Chancellorsville.
Ostatnie zwycięstwo gen.Lee

 

 

Mało znane w Polsce działania lądowe wojny secesyjnej obfitują w liczne przykłady znakomitego dowodzenia. Błyskotliwe manewry, szybkie marsze i zacięte bitwy tej wojny można śmiało porównywać ze znacznie szerzej opisywanymi w naszym kraju wojnami napoleońskimi. Jednym z przykładów bitwy, w której o sukcesie zadecydowało lepsze dowodzenie i konsekwencja działania jest bitwa pod Chancellorsville, będąca ostatnim sukcesem południowej Konfederacji na wschodnim teatrze działań wojennych.

Generał Robert Lee

 

Dochodziła 17.30 dnia drugiego maja 1863 roku. Żołnierze XI Korpusu Armii Potomaku, obsadzającego skraj prawego skrzydła na polanie w okolicach Wilderness Church przygotowywali się do posiłku. Poza liniami pikiet i niezbędną obsadą zbudowanych tego dnia fortyfikacji polowych większość z nich rozpalała ogniska, gotowała kawę i wypakowywała przygotowane wcześniej racje żywnościowe. Broń stała w kozłach; pomiędzy grupkami żołnierzy krążyły wozy taborowe, z których wydawano racje. W pobliżu kuchni polowych przygotowywano się do uboju przewidzianej na ten dzień części stada bydła, towarzyszącego Korpusowi jako zapas żywności. Jako że XI Korpus składał się w większości z emigrantów niemieckich, ten właśnie język rozbrzmiewał najczęściej w obozie. Polanę otaczała zwarta ściana Wilderness – gęstwiny niskich drzewek i krzewów pozostałej po wycięciu niegdyś rosnącego tu lasu na potrzeby działających w okolicy przed wojną zakładów wytopu metali. Panowała cisza, tylko z oddali dochodziły odgłosy walki, toczonej według zapewnień dowództwa, z ariergardą uchodzącej armii generała Lee. Znakomity manewr, jakiego dokonała armia Potomaku gen. Hookera, umieścił jej główne siły na flance Konfederatów. I, wedle wszelkich dostępnych informacji, Południowcy uchodzili. Jedna z brygad XI Korpusu odeszła nawet celem wspomożenia pościgu. Pozostali żołnierze spokojnie zajęli się przygotowywaniem posiłku i biwaku.

Idylle majowego popołudnia przerwał dochodzący z prawej flanki XI Korpusu odgłos trąbek, po którym z gąszczu zaczął dobiegać trzask łamanych gałęzi. Ściana Wilderness zaroiła się uciekającą w przerażeniu zwierzyną leśną; żołnierze federalni z niedowierzaniem patrzyli, jak z lasu wyłaniają się, jeden za drugim, równe szeregi różnorako ubranych, w znacznej części obdartych i bosych żołnierzy. Powietrzem wstrząsneła salwa karbinowa i mrożące krew w żyłach rebel yell - “wycie rebeliantów”, bojowy okrzyk armii Południa, który tyle już razy zwiastował federalnym nadchodzącą porażkę...

 

Aby dowiedzieć się jak doszło do opisanych wyżej wydarzeń, należy cofnąć się do zimy 1862/1863 roku. Konfederacka Armia Północnej Wirginii, dowodzona przez generała Roberta Lee, i Federalna Armia Potomaku, po krwawej klęsce federalnej pod Fredericksburgiem, zaległy na leżach zimowych na przeciwległych brzegach rzeki Rappahannock. Armia Potomaku, przeżywająca okres załamania morale po klęskach roku poprzedniego, otrzymała nowego dowódcę – generała Josepha Hookera; oficer ten znany był z zajadłej krytyki poprzednich dowódców, ze swojej niechęci do czołowych ataków na pozycje przeciwnika; ciągnęła się także za nim uzyskana w latach młodości opinia alkoholika i bywalca domów publicznych. Niemniej jednak okazywał on ogromną pewność siebie, cechę niezwykle potrzebną armii i administracji prezydenta Abrahama Lincolna po paśmie niepowodzeń największej i najważniejszej armii Północy. Pierwsze miesiące dowodzenia Hookera potwierdziły pokładane w nim nadzieje – umiejętne manipulowanie systemem nagród i urlopów, poprawa zaopatrzenia wraz z polepszeniem pracy żandarmerii radykalnie ograniczyło liczbę dezercji. Efektowne przeglądy całych korpusów, przemowy i wspaniały wygląd galopującego na białym koniu głównodowodzącego nastrajały optymistycznie żołnierzy i wizytujących armię oficjeli z Waszyngtonu.

Pewność siebie Hookera jeszcze wzrastała w trakcie lektury raportów zreformowanej przez niego służby wywiadowczej. Wynikało z nich, że jego przeciwnik, owiany sławą wielokrotnego zwycięzcy gen. Lee, mocuje się z poważnymi brakami osobowymi i, co ważniejsze, zaopatrzeniowymi. Fatalny stan linii kolejowych Południa nie pozwalał nawet na utrzymanie pełnych racji żywności i furażu, nie mówiąc o zgromadzeniu rezerw potrzebnych dla podjęcia działań zaczepnych. Co więcej, Lee został zmuszony sytuacją do rozproszenia swej armii na dość dużym obszarze. Dawało to Hookerowi inicjatywę; zamierzał on wspomóc posiadane atuty rajdem swej kawalerii na linie zaopatrzeniowe przeciwnika. Ich przecięcie pozostawiałoby Konfederatom wybór pomiędzy ucieczką a walką w krańcowo niesprzyjających warunkach. Inicjatywa pozwoliła też federalnym na dokonanie większością sił piechoty manewru na skrzydło Lee, który to manwewr nie mógł być obserwowany przez Konfederatów poza linią rzeki Rappahannock i wpadającej do niej kilka mil powyżej obozów pod Fredericksburgiem rzeki Rapidan, dzielących wrogie armie.

Wykonywanie planu rozpoczęto 27 kwietnia 1863 roku. Jak zaplanowano, kawaleria przekroczyła rzekę i znikła na tyłach przeciwnika. Podążające za nią II, III, V, XI i XII korpusy federalne (około 73 000 żołnierzy) z łatwością zmusiły do odwrotu słabą konfederacką osłonę brodów na rzece i przeprawiły się przez nią. W tym czasie pozostała część sił federalnych (I i VI Korpusy, ok. 40,000 ludzi pod dowództwem gen. Sedgewicka) dokonywała demonstracyjnej przeprawy przez Rappahannock na wysokości leż zimowych obydwu armii pod Fredericksburgiem. W efekcie Hooker znalazł się 30 kwietnia w posiadaniu ważnego skrzyżowania dróg pod miejscem zwanym Chancellorsville – jednej z polan w opisywanej na początku artykułu gęstwiny Wilderness. Z tej pozycji panował nad nad drogami odwrotu Konfederatów, znajdował się dokładnie na ich lewej flance, słowem, dokonał manewru, jaki się jeszcze w tej wojnie nie powiódł żadnemu z jego poprzedników.

Generał Lee był zbyt doświadczonym dowódcą, by dać się zwieść pozorowanym manewrom Sedgewicka pod Fredericksburgiem. Napływające do niego z posterunków na skrajnym lewym skrzydle alarmujące raporty odpartych od brodów pułków skierowały jego uwagę w tym właśnie kierunku. Mimo poprawnego rozpoznania zamiarów poszczególnych ugrupowań federalnych jego sytuacja była nie do pozazdroszczenia. Cała Armia Północnej Wirginii po dokonanym rozśrodkowaniu mogła wyprowadzić w pole w dniu 30 kwietnia zaledwie nieco ponad 60,000 żołnierzy. Dobre planowanie i zachowanie tajemnicy dały grupie Hookera kilka dni marszu przewagi. Wydawało się pewne, że następnego dnia po prostu wyjdzie ona z Wilderness i zmiażdży armię generała Lee. Aż do tego dnia działania federalne były wręcz genialnie zaplanowane i przeprowadzone. Jak to ujął konfederacki gen. Alexander, był to najlepszy plan, jaki kiedykolwiek wprowadzono w życie przeciwko gen. Lee.

Armia konfederacka była dwukrotnie słabsza liczebnie, nie posiadała żadnych zapasów zaopatrzenia, żołnierze byli gorzej wyposażeni, gorzej uzbrojeni, amunicja była gorszej jakości. Gen. Lee posiadał tylko jeden atut: jego podwładni byli dużo lepszymi generałami od podwładnych gen. Hookera. Dowódca II Korpusu Armii Północnej Wirginii, gen. Thomas Jackson, bardziej znany jako Stonewall Jackson, był, podobnie jak Lee, żywą legendą na Południu. Jego purytańska moralność, drakońska dyscyplina, żywy talent wojskowy i umiejętność wzmagania morale żołnierzy sprawiły, że cały jego korpus darzył go uwielbieniem. Zmuszał on swych żołnierzy do marszów w takim tempie, że cały jego korpus nazywano “pieszą kawalerią”. Jednak dzięki temu Armia Północnej Wirginii potrafiła zaskakiwać przeciwnika, mamić go co do swej rzeczywistej liczebności, i wygrywać bitwy i kampanie, mimo wzrastającej przewagi liczebnej i materiałowej Północy. Słabe punkty armii federalnych odkrywała dla generała Lee jego świetna kawaleria, dowodzona przez gen. Jeba Stuarta, urodzonego kawalerzystę, świetnego zagończyka, który na czele swych pułków dokonywał rajdów wokół armii federalnej, niszczył linie zaopatrzenia i łączności, brał jeńców, przejmował rozkazy i wracał w tryumfie do obozów konfederackich. Posiadał coś, co w Polsce nazywane jest “ułańską fantazją”, przejawiającą się zarówno w osobistym prowadzeniu szarż w najgęstsztym ogniu przeciwnika, jak i w złośliwych żartach w stylu wysyłania do Waszyngtonu z przejętych w czasie rajdów stacji telegraficznych listów z zażaleniami na złą jakość koni, jakie zdobywa podczas swych wypraw. Dowódcy dywizji i brygad reprezentowali także bardzo wysoki poziom, na co znaczny wpływ miało pasmo wcześniejszych zwycięstw, dające pewność siebie dowódcom i wzmacniające morale szeregowców.

Lee zareagował szybko. W nocy z 30 kwietnia na 1 maja wydano rozkazy. Na przeciwko grupy federalnej Sedgewicka pozostawił wzmocnioną dywizję gen. Early'ego (niecałe 10,000 ludzi), z resztą sił zaś ruszył przeciwko Hookerowi. Jednocześnie do Richmond posłano alarmujące telegramy, wzywające pozostawione tam ze względu na wspomniane wyżej kłopoty zaopatrzeniowe dwie dywizje I Korpusu pod dowództwem gen. Jamesa Longstreeta. Jednak ich przemarsz do miejsc załadowania, samo załadowanie, przewiezienie nad Rappahannock i wyładowanie musiało zająć prawie tydzień. W tym czasie musiało dojść do rozstrzygającego starcia.

Maszerujące naprzeciw siebie kolumny spotkały się na skraju Wilderness, gdzie doszło do zaciętej walki, w trakcie której dowódcy federalni otrzymali z kwatery głównej zaskakujący rozkaz: mieli oto przerwać walkę i wycofać się na pozycje wokół skrzyżowania Chancellorsville, gdzie cała grupa Hookera miała umocnić swe pozycje. U podstaw tej niezrozumiałej decyzji leżały doświadczenia głównodowodzącego Armii Potomaku; uważał on, poniekąd słusznie, że obrońca ma przewagę ogniową nad atakującym, skoro więc generał Lee chce atakować, należy mu na to pozwolić, i uderzyć dopiero na wykrwawionego przeciwnika. Działając w ten sposób Hooker ograniczył w swoim mniemaniu do minimum ewentualne ryzyko; i jemu udzieliła się obawa przed zdolnościami taktycznymi gen. Lee. Liczył, że federalna kawaleria już zbliża się do konfederackich linii kolejowych, a nacisk Sedgewicka zmusi konfederatów do odstąpienia po pierwszych atakach i umożliwi mu pościg, co wobec lepszego położenia jego grupy umożliwi mu zagarnięcie  maruderów, artylerii i taborów Armii Północnej Wirginii.

Dla generała Lee cichnące odgłosy karabinowej palby, zastąpione przez stuk siekier, świst pił i trzaski padających drzew Wilderness były wspaniałą wiadomością: oto przeciwnik oddaje mu z takim wysiłkiem uzyskaną inicjatywę. Lee nie zamierzał rozczarować Hookera. Armia Północnej Wirginii miała zaatakować federalnych. Jednak szczegóły tego, co miało nastąpić, nie w pełni miały odpowiadać przewidywaniom Hookera. Lee, dzięki raportom znakomicie działającej kawalerii Stuarta, wiedział że prawe skrzydło federalne “wisi w powietrzu”. Skrajny XI Korpus co prawda ufortyfikował swój front, jednak jego flanka, będąca jednocześnie flanką całej armii federalnej, była otwarta i wręcz zapraszała do ataku. Tak dokładne raporty Stuarta były możliwe dzięki temu, że niemal cała federalna kawaleria uczestniczyła w rajdzie na linie zaopatrzeniowe konfederatów. Dowódca konnicy federalnej gen. Stoneman, nie dorastał do swego stanowiska, prowadził działania nieśmiało i powoli, dzięki czemu Lee cały czas pozostawał w łączności ze swym zapleczem. Dysponując przewagą w zdobywaniu informacji o przeciwniku, Lee zdecydował się na manewr, który jest uważany za najbardziej śmiałe z jego posunięć w ciągu całej wojny.

Aby uświadomić sobie ryzyko łączące się z decyzją podjętą przez gen. Lee wieczorem i w nocy z 1 na 2 maja 1863 roku, należy pokrótce opisać sytuację. Część armii dowodzonej przez gen Lee, licząca niecałe 53,000 żołnierzy, stała naprzeciwko grupy Hookera, liczącej, jak wspomniano, 73,000 ludzi. 10,000 żołnierzy gen. Early'ego powstrzymywało niemrawo działającą grupę Sedgewicka, która tymczasem zmniejszyła swą liczebność do 26,000 ludzi VI Korpusu; reszta, czyli I Korpus, została wezwana przez Hookera pod Chancellorsville, i znajdowała się w marszu. Lee zdecydował się na ponowny podział swoich szczupłych sił, posunięcie całkowicie przeciwne zaleceniom napoleońskiej sztuki wojennej, mówiącym o maksymalnej koncentracji sił w obliczu przeciwnika. Wychowani na tych zasadach generałowie federalni byli raz po raz zaskakiwani przez działającego niekonwencjonalnie Roberta Lee. Podobnie miało być i tym razem. Dowódca konfederacki zlecił Jacksonowi z trzema dywizjami jego korpusu (prawie 30,000 ludzi) dokonanie szerokiego obejścia pozycji federalnych i zaatakowanie z flanki pozycji zajmowanych przez XI Korpus federalny (około 10,000 żołnierzy). Pozostawiało to Lee zaledwie niecałe 14,000 żołnierzy, by powstrzymywać masę całej grupy Hookera w trakcie marszu grupy Jacksona. Gdyby Hooker zorientował się w sytuacji, atak jego sił z pewnością doprowadziłby do zniszczenia sił dowodzonych przez Lee i nie pozostawiłby szans na skuteczną walkę rozproszonym resztkom Armii Północnej Wirginii. Jak widać, ryzyko było ogromne, śmiałość posunięcia przekraczała wszystko, co dotychczas zdarzyło się czynić Robertowi Lee na polach bitew.

Marsz Jacksona nie mógł odbywać się w zwykłym tempie z powodu fatalnego stanu dróg i otaczającej ich gęstwiny Wilderness uniemożliwiającej dokonywanie skrótów. Co gorsza, część kolumny Jacksona została dostrzeżona poprzez prześwity w roślinności; raport o tym dotarł do Hookera. Ten jednak, jako że meldowano o obecności w kolumnie wozów taborowych, uznał że jego przewidywania się sprawdziły, że kawaleria Stonemana najwyraźniej przecięła Lee najkrótszą drogę odwrotu, i został on zmuszony do wycofywania się wzdłuż linii frontu Hookera. Ostrożność, jaka cechowała generałów federalnych wobec gen. Lee jeszcze raz dała o sobie znać. Nakazał on tylko części sił III Korpusu, wzmocnionej jedną brygadą z XI Korpusu, na rozpoznanie zamiarów konfederackich. Doszło do zaciętych walk z osłaniającą tyły kolumny Jacksona brygadą, która ze stratami powstrzymywała przeciwnika. Tymczasem Korpus Jacksona dotarł około godziny 15 na pozycje, i rozpoczął formowanie szyku bojowego po obydwu stronach prowadzącej prosto na flankę federalnych drodze. Dwie dywizje uformowano w linie bojowe w odległości 400 kroków, trzecią pozostawiono w kolumnach na wspomnianej drodze, wzdłuż której miała działać bezużyteczna w otaczającej gęstwinie artyleria. Właśnie ze względu na trudności terenowe formowanie szyku trwało poand dwie godziny; o 17.30 Stonewall Jackson wydał dowódcy prowadzącej dywizji, generałowi Robertowi Rodesowi, rozkaz rozpoczęcia ataku.

Na polu bitwy

Konfederaci nadchodzili dokładnie z prawej flanki, nie dając szans na stawianie dłuższego oporu. Mimo to żołnierze XI Korpusu porzucili przygotowywany posiłek i porwali za broń, usiłując naprędce sformować linię obrony; na próżno. Prawe skrzydło pękło w panice. Pozostałe oddziały zdołały zmienić front, lecz przeskrzydlane przez znacznie dłuższą linię konfederacką musiały opuszczać zajmowane pozycje jedna po drugiej. Obronę utrudniały także wozy spanikowanych służb zaopatrzeniowych, a także oszalałe ze strachu zwierzęta ze stad towarzyszących korpusowi. Wkrótce XI Korpus niemal w całości uciekał w kierunku brodów na rzece Rappahannock. Dało to powód do oskarżania emigrantów o tchórzostwo na polu walki. Tymczasem znaczna liczba strat krwawych i raporty Konfederatów potwierdzają upartą, choć beznadziejną walkę wielu pułków. Po około dwóch godzinach udało się Południowcom rozbić całkowicie XI Korpus, jednak kosztem znacznej dezorganizacji atakującej formacji. Tymczasem Hooker, zaalarmowany widokiem uciekających rozbitków XI Korpusu wysłał na zagrożony odcinek nieliczne oddziały III Korpusu i sporo dział. Niepewnym było jednak, czy formacje te były w stanie powstrzymać Jacksona; tym, co chwilowo zahamowało uderzenie Konfederatów, były zapadające ciemności.

Kontynuowanie natarcia bez chwili odpoczynku i reorganizacji było niemożliwe. Jackson z żalem nakazał swym dowódcom zatrzymanie. Chciał natychmiast, gdy to będzie ponownie możliwe, kontynuować natarcie. Miał rację; w tym czasie droga do przepraw przez Rapidan i Rappahannock stała przed nim otworem. Zajęcie tyłów Armii Potomaku dawało znaczne szanse na wywołanie w jej szeregach niepowstrzymanej paniki i w efekcie całkowitego jej rozpadu. W czasie gdy dowódcy pospiesznie poprawiali rozmieszczenie swych brygad i pułków, Jackson wraz ze sztabem udał się, jak to miał w zwyczaju - osobiście, na rekonesans.

W centrum szyku konfederatów, po obydwu stronach drogi wiodącej do Chancellorsville, stały 18 i 37 Pułki z Karoliny Północnej. Było około 19.30. Pułki te zluzowały wcześniej oddziały czołowej dywizji gen. Rodesa. Oczekiwano rozkazów ataku, nadszedł też raport o możliwości napotkania federalnej kawalerii; istotnie – z mroku dał się słyszeć tupot galopujących koni. Żołnierze, zgodnie z zaleceniami taktyki, odczekali aż nadjeżdżający zbliżą się odpowiednio, po czym otwarli ogień. Nadjeżdżający konni rozpierzchli się. Konfederaci oddali kilka salw, jednak wkrótce zaprzestali ognia, gdyż pośród krzyków rannych ludzi i koni dał się słyszeć głos wołający: “strzelacie do własnych żołnierzy!”. Był to powracający sztab Stonewalla Jacksona; dowódca konfederacki został trzykrotnie raniony i wyłączony z akcji. Rany wymagały amputacji lewej ręki, jednak same w sobie nie były śmiertelne. Niestety wdało się zapalenie płuc; Stonewall zmarł 10 maja, w ostatnich słowach majacząc o odpoczynku, czekającym na drugim brzegu rzeki. Kule własnych żołnierzy pozbawiły Konfederację talentów jednego z najlepszych dowódców, jakich miała. Wkrótce po Stonewallu ranny odłamkiem federalnego pocisku został jego następca, gen. A. P. Hill. Najstarszym stopniem w tym sektorze był Jeb Stuart, który jednak potrzebował kilku godzin by przybyć na pole walki i zorientować się w sytuacji. Korpus na tych kilka krytycznych godzin, kiedy to każda minuta była, jak to ujął konfederacki generał Alexander, “warta dla Konfederacji milion dolarów”, został pozbawiony dowództwa, co ostatecznie wstrzymało dalsze działania tego dnia.

Następniego dnia Armia Północnej Wirginii stała naprzeciw ufortyfikowanych pozycji federalnych. Szanse sukcesu z poprzedniego dnia przeminęły. Co prawda uderzenie Korpusu dowodzonego teraz przez Stuarta, połączone z presją sił dowodzonych przez gen. Lee doprowadziło do zajęcia polany Chancellorsville i połączenia obydwu części armii konfederackiej, jednak wówczas było już za późno; federalni wycofali się, lecz na kolejne, jeszcze lepiej umocnione i znacznie krótsze pozycje, ze skrzydłami bezpiecznie opartymi na rzece Rapidan. Chwila przeminęła; gen. Lee chciał co prawda atakować, ale jak można przewidywać, ufortyfikowana piechota federalna wsparta potężną artylerią dokonałaby nie mniejszej hekatomby w szeregach Konfederatów, niż miała dokonać dwa miesiące później pod Gettysburgiem. Lee musiał przegrupować znaczną część sił celem wyparcia za Rappahannock grupy Sedgewicka, która tymczasem sforsowała linie gen. Early'ego. Po wycofaniu się Sedgewicka Lee powrócił pod Chancellorsville, by stwierdzić, że Hooker wycofał się za rzekę. Dzięki temu Konfederacja mogła się cieszyć kolejnym zwycięstwem, zwycięstwem wspaniałym – oto dwukrotnie słabsza liczebnie, borykająca się z ogromnymi problemami zaopatrzeniowymi armia zmusza do odwrotu masy federalne. Lee zdołał zapewnić sobie w miejscu decydującego ataku Jacksona prawie trzykrotną przewagę liczebną. Jak widać, lepsze dowodzenie umożliwiło zniwelowanie wielkiej przewagi przeciwnika. Pomimo świetnego sukcesu nie była to decydująca bitwa, do której od początku sprawowania dowództwa Armii Północnej Wirginii dążył bezskutecznie gen. Lee. Ceną sukcesu była strata prawie 16,000 zabitych i rannych oraz, ponad wszystko, strata Stonewalla Jacksona, najlepszego wykonawcy planów generała Roberta E. Lee.

Bibliografia:

Szkice obrazujące położenie i ruchy wojsk oraz wpółczesne zdjęcia z pola bitwy można obejrzeć tutaj.
Autor: Jan Szkudliński
Copyrights Jan Szkudliński- wrzesień 2004
Oprac. graficzne: Zbig Kurzawa