black Creek-niewielką, ale głęboką rzekę o wartkim nurcie. Były tam zbudowane dwa mosty-kolejowy oraz drogowy i oba zostały zniszczone przez wycofujących się konfederatów. Mimo pilnej potrzeby odbudowy mostu drogowego biurokracja wojskowa wymagała sporządzenia odpowiedniej dokumentacji i zatwierdzenia jej przez sztab armii. To pożerało cenny czas. Kiedy płk. Farnsworth dowiedział się od gen. Stonemana o przyczynie postoju armii natychmiast oświadczył, że most odbuduje w ciągu kilku godzin i to wyłącznie siłami własnych żołnierzy. Następnego dnia rano grupa kawalerzystów z 8. pułku w ciągu niespełna trzech godzin postawiła nowy most nad Black Creek. Po przebyciu mostu na drugim brzegu natychmiast schwytano kilku jeńców. Dowódca wojsk inżynieryjnych nie był zachwycony dziełem 8. pułku, ale przez ten most przeprawiły się sprawnie pułki i dywizje z artylerią i zaopatrzeniem. Dodano jedynie podporę pośrodku budowli, aby ograniczyć kołysanie się mostu w czasie przejazdu ciężkich wozów zaopatrzenia. Ale już kilka dni po wykonaniu tego zadania 8. pułk niszczył pod ogniem dział i karabinów nieprzyjaciela most w pobliżu Mechanicsville na drodze do Richmond (Mechanicsville Turnpike). Druga grupa żołnierzy tego pułku w tym samym czasie zniszczyła przęsła mostu kolejowego na linii Virginia Central Railroad (Meadow Bridge) i zrywała tory kolejowe na północnym brzegu rzeki. Jak widać konstrukcja mostów poprzedzała destrukcję i tak zamiennie przez cały okres nie tylko tej kampanii.
Brygadą Saperów(Engineer Brigade) w Armii Potomaku dowodził gen. Daniel P. Woodbury. Zgodnie z jego raportem z działań w okresie od 18 maja do 18 czerwca 1862[9] do White House Landing dostarczono droga wodną 34 łodzie pontonowe załadowane sprzętem do budowy mostów. Każda łódź posiadała materiały niezbędne do budowy jednego przęsła. Oto meldunek generała z dnia 19 maja:
"Zbudowano most w poniedziałek w nocy tam, gdzie główna droga z White House przekracza Black Creek. Jedno przęsło 26 stóp, pięć 10. calowych wzdłużników, pokrycie 2-3 calowa klepka"
Jak widać praca kawalerzystów Farnswortha nie została należycie doceniona w tym raporcie. Cały następny tydzień zajęła saperom budowa nowego mostu, czyli New Bridge nad Chickahominy River o długości 144 stóp i siedmiu przęsłach. Na wielu odcinkach drogi wymagały wyłożenia kłodami drewna, aby umożliwić ciężki transport. Zbudowano też kilkanaście małych przepraw przez cieki wodne. Obok Bottom's Bridge zbudowano drugi most dla zwiększenia jego przepustowości. Interesujące jest natężenie ruchu na tych mostach prowadzących prosto do serca Konfederacji. Otóż w czasie od wschodu do zachodu słońca przez mosty te przeszło 79 pułków piechoty, 900 wozów zaopatrzenia i kilka baterii artylerii. Nie wiemy w jaki sposób por. Hine, podwładny kpt. Spauldinga, to policzył, ale gdyby te dane przechwycił wywiad Konfederacji z pewnością prezydent Davies i cała Armia Północnej Wirginii ewakuowaliby się niezwłocznie do Teksasu. Nie była to przecież jedyna przeprawa, a po na drugim brzegu Chickahominy były jeszcze co najmniej dwa korpusy armijne.
W okresie jednego miesiąca saperzy naprawili lub zbudowali od podstaw 10 mniejszych i trzy duże mosty drogowe oraz cztery kolejowe. Do tego dochodzi ok. 6 km dróg utwardzonych kłodami drewna. Przez całą kampanię wojska inżynieryjne wykonały prawdziwie tytaniczną pracę nad udrożnieniem szlaków komunikacyjnych i umożliwieniem poruszania się wielkich mas ludzi i sprzętu. Niestety w drugiej fazie kampanii, w czasie odwrotu, saperzy sami niszczyli swoje konstrukcje ze względów historycznie i wojskowo uzasadnionych. Jak to bywa w każdej wojnie.
Gen. McClellan dokonał ostatniej w tej kampanii reorganizacji sił Armii Potomaku. Została ona podzielona na pięć korpusów, w każdym były dwie dywizje o sile trzech brygad. Dowódcy korpusów (w nawiasach ich dowódcy dywizji) to generałowie: Sumner (Richardson, Sedgwick), Heintzelman (Hooker, Kearny), Keyes (Couch, Casey), Porter (Morell, Sykes) i Franklin (Slocum, Smith). Armia miała więc 102 236 żołnierzy frontowych oraz 300 dział. Poza pierwszą linią było 5 000 kucharzy, woźniców, robotników cywilnych itp. Z kolei 21 000 pozostawało w różnych punktach od fort Monroe wzdłuż półwyspu na służbie garnizonowej i zabezpieczeniu tyłów. Ogółem Armia Potomaku liczyła 128 864 ludzi[10]. Jak zawsze w tej wojnie Mały Napoleon uważał, że są to siły daleko niewystarczające. Widział przed sobą 180 000, a jeden z jego dowódców korpusów nawet 240 000 buntowników. To już była pewna granica, gdzie dzielny McClellan zaczynał wątpić, ale takiej możliwości nie wykluczał. W jego telegramach do prezydenta i ministra wojny powtarzają się stwierdzenia o pilnej potrzebie dosłania conajmniej 70 000 posiłków, gdyż w przeciwnym razie: "będę zmuszony walczyć z przeciwnikiem dwukrotnie liczebniejszym, a w dodatku silnie okopanym" . Jego nadzieje i modły zostały jednak wysłuchane. 17 maja otrzymał telegram od ministra Stantona, że wkrótce dołączy do jego sił pod Richmond korpus gen. McDowella w sile 40 000 żołnierzy. Bóg wojny rzadko spełnia życzenia wodzów, ale najczęściej sobie z nich kpi. Tak miało być i tym razem.
[Rozmiar: 39269 bajtów]

W nocy z 18/19 maja 8. pułk kawalerii z Illinois biwakował na farmie Dr. Webba, niedaleko Hopesville Church. Rankiem przesunął się o 6 mil w kierunku Coal Harbor cały czas ścigając kawalerię konfederatów. Coal Harbor została przez dziennikarzy i historyków mylnie przemianowana na "Cold Harbor". Także w raportach wojskowych spotyka się to błędne nazewnictwo. Wystarczy jednak przejrzeć szczegółowe mapy i szkice wojskowe z tego okresu, a jest ich wiele, aby ten błąd wykryć. Sama miejscowość w 1862 roku była tylko gospodą czy też tawerną na skrzyżowaniu czterech lokalnych dróg.
Pierwszy batalion 8. pułku dowodzony przez majora Clendennin'a patrolował tereny położone bliżej rzeki Pamunky i w południe przechwycił konwój zaopatrzenia konfederatów liczący 85 koni i mułów. Część woźniców i eskorty uciekła, schwytano kilku murzyńskich niewolników. Lepiej powiedzieć, że dali się oni z radością pojmać. Oto Jim, młody, bardzo wysoki Murzyn. W czasie akcji ukrył się w rowie, a potem odtańczył taniec radości ciesząc się, że będzie wolnym człowiekiem. Ubrany w strój wielokrotnie łatany różnobarwnymi wstawkami materiału ten niewolnik białych plantatorów stworzył niezwykłe widowisko, któremu z zainteresowaniem przyglądali się kawalerzyści Farnswortha. To przecież tu, na tej ziemi, kilka mil od miejsca tych spontanicznych występów, Patrick Henry wołał niespełna 100 lat temu "dajcie mi wolność, albo śmierć!". Co się stało z jego ideą? Dlaczego ta wolność przysługiwać miała jedynie białej rasie? Przez jego ukochaną Wirginię przetaczały się teraz tysiące wojsk, brat strzelał do brata w imię tej samej szczytnej idei-wolności dla wszystkich bez względu na kolor skóry.
Większość plantatorów uciekła przed wojskami Unii, ale pozostała część właścicieli niewielkich skrawków ziemi, a oni także zatrudniali po kilku niewolników. Kiedy jeden z oficerów 8. pułku poprosił w takim obejściu starszą kobietę o kubek wody, zadała mu ona szokujące pytanie. Ta prosta kobieta, chciała wiedzieć, czy żołnierze w niebieskich mundurach przybyli do Wirginii, aby uwolnić niewolników i zabić wszystkich białych właścicieli. Nie ma się co dziwić takim obawom. Oto ulotka propagandowa Konfederacji rzekomo podpisana przez Abrahama Lincolna:

"Rabuj i morduj
BIAŁĄ HOŁOTĘ
Ale oszczędzaj i wielb
MURZYNÓW"
[11]

Kolejna noc spędzona w polu nawet bez kocy, gdyż wozy kompanijne nie dotarły na czas. Jedyną osłoną przed chłodnym, nocnym powietrzem były prymitywne szałasy zbudowane z resztek ogrodzeń. Kolejny dzień w straży przedniej armii, czyli wtorek 20 maja był bogaty w wydarzenia. Gen. Stoneman osobiście poprowadził 8. pułk oraz 6. pułk kawalerii regularnej do rzeki Chickahominy na wysokość New Bridge, czyli w rejon Gaines Mill. Tam doszło do potyczki z kawalerią gen. Stuarta w której mimo przewagi liczebnej federalni ponieśli straty. Płk. Farnsworth winą obciążył 6. pułk kawalerii zawodowej, który dopiero niedawno przybył na front i składał się żołnierzy niedoświadczonych w porównaniu do uważających się za weteranów ochotników. To 6. pułk prowadził kolumnę, ale zaniedbał wystawienia odpowiedniej ilości szperaczy i w gęstym lesie w pobliżu Gaines Mill dostał się pod ogień wroga. Na szczęście całe straty kilku zabitych i rannych przypadły na 6. pułk bowiem, gdy 8. pułk z Illinois dotarł na miejsce potyczki kawalerzyści Stuarta już pierzchli.
Nocny biwak był tej nocy w pobliżu Gaines Mill. Następnego dnia kompanie E i K patrolowały rejon spychając siły rebeliantów w kierunku Richmond. Kilku chorych odwieziono ambulansem do polowego szpitala w pobliżu White House. 23 maja maja pułk podszedł aż do Beaver Dam Creek, zaledwie 6 mil od Richmond, gdzie dostał się pod ogień artylerii nieprzyjaciela. Konna artyleria odpowiedział ogniem uciszając działa konfederatów. Było to jak gdyby preludium do zbliżającej bitwy.

Fair Oaks i Bitwa Siedmiodniowa-cz.VII

 --------------------------------------------------------------------------------------------------------------

[1]-Mary Ellen Marcy McClellan , córka kapitana Randolpha B. Marcy (w czasie wojny generał w sztabie zięcia), którą McClellan poślubił w maju 1860 r. Ich jedyny syn urodził się w 1865 r., mieli także córkę.

[2]- John Ellis Wool (1784-1869)-walczył w wojnie 1812 r., wojnie z Meksykiem oraz w wojnie secesyjnej, jako jeden z czterech najstarszych generałów z ierwszej armii Stanów Zjednoczonych. Rzutki oficer i zdolny organizator. Dzięki jego inicjatywie zabezpieczono twierdzę Monroe. W maju 1862 r. jego oddziały zajęły Norfolk, stocznię i okoliczne miasteczka. Odszedł na emeryturę po 52 latach służby wojskowej.

[3]- zob. E.G. Longacre, op.cit

[4]- OR 1,vol.11,część 1:str. 433-436 i 450 (tabela)

[5]- William Buel Franklin (1823-1903), absolwent West Point z r.1843, brał udział w wojnie meksykańskiej, mianowany generałem brygady w maju 1861 r. Niesłusznie obciążony winą za porażkę pod Fredericksburgiem wziął udział w fatalnej kampanii Red River latem 1863 r., gdzie został poważnie ranny. Te niepowodzenia zaciążyły na jego opinii, chociaż za Fredericksburg odpowiadał jego zwierzchnik gen. Burnside, a kampania Red River była prowadzona bardziej z powodów politycznych, wbrew opinii wojskowych.

[6]- na podstawie relacji por. B.L. Chamberlaina zamieszczonej w dodatku do wspomnień cyt. tutaj lekarza pułkowego dra Abnera Harda.

[7]-Patrick Henry (1736-1799), bohater Rewolucji amerykańskiej, prawnik, wielki mówca, patriota. Był trzykrotnie wybierany gubernatorem Wirginii.

[8]- Martha Dandridge Custis Washington (1731-1802). W 1750 r. poślubiła płk. Daniela Parke Custisa i zamieszkała w White House. Mieli czwórkę dzieci, ale dwójka zmarła w dzieciństwie. Zmarł też nagle jej mąż i w wieku 26 lat została wdową. W 1759 Martha poślubiła płk. George'a Waszyngtona i zamieszkał w jego posiadłości w Mount Vernon. Za czasów prezydentury Waszyngtona mieszkali w Filadelfii, a potem aż do śmierci w Mount Vernon. Nie mieli własnych dzieci, adoptowali wnuki.

[9]- OR 1,vol.11,część 1:str. 142-145

[10]- Shelby Foote, op.cit. str.417

[11]- "The Litographers' War-Union and Confederate Patriotic Covers"- Stephen Berry; North&South, vol.8, nr 3/2005.