Wieczorem
13 kwietnia 1861 roku do Richmond, stolicy stanu Wirginia, dotarły wiadomości
o kapitulacji Fort Sumter. Mimo późnej pory, podekscytowani nimi mieszkańcy
wylegli na ulice miasta, aby świętować zwycięstwo Południa. Przed
legislaturą stanową zebrał się kilkutysięczny tłum, który wyciągnął skądś
starą armatkę wiwatową. Wśród huku oddawanych z niej wystrzałów i okrzyków
aplauzu, ściągnięto z budynku
flagę Stanów Zjednoczonych i wywieszono flagę Konfederacji. Lokalni politycy
wygłaszali ogniste przemówienia, nawołując do natychmiastowej secesji, a
naprędce zebrana orkiestra dodatkowo rozgrzewała słuchaczy, wykonując
porywające i szybkie marsze wojskowe. Zamieszanie na ulicach miasta, atmosferą
bardziej przypominające święto niż rewolucję, trwało do późnych godzin
nocnych.
Następnego
dnia zebrała się konwencja stanowa w celu rozpatrzenia sprawy secesji. Część
delegatów, zwłaszcza pochodzących z podgórskich okręgów na zachodzie
stanu, gdzie liczba posiadaczy niewolników była niewielka, była jej
zdecydowanie przeciwna. Przez kolejne trzy dni obradom towarzyszyły burzliwe
debaty i hałaśliwe demonstracje uliczne.
Wreszcie
17 kwietnia do sali posiedzeń wkroczył były gubernator Henry A. Wise.
Powiadomił on zebranych, że oddziały milicji stanowej przystąpiły właśnie
do zajmowania znajdujących się na terenie stanu obiektów federalnych. Ta
wiadomość przeważyła szalę. Głosami 88 do 55 konwencja podjęła decyzję
o natychmiastowej secesji.
Wkrótce
potem przedstawiciele Wirginii nawiązali bliskie kontakty z rządem
Konfederacji. W efekcie tych rozmów 27 kwietnia konwencja stanowa zwróciła się
o przeniesienie siedziby konfederackich władz i Kongresu Konfederacji z
Montgomery w Alabamie do Richmond.
W
odpowiedzi 7 maja Wirginia została formalnie przyjęta, jako ósmy z kolei
stan, w poczet członków Konfederacji. Ponadto 21 maja została pozytywnie
rozpatrzona jej propozycja zmiany stolicy nowo powstałego państwa.
Cały ten splot
następujących po sobie wydarzeń miał poważne znaczenie dla dalszego
przebiegu wojny. Secesja Wirginii zachęciła do podjęcia tego samego kroku
następne, wahające się dotąd stany południowe. W ciągu nieco ponad miesiąca
z Unii wystąpiły kolejno Arkansas, Tennessee i Karolina Północna.
Wirginia
była również najludniejszym stanem Południa. Co więcej, zgromadzony na jej
terenie potencjał przemysłowy był większy niż w pozostałych stanach
Konfederacji razem wziętych. Nie bez znaczenia było też położenie Richmond
blisko wybrzeża, ułatwiające nie tylko ewentualne sprowadzanie z zagranicy
produktów niezbędnych do prowadzenia wojny, ale także nawiązanie kontaktów dyplomatycznych z państwami europejskimi.
Secesja
Wirginii miała też jeszcze jedną poważną konsekwencję - u jej granic,
oddzielona tylko rzeką Potomak, leżała stolica federalna - Waszyngton. Urzędujący
w niej prezydent Stanów Zjednoczonych, Abraham Lincoln, 15 kwietnia 1861 roku
wydał specjalną proklamację. Na mocy prawa z 1795 roku o powoływaniu milicji
stanowej do służby federalnej, ogłaszał zaciąg 75 tysięcy ochotników, którzy
mieli zlikwidować "związek zbyt silny, aby mógł być stłumiony w drodze
zwykłego postępowania sądowego."(1)
Ponieważ
ustawa ta pozwalała rekrutować ochotników zaledwie na około trzy miesiące służby
(dokładnie 90 dni), 3 maja 1861 roku rząd federalny ogłosił zaciąg dalszych
42 tysięcy ochotników, tym razem na 3 lata. Równocześnie podjęta została
decyzja o powiększeniu liczebności armii regularnej o 23 tysiące żołnierzy
i floty o 18 tysięcy marynarzy.
Wkrótce
wokół Waszyngtonu zaczęła gromadzić się armia Północy, której celem miało
być zdobycie odległego zaledwie o 150 kilometrów Richmond i zdławienie
rebelii.
Unia
W
grudniu 1860 roku armia Stanów Zjednoczonych liczyła zaledwie 1108 oficerów i
15.259 żołnierzy. Było to wojsko zawodowe(regulars), większość którego stacjonowała na Zachodzie - w fortach i
posterunkach, rozmieszczonych wzdłuż pogranicza indiańskiego i nad granicą z
Meksykiem.
W
tej sytuacji główną część wojsk Unii na Wschodzie stanowiły oddziały
ochotnicze(volunteers),rekrutowane z szeregów stanowych milicji lub przez stanowe biura werbunkowe.
Zgodnie z dotychczasową praktyką tworzenia przez Stany Zjednoczone armii na
wypadek konfliktu, wojska regularne i ochotnicze miały zachować odrębność.
Konsekwencją tego kroku okazało się słabe przygotowanie pułków
ochotniczych do działań, spowodowane niewystarczającą do tego celu liczbą
doświadczonych oficerów niższego szczebla i podoficerów. Co gorsza, większość
żołnierzy Północy miała za sobą jedynie kilka, a w najlepszym razie
kilkanaście tygodni szkolenia.
Równie
źle przedstawiała się sytuacja wyższego dowództwa armii federalnej. Nie miała
ona sztabu generalnego, nie istniały gotowe plany mobilizacyjne ani
strategiczne. Choć w Departamencie Wojny istniał wydział topograficzny, to
nie dysponował on nawet kompletnymi mapami Południa.
Brakowało
doświadczonych dowódców - ze wszystkich oficerów Unii tylko dwóch dowodziło
wcześniej brygadą podczas wojny meksykańskiej - obaj mieli jednak już ponad
70 lat. Również najwyższy rangą generał Winfield Scott, pełniący
oficjalnie obowiązki głównodowodzącego, miał w chwili wybuchu wojny 74
lata. Cierpiał przy tym na niemożliwe do opanowania drżenie rąk, bóle i
zawroty głowy, zdarzało mu się też zasypiać podczas narad. Poruszanie się
sprawiało mu takie kłopoty, że za wojskiem musiał podróżować w powozie.
W
tej sytuacji konieczne okazało się znalezienie zastępcy generała Scotta,zdolnego do poprowadzenia armii w pole. 27 maja 1861 roku dowódcą wojsk Unii
"na południe od Potomaku" mianowany został 43- letni Irvin McDowell.
Świeżo
upieczony generał (awans świętował zaledwie dwa tygodnie wcześniej),
absolwent West Point i weteran wojny meksykańskiej, "robił wrażenie człowieka
o wielkiej sile fizycznej, (...) choć był średniej postury." Miało to związek
z jego zamiłowaniem do jedzenia, które, co ciekawe, połączone było z całkowitą
wstrzemięźliwością w piciu i używaniu tytoniu.
Przed
awansem McDowell w stopniu majora
pracował w Departamencie Wojny w Waszyngtonie. Tam jego zdolności do
organizacji pracy sztabowej, inteligencja i energia zwróciły uwagę sekretarza
skarbu Salmona Chase'a, któremu w znacznym stopniu zawdzięczał powierzoną mu
komendę.
Na
początku czerwca generał Scott rozkazał McDowellowi "określić liczebność
i skład kolumny, która mogłaby wyruszyć w kierunku Manassas"(2),gdziewedług
rozpoznania gromadziły się wojska rebeliantów. Już 4 czerwca McDowell
raportował ze swojej kwatery, która mieściła się w zajętym przez wojska
federalne domu generała Lee w Arlington, że aby wykonać ten manewr,
potrzebuje co najmniej "12 tysięcy piechoty, 2 baterie, 6 do 8 kompanii
kawalerii i 5 tysięcy ludzi w rezerwie w Alexandrii", na południowym brzegu
Potomaku. Zaznaczał przy tym, że dowodzi dopiero od niespełna tygodnia, a
jego oddziały są niedoświadczone, a nawet nie wszystkie zorganizowane w
brygady. W tej sytuacji taka pojedyncza akcja byłaby dość ryzykowna.
Dla
generała Scotta uderzenie wojsk Unii z Alexandrii na Manassas było tylko częścią
znacznie większego planu. Sam pochodząc z Wirginii, uważał, że inwazja na
Południe spowoduje niepotrzebny rozlew krwi i zniszczenie znacznych połaci
kraju. Aby tego uniknąć, proponował wprowadzenie blokady od strony morza i
wzdłuż doliny Mississippi. Odcięta w ten sposób od świata Konfederacja
zmuszona zostałaby w końcu do poddania się warunkom narzuconym przez rząd w
Waszyngtonie. Wszystkie inne działania podejmowane przez armię federalną, właśnie takie jak
operacja McDowella przeciw konfederatom w północnej Wirginii, powinny mieć
charakter pomocniczy, wiążąc siły rebelianckie i uniemożliwiając im przełamanie
blokady.
Zarys
powyższego planu strategicznego przedostał się do prasy, która, dla lepszego
efektu, nazwała go planem "Anakonda". Jego krytycy szybko dostrzegli
jednak jego zasadniczą wadę. Plan ten wymagał bowiem czasu - do budowy okrętów,
do ścisłego otoczenia wrogich wybrzeży, do sformowania wreszcie odpowiednio
silnej ekspedycji, mogącej zapuścić się w trudny i niezdrowy teren doliny
Mississippi. Generał Scott zgadzał się z tymi zastrzeżeniami i przyznawał,
że armia nie będzie w stanie wyruszyć wcześniej niż jesienią 1861 roku.
Prezydent
Lincoln, do którego należała ostateczna decyzja w sprawie wyboru strategii,
nie mógł tyle czekać. Opinia publiczna, politycy, zwłaszcza członkowie
Kongresu, mającego zebrać się 4 lipca w Waszyngtonie, prasa, a także pełni
entuzjazmu ochotnicy w polu - wszyscy domagali się od niego natychmiastowych i
zdecydowanych działań. Ich stanowisko, wyrażające się w bojowym zawołaniu
"Na Richmond!", było głównie efektem romantycznej naiwności - wiary w
to, że jedno potężne uderzenie w samo serce rebelii zwycięsko zakończy wojnę.
Generał
Scott i związani z nim oficerowie, w tym także generał McDowell, byli tym
natychmiastowym działaniom przeciwni. Z drugiej strony, czerwcowe walki w
zachodniej Wirginii, gdzie wojska pod
dowództwem generała George'a B. McClellana pokonały i wyparły konfederatów,
udowodniły, że świeżo utworzone oddziały ochotnicze są w stanie skutecznie
walczyć, a nawet zwyciężać.
Gdy
więc na naradzie wojennej dowództwa wojsk Unii, która odbyła się w
Waszyngtonie 29 czerwca, generał McDowell zwrócił uwagę na brak doświadczenia
jego podkomendnych, Lincoln zauważył: "Jesteście zieloni, to prawda, ale
oni[rebelianci
- I.F.] są tak samo zieloni."(3)Tego samego dnia, między innymi za radą głównego kwatermistrza armii, generała
Montgomery'ego Meigsa, a wbrew opinii generała Scotta, prezydent nakazał swoim
generałom rozpoczęcie przygotowań do letniej ofensywy na stolicę
Konfederacji.
Plan
jej opracowany został w sztabie generała McDowella i zakładał
przeprowadzenie dwóch uderzeń - głównego i pomocniczego. Pierwsze miała
wykonać jego własna armia z rejonu Waszyngtonu i Alexandrii. Celem jej działań
było pokonanie sił rebelianckich w okolicy miasta i węzła kolejowego
Manassas, a następnie dalszy marsz na południe w stronę konfederackiej
stolicy.
Wykonanie
drugiego przypadło w udziale generałowi Pattersonowi - staremu, 70-letniemu żołnierzowi,
dowodzącemu wojskami ochotniczymi z Pensylwanii. Jego zadanie polegać miało
na związaniu południowców w dolinie Shenandoah, oddalonej od Manassas o około
90 km, z których prawie jedna trzecia przypadała na trudny do przebycia teren
pasma górskiego Blue Ridge.
Konfederacja
Armia
konfederacka była wojskiem ochotniczym, tworzonym podobnie jak na Północy.
Poszczególne stany zaraz po secesji mobilizowały ochotnicze oddziały milicji
do obrony swojego terytorium i granic. Zorganizowane w ten sposób pułki lub
bataliony przekazywane następnie były pod rozkazy władz wojskowych
Konfederacji, które wysyłały je na front do walki z Jankesami.
Od
chwili rozpoczęcia secesji przez stany południowe ponad trzystu oficerówUS
Army,czyli
około 1/3 korpusu oficerskiego armii, złożyło rezygnację ze służby. W następnych
miesiącach prawie wszyscy wstąpili w szeregi sił zbrojnych Konfederacji.
Wbrew
obiegowym opiniom, byli oficerowie armii federalnej stanowili mniejszość w
korpusie oficerskim wojsk konfederackich. Większość dowódców, zwłaszcza niższego
szczebla, pochodziła z położonych na Południu publicznych i stanowych szkół
wojskowych, a także wzorowanych na nich uczelni prywatnych. Pod tym względem
zresztą Konfederacja miała przewagę nad Unią - z ośmiu tego typu placówek
działających w całym kraju, siedem znajdowało się na Południu.
I
choć południowcy zarówno swoje wojsko, jak i jego zaplecze musieli dopiero
organizować, dzięki obecności
licznej i dobrze wyszkolonej kadry, na początku wojny oddziały rebeliantów były
bardziej zdyscyplinowane i lepiej wyszkolone. Sprzyjał temu dodatkowo fakt wcześniejszej
ich mobilizacji - gdy Północ zaczęła organizować się dopiero w drugiej połowie
kwietnia 1861 roku, to większość stanów Południa dokonała tego między
grudniem 1860 a lutym 1861 roku. W
Wirginii stało się to nawet jeszcze wcześniej, bo oddziały stanowej milicji
powołane zostały tam pod broń w listopadzie 1859 roku, po nieudanej próbie
wywołania powstania niewolników przez abolicyjnego fanatyka - Johna Browna.
2
czerwca 1861 roku zwierzchnictwo nad wojskami konfederackimi zgromadzonymi wokół
Manassas i, zważywszy na odległość, nazywanymi nie do końca słusznie Armią
Potomaku, objął zdobywca Fort Sumter - generał Pierre G.T. Beauregard.
W
ciągu niespełna miesiąca zreorganizował on podległe mu oddziały, tworząc
z nich brygady. Każda z nich dysponowała własną artylerią i w razie
potrzeby mogła wykonywać samodzielne zadania. Usprawnione zostało także
funkcjonowanie kordonu posterunków, mających zaalarmować główne siły w
razie nadciągnięcia wojsk Unii z Alexandrii lub podjęcia przez nie prób
wypadów na tyły i skrzydła rebelianckich pozycji.
Ponieważ
przez cały czas armia konfederacka rozrastała się o coraz to nowe jednostki,
pod koniec czerwca gen. Beauregard miał pod swoją komendą prawie 20 tysięcy
żołnierzy. W razie potrzeby mógł również liczyć na wsparcie brygady
generała Theophilusa H. Holmesa (3 tysiące ludzi i 6 dział), która zajmowała
się wznoszeniem i strzeżeniem pozycji obronnych w rejonie ujścia potoku Aquia
Creek do Potomaku, około 45 kilometrów na południowy wschód od Manassas.
Beauregard
uważał, że z takimi siłami jest w stanie nie tylko utrzymać swoje pozycje,
ale że po wzmocnieniu jego sił mógłby nawet, co bardziej odpowiadało jego
naturze, prowadzić działania zaczepne.
Dowodzący
w dolinie Shenandoah generał Joseph E. Johnston był pod tym względem jegoprzeciwieństwem. Choć ambitny i waleczny, wyróżniał się przede wszystkim
ostrożnością i niechęcią do podejmowania ryzykownych i nieprzemyślanych
działań. Pod koniec czerwca pod swoimi bezpośrednimi rozkazami miał około
11 tysięcy żołnierzy. Następnych kilka tysięcy rozproszonych było wzdłuż
granic Wirginii - pod Leesburgiem nad Potomakiem, oddzielonych od sił Johnstona
szczytami gór Blue Ridge, a także wzdłuż Alleghenów, strzegąc górskich
przełęczy prowadzących do Zachodniej Wirginii, skąd zagrażał zwycięski
McClellan.
Takie
kordonowe rozmieszczenie sił stanowiło charakterystyczny element strategii
Konfederacji. Jak na rozległe przestrzenie, po których przyszło im operować,
armie Południa były niezbyt wielkie, tymczasem bronić miały całego jego
rozległego terytorium, rozciągającego się od Wirginii po Arkansas, i dalej aż
do granicy Teksasu z Meksykiem. W sumie było to ponad półtora miliona
kilometrów kwadratowych (czyli, dla porównania, mniej więcej tyle, ile wynosi
powierzchnia zachodniej Europy pomiędzy Atlantykiem a Renem, albo Rosji na zachód
od Moskwy).
W
razie potrzeby wojska te powinny współdziałać, korzystając z możliwości
szybszej koncentracji i uzyskania w ten sposób przewagi na wybranym odcinku,
jakie dawał manewr po liniach wewnętrznych. W przypadku osiągnięcia w ten
sposób sukcesu, miał on następnie być rozwijany poprzez przerzucanie działań
na ziemie przeciwnika.
Strategia
ta opracowana została przez konfederackiego prezydenta Jeffersona Davisa i jego
współpracowników. Jej skuteczność miała zostać poddana próbie już na
początku wojny, właśnie w działaniach w północnej i północno-wschodniej
części Wirginii latem 1861 roku.
Opracowany
przez generała McDowella plan uderzenia w kierunku Manassas, którego główna
część powstała w połowie czerwca, szacował liczebność sił przeciwnika
na około 20 tysięcy żołnierzy. Możliwości ich wzmocnienia oceniane były
na dalsze 10 tysięcy. Ponieważ jednak wojska te, oczekując na atak federalny,
byłyby zapewne rozciągnięte w terenie i nierównomiernie skoncentrowane,
McDowell sądził, że do pokonania ich wystarczy "30 tysięcy ludzi, z rezerwą
10 tysięcy." W razie napotkania liczniejszych sił przeciwnika uważał, że
jego armia mogłaby zostać wsparta przez oddziały z garnizonu Waszyngtonu,
albo przez przerzucenie z doliny Shenandoah armii generała Pattersona.
Na przełomie czerwca i lipca rozpoczęła się pod Alexandrią
koncentracja przeznaczonych do przeprowadzenia planowanej operacji wojsk Unii.
Generał McDowell podzielił je na
pięć dywizji.
Najsilniejszą z nich 1-szą dywizją dowodził, uważany za kompetentnego
i bojowego, generał Daniel Tyler. Pod jego rozkazami znalazły się cztery
brygady wraz z silną artylerią (trzy baterie).
Dowódcą 2-ej dywizji, złożonej z dwóch brygad
i ekwiwalentu dwóch baterii dział, był pułkownik David Hunter. Choć służył
on w armii już prawie 40 lat, to po raz pierwszy miał dowodzić żołnierzami
w walce. W skład jego jednostki wchodził za to najliczniejszy kontyngent żołnierzy
regularnych, formalnie podporządkowano mu także nieliczną federalną kawalerię.
Nieco większa od 2-ej była 3-a dywizja, miała ona też znacznie
bardziej doświadczonego przełożonego - pułkownika Samuela Heintzelmana. Ten
weteran wojny z Meksykiem i walk z Indianami, wielokrotnie odznaczany za odwagę,
miał pod swoją komendą trzy brygady, wsparte dwiema bateriami armat (w tym
jedną ciężkich).
Najsłabsza w całej armii była 4-a dywizja generała Thedora Runyona,
oficera milicji stanowej z New Jersey. Żołnierze z tego stanu tworzyli siedem
z ośmiu jej pułków, nie zostały one jednak połączone w brygady, ani nie
dysponowały własnym wsparciem artyleryjskim. W planach generała McDowella ten
związek taktyczny stanowić miał rezerwę, którą w razie potrzeby można by
porozdzielać pomiędzy pozostałe dywizje.
Ostatnią z nich według numeracji, była 5-a dywizja, złożona z dwóch
brygad i dwóch baterii. Dowodził nią pułkownik Dixon S. Miles - doświadczony
żołnierz, z trudem wszakże skrywający swoje kłopoty z nadużywaniem
alkoholu. Podległe mu oddziały miały problemy innego rodzaju. Traktowane były
bowiem przez niektórych przedstawicieli dowództwa i służb zaopatrzeniowych
armii z pewnym dystansem. Związane to było z tym, że wiele z nich składało
się z imigrantów - głównie Niemców z Nowego Jorku i Pensylwanii.
W połowie lipca gen. McDowell dysponował 35-tysięczną
armią. Wielu jednak z jego żołnierzy zaciągnęło się tylko na trzy miesiące,
a termin ich odejścia ze służby przeważnie mijał wraz z końcem lipca. Z
tego powodu dowództwo federalne chciało rozpocząć działania możliwie jak
najszybciej.
Początkowo zamierzano wyruszyć już 8 lipca, ale z powodu kiepskiej
organizacji pracy Departamentu Wojny okazało się to niemożliwe. Na miejsce
koncentracji nie dotarły bowiem jeszcze wszystkie oddziały, szwankowało też
zaopatrzenie - brakowało zwłaszcza koni i wozów taborowych.
W tym czasie Waszyngton i Alexandria bardziej przypominały wielki obóz
militarny niż miasta. "Muzyka wojskowa wypełniała powietrze, wojna była
tematem rozmów, gdziekolwiek ludzie się spotykali. Dniem i nocą słychać było
maszerujących żołnierzy, zaś oficerowie sztabowi i ordynansi galopowali
ulicami pomiędzy kwaterami generałów Scotta i McDowella."
W stolicy "Pennsylvania
Avenuepełna
była oficerów z gwiazdkami i złotymi lampasami", jak zanotował jeden z
szeregowców, "tak, że (...) trudno było tam przejść. Salutowanie
oficerom, podniesienie dłoni do daszka czapki, wyciągnięcie ramienia niemal
do pełnej jego długości, a potem opuszczenie wzdłuż boku było męczące,
jeżeli występowało z częstotliwością niezbędną do oddania honorów całej
tej hordzie." Mimo tej i innych niedogodności, nastroje w szeregach były
znakomite. Przeważały opinie, że "rebelianci skapitulują, zanim w tym roku
zacznie padać śnieg."
Wreszcie 16 lipca armia McDowella - z pewną dozą
przesady nazywana przez dziennikarzy "Wielką Armią" - wyruszyła. Choć
rozkaz wymarszu wydany został rano, wskutek braku doświadczenia żołnierzy i
dowódców formowanie kolumn przez brygady i dywizje przeciągnęło się do popołudnia. Pomimo tego, "to był wspaniały
widok. Różne pułki były wspaniale umundurowane, zgodnie z ostatnim w czasie
pokoju krzykiem mody, a wyszywane jedwabiem sztandary powiewające w powietrzu
były jeszcze nie ubrudzone i nie osmalone."(4)
Niektóre z wyruszających oddziałów wyglądały
dość egzotycznie. O ile pułki z Pensylwanii i stanów Nowej Anglii ubrane były
na charakterystyczny dla wojsk Unii niebieski kolor, to te z Wisconsin miały
mundury szare, a z Minnesoty czarno-czerwone. Jeszcze jaskrawiej wyglądali żuawi
- żołnierze lekkiej piechoty z Nowego Jorku, ubrani w szerokie czerwone
spodnie i purpurowe koszule. Nic więc dziwnego, że w takim towarzystwie
specjalnie nie wyróżniały się ani kilty, czyli tradycyjne kraciaste szkockie
spódnice 69 pułku nowojorskiego, ani wysokie, czarne kapelusze z zatkniętymi
na nich kolorowymi kogucimi piórami, znajdujące się na głowach włoskich
strzelców z 39 pułku z Nowego Jorku.
Wygląd nie szedł jednak w parze z umiejętnościami. Dystans, który
armia miała do pokonania, w następnych latach wojny weterani byli w stanie
przebyć w ciągu jednego dnia. Nie przyzwyczajeni do marszów rekruci, brnący w
kurzu piaszczystych traktów i w lipcowym upale, potrzebowali na to trzy razy więcej
czasu.
Mimo wysiłków oficerów szwankowała dyscyplina, żołnierze bez
pozwolenia lub rozkazu opuszczali kolumny w poszukiwaniu wody, w celu spożycia
posiłku, a nawet by zrywać rosnące przy drodze jagody.(5)Marsz opóźniały też zawały ze ściętych drzew, poczynione tam, gdzie
to było możliwe przez konfederatów.
Następnego dnia od wymarszu wojska Unii dotarły
dopiero za Fairfax Court House, gdzie doszło do małej utarczki z pikietą południowej kawalerii. W końcu, rankiem 18 lipca czołowe
oddziały federalne wkroczyły do opuszczonego przez rebeliantów małego
miasteczka Centreville, niespełna 10 kilometrów od Manassas.
Tutaj pojawił się kolejny problem. Wyruszając z Alexandrii żołnierze
wzięli ze sobą racje żywnościowe tylko na trzy dni. Teraz w ich chlebakach
pokazało się dno i konieczne było podciągnięcie wozów z prowiantem.
Spowodowało to dalszą zwłokę, pozwalającą jednak gen. McDowellowi i jego
podkomendnym na rozejrzenie się w terenie.
"Cały kraj wokół", jak zanotował jeden z oficerów, "jest pofałdowany
i malowniczy, i w znacznym stopniu zalesiony. Niektóre z lasów są złożone z
grubych drzew dużej wysokości, ale w większości są to opuszczone pola,
porosłe nierównym sosnowym zagajnikiem. Gleba, naturalnie kiepska, została
dodatkowo zniszczona przez wiele lat nieoszczędnego uprawiania. Pod tym względem
to była typowaStara Wirginia. Tu i tam, w odległych odstępach, znajdowały się
rezydencje, które nosiły trochę oznak aspiracji, jakie mieli ich właściciele
w dniach powodzenia. Przeważały jednak rozpadające się budynki farm, które
w połączeniu z otaczającymi je polami, zarośniętymi przez dzikie kwiaty,
sprawiały wrażenie, że cały ten kraj wraca do swoich początków."(6)
Dla dowódcy wojsk konfederackich, generała
Beauregarda, ofensywa Jankesów nie stanowiła tajemnicy. To, że przeciwnik
wyruszy nie ulegało wątpliwości. Siłę, w jakiej przybędzie, można było
ustalić poprzez uważną lekturę północnej prasy, która często publikowała
wiadomości takie, jak np. ilość zgromadzonych wozów sanitarnych lub dział.
Pozwalało to konfederatom stosunkowo dokładnie oszacować liczebność wroga.
Niewiadomym było tylko początkowo, kiedy federalni ruszą na południe.Na początku wojny szef sztabu generała
Beauregarda, pochodzący z Wirginii pułkownik Thomas Jordan, zorganizował w
Waszyngtonie siatkę wywiadowczą. Na jej czele stała kobieta - Rose O'Neal
Greenshow, która obracając się w tamtejszym towarzystwie miała wielu
znajomych wśród wpływowych polityków i urzędników.
W pierwszych dniach lipca za pośrednictwem kuriera przesłała ona
zaszyfrowany meldunek o prawdopodobnej dacie rozpoczęcia ofensywy. Według jej
źródeł armia McDowella miała opuścić obozy i umocnienia pod Alexandrią 16
lipca. Ta wiadomość wymagała jednak potwierdzenia.
W tym celu do stolicy wysłany został nieznany do dziś z nazwiska
konfederacki agent. Podając pani Greenshow ustalone wcześniej hasło i
przedstawiając się jakoMr. Donellan,
na podstawie jej kolejnych doniesień i własnych obserwacji, popołudniu 16
lipca sporządził kolejny meldunek: armia federalna wyruszyła!
Jeszcze tego samego dnia wieczorem znalazł się on na biurku generała
Beauregarda, który zajmował kwaterę w małym piętrowym domku na przedmieściach Manassas, należącym do rodziny McLeanów.(7)
Dysponując dość szczegółową wiedzą o
zamiarach unionistów, opracował on śmiały plan. Jego armia - sześć i pół brygady, liczących razem około 22 tysięcy
ludzi - miała wyruszyć naprzeciw zbliżającemu się przeciwnikowi i związać
go do czoła. W tym czasie z doliny Shenandoah powinna, najkrótszą drogą -
poprzez pasmo Blue Ridge, przybyć armia generała Johnstona i uderzyć na flankę
i tyły wojsk federalnych.
Oczyma wyobraźni generał Beauregard widział już rozbicie ich w walnej
bitwie, a następnie kolejno - pokonanie Pattersona pod Winchester, wyzwolenie
zachodniej Wirginii, wkroczenie do Marylandu i zdobycie Waszyngtonu.
Naczelne dowództwo konfederackie, które zapoznało się z tą propozycją
13 lipca, nie podzielało jednak tego optymizmu. Prezydent Davis i jego doradcy,
a wśród nich generałowie Cooper i Lee, uważali ten plan za zbyt
skomplikowany i ryzykowny. Poza tym wskazywali, że przecenia on własne siły i nie uwzględnia możliwego zachowania przeciwnika, który mógł np. po
prostu nie przyjąć bitwy i schować się za umocnieniami pod Alexandrią.
Propozycje generała Beauregarda zostały jednak częściowo przyjęte.
17 lipca pod Manassas skierowane zostały oddziały z doliny Shenadoah, tyle że
generał Johnston miał przybyć okrężną, bezpieczniejszą trasą przez Front
Royal i Piedmont.
Połączone siły obydwu armii stawić powinny następnie czoła
przeciwnikowi w bitwie obronno-zaczepnej. Dla ambitnego dowódcy, jakim był
generał Beauregard, korekty te stanowiły gorzką pigułkę, tym bardziej, że
przesunął on już część swoich wojsk (trzy brygady) na wysuniętą pozycję
pod Fairfax Court House. Teraz musiał je szybko ściągnąć z powrotem. Przy
okazji tego wyszły na jaw jego poważne niedociągnięcia.
Naturalną pozycją obronną dla armii konfederackiej pod Manassas była
płynąca kilka kilometrów na północ od miasta wąska i kręta rzeka Bull
Run. Nie była ona zbyt głęboka, ale dostęp do niej utrudniał las, gęste
krzewy i podmokły teren. Mimo to, istniało na niej kilka dogodnych do
przeprawy miejsc, ponad tą przeszkodą wodną przerzucony był także Kamienny
Most(Stone Bridge), po którym
prowadziła wygodna, utwardzona szosa, nazywana przez miejscowychWarrenton
Turnpike.
Nie była to, co prawda, główny trasa, z której przed wojną
korzystali podróżni, zmierzający z Waszyngtonu na południe. Najczęściej używali
bowiem oni linii kolejowej, która przebiegała przez mostUnion
Mills.Pomiędzy obiema tymi konstrukcjami znajdowało się kilka łatwych
do przebycia brodów.
Tymczasem, zaprzątnięty planami ofensywy generał Beauregard zdecydowaną
większość prac nad budową w okolicy umocnień skoncentrował w samym
Manassas. Było to usprawiedliwione o tyle, że miasto to, a zwłaszcza znajdujący
się w nim węzeł kolejowy miały duże znaczenie strategiczne.Z
Alexandrii prowadziła do Manassas linia kolejowaOrange and Alexandria Railroad, która wiodła dalej na południowy
zachód do odległego o 90 kilometrów Gordonsville, skąd istniało bezpośrednie
połączenie z Richmond. Drugą ważną linią byłaManassas Gap Railroad, która umożliwiała szybką podróż do
miasta Strasburg, leżącego w dolinie Shenandoah, 75 kilometrów dalej na zachód.
W efekcie błędu generała Beauregarda oddziały konfederatów, które w
nocy z 17 na 18 lipca zajęły pozycje nad Bull Run liczyć mogły co najwyżej
na osłonę pagórkowatego, zalesionego terenu i rzeki. Konfederacki dowódca rozmieścił wojska tak, by blokowały miejsca
przepraw.
Na prawym skrzydle, w okolicy mostuUnion
Millsstanęła brygada generała Richarda S. Ewella, wspierana przez brygadę
pułkownika Jubala A. Early'ego. Na lewo od nich, koło broduMcLean's
Ford,
stanowiska zajęła brygada generała
Davida R. Jonesa. Sąsiadowała z niąbrygada generała Jamesa Longstreeta,.strzegąca płytkiego
odcinka Bull Run, nazywanegoBlackburn's
Ford. W centrum konfederackich
pozycji brygada generała M.L. Bonhama broniła broduMitchell's Ford.
Na lewym skrzydle, mocno rozciągnięta i obsadzająca aż trzy przeprawy
-Island Ford, Ball's Fordi Lewis'
Ford- stała brygada pułkownika Philipa S.G. Cooke'a. Na końcu lewego
skraju długiego na 12 kilometrów konfederackiego frontu do obrony pozycji za
kamiennym mostem szykował się nieduży oddział pułkownika Nathaniela G.
Evansa.
W ugrupowaniu przyjętym przez armię generała Beauregarda uderzała
jego nierównomierność: na prawym skrzydle zgromadzone zostały łącznie
cztery brygady, w centrum jedna i na lewym półtora. Na tym pierwszym bowiem
kierunku konfederacki dowódca spodziewał się głównego uderzenia wojsk Unii.
Ponieważ nie nadeszły jeszcze żadne oddziały z doliny Shenandoah, ani
również wezwana na pomoc część brygady Holmesa z Aquia Creek, Beauregard
obawiał się, że jego linie obronne nie wytrzymają gwałtownego ataku przeważającego
liczebnie przeciwnika. Na wypadek odwrotu rozkazał więc wczesnym rankiem 18
lipca zniszczyć most kolejowyUnion Mills,
by w ten sposób utrudnić ewentualny pościg sił federalnych. Po stronie
rebeliantów nikt wówczas nie wiedział o kłopotach aprowizacyjnych w
przeciwnym obozie. Dlatego, gdy znad strumienia rozległy się odgłosy wystrzałów,
wydawało się początkowo, że właśnie nastąpił spodziewany generalny atak.
Tymczasem w rzeczywistości starcie to spowodowane było
nieporozumieniem, do którego doszło pomiędzy generałami Północy. O 8.15
rano 18 lipca generał McDowell rozkazał dowódcy 1-ej dywizji, generałowi
Tylerowi "obserwować drogi prowadzące do Bull Run, (...) nie angażować się
w walkę, ale sprawiać wrażenie, że mamy zamiar ruszać do Manassas."
Prawdopodobnie w związku z tą ostatnią częścią zdania Tyler wyruszył z
Centreville ze kompanią kawalerii i dwoma kompaniami piechoty w celu
rozpoznania terenu wokół brodówMitchell's
FordiBlackburn's Ford.
Posuwając się powoli w kierunku Manassas, oddział rozpoznwczy dotarł
do grzbietu wzgórz, z których rozciągał się widok na dolinę Bull Run i samą
rzekę. Na jej drugim brzegu unioniści zobaczyli pozycje konfederatów. Ci także
dostrzegli przeciwnika i ich działa w liczbie siedmiu otworzyły ogień.
W odpowiedzi Tyler wezwał własną artylerię - regularną baterię
kapitana Ayresa i sekcję porucznika Benjamina (łącznie dziesięć dział, w
tym dwa ciężkie 20-funtowe) - oraz piechotę w postaci brygady pułkownika
Israela B. Richardsona.
Armaty federalne zajęły stanowiska na wzgórzach i nawiązały
pojedynek ogniowy z południowcami. Także piechota ruszyła do przodu i pod osłoną
niewielkiego lasku zbliżyła się do stojącej po drugiej stronie Bull Run
konfederackiej brygady Longstreeta. Oba oddziały zaczęły się nawzajem
ostrzeliwać, a w ich szeregach padli pierwsi zabici i ranni.
Po kilkunastu minutach strzelaniny po jednej i drugiej stronie zapanowało
spore zamieszanie, które szybciej jednak opanowali rebelianci. W kilku
miejscach przekroczyli oni rzekę i zmusili zdezorganizowane pułki Unii do bezładnego
odwrotu. Ponieważ działa federalne w międzyczasie niemal całkowicie zmusiły
do milczenia artylerię konfederatów i mogły teraz ostrzeliwać inne cele, pościgu
nie było. W niespełna godzinnym starciu atakujący Jankesi stracili 19
zabitych, 38 rannych i 26 zaginionych. Po swojej stronie obrońcy doliczyli się
natomiast 15 poległych, a dalszych 53 żołnierzy odniosło rany.
Było to
najpoważniejsze starcie od początku wojny. Południowcy cieszyli się więc z
wielkiego ich zdaniem zwycięstwa, choć tak naprawdę straty obu stron były
porównywalne i niewielkie. Dla odmiany, po stronie federalnej efektem boju przyBlackburn's Fordbył znaczny spadek morale w biorących w nim udział oddziałach
brygady Richardsona. "Pułk, który poniósł najwyższe straty był całkowicie
zdemoralizowany."(8)Swojego
bojowego ducha zatracił również generał Tyler, co miało być szczególnie
widoczne w następnych dniach.
W
1861 roku Robert Patterson był jednym z najstarszych generałów Unii. Mając
już prawie 70 lat, pamiętał wszystkie wojny toczone przez Stany Zjednoczone
od 1812 roku, kiedy to zaczynał karierę wojskową. Zaawansowany wiek utrudniał
mu jednak sprawne i zdecydowane dowodzenie.
Choć oddziały jego armii - sześć brygad w dwóch dywizjach, w sumie
ponad 14 tysięcy żołnierzy - zbierały się na terenie Marylandu pomiędzy
Hagerstown a Williamsport już od połowy czerwca, to nie podejmowały próby
wtargnięcia na teren Wirginii. Generał Patterson zwlekał z tą decyzją,
czekając na podciągnięcie artylerii i zaopatrzenia. Nie był także pewien
wyniku trwających w międzyczasie walk w zachodniej Wirginii, w których brało
udział, podlegające mu formalnie jako dowódcy Departamentu Pensylwanii,
zgrupowanie pułkownika Lew Wallace'a (znanego później jako autor powieści"Ben Hur", spopularyzowanej wiele lat później przez Hollywood głośną
ekranizacją ze słynną sceną wyścigu rydwanów).
Znajdujące
się na południe od Potomaku siły konfederackie tworzyły Armię Shenandoah
pod dowództwem wspomnianego już generała Josepha E. Johnstona. Cztery podległe
mu brygady liczyły łącznie około 11 tysięcy ludzi.
Ich
pozycja w biegnącej z południowego zachodu na północny wschód dolinie
Shenandoah, środkiem której płynęła rzeka o tej samej nazwie, nie była
jednak zbyt pewna. Zwłaszcza obsadzanie mocno wysuniętego Harper's Ferry
wydawało się generałowi Johnstonowi zbyt ryzykowne. Z tego powodu 15 czerwca
jego wojska opuściły to miasto, "przy okazji" paląc most na Potomaku, a
także niszcząc tory i urządzenia kolejowe.
Większość
rebelianckiej armii skoncentrowała się w okolicach Winchester, 25 kilometrów
w głąb doliny. Na wysuniętych do przodu stanowiskach niedaleko Martinsburga,
z zadaniem obserwacji ruchów przeciwnika, znajdowała się tylko brygada pułkownika
Thomasa J. Jacksona, wzmocniona 1 pułkiem kawalerii z Wirginii podpułkownika
Jamesa E.B. (Jeb'a) Stuarta oraz baterią kapitana Williama N. Pendletona
(cztery działa).
Rankiem
2 lipca patrole kawalerii Stuarta doniosły o przeprawiających się przez
Potomak pod Williamsport żołnierzach federalnych generała Pattersona.
Rozkazy, jakie pułkownik Jackson otrzymał na tę ewentualność, nakazywały
mu odwrót.
Nie
chciał on wszakże ustępować bez walki, dlatego w poprzek trasy marszu
przeciwnika, na skraju lasu kilometr za wsią Falling Waters ustawił 5 pułk z
Wirginii pułkownika Kentona Harpera i trzy działa baterii Pendletona. Pod ich
osłoną pozostałe oddziały brygady Jacksona - 2, 4 i 27 pułki z Wirginii
oraz kawaleria i jedno działo - miały zwinąć obóz i rozpocząć odwrót.
Wkrótce
przed pozycjami pułku Harpera pojawili się federalni tyralierzy z idącej w
straży przedniej brygady pułkownika Johna J. Abercrombiego z dywizji generała
Williama H. Keima. Ostrzelane przez konfederacką piechotę i artylerię
ubezpieczenia cofnęły się nieco, a pod ich osłoną rozwinęły się oba pułki
tej brygady - 1 z Wisconsin pułkownika Johna C. Starkweathera i 11 z
Pensylwanii pułkownika P. Jarretta.
Po
kilkunastu minutach na lewo od nich szyk bojowy sformowała następna jednostka
federalna - brygada pułkownika George'a H. Thomasa z dywizji generała George'a
Cadwaladera, wspierana przez dwa działa baterii porucznika Perkinsa.
Gdy
artyleria i oddziały Abercrombiego związały konfederatów ogniem, żołnierze
brygady Thomasa zaczęli zachodzić ich z flanki. Widok ten skutecznie zniechęcił
południowców do dalszej walki. Po 25 minutach skończyła się ona raptownie
po tym, jak konfederaci szybko i sprawnie się wycofali. Obie strony określiły
straty przeciwnika jako ciężkie, choć w rzeczywistości potyczka ta nie była
zbyt krwawa - konfederacki 5 pułk z Wirginii miał 9 zabitych i zaginionych
oraz 11 rannych. Po stronie Unii zginęło 2 żołnierzy, a 13 było rannych.
Brygada
Jacksona po walce spokojnie odeszła w stronę Winchester, osłaniana przez
kawalerię Jeba Stuarta, która przy tej okazji wzięła do niewoli"całą kompanię" - 49 ludzi z 15 pułku z Pensylwanii. Zginęło
przy tym trzech Jankesów, którzy byli na tyle nierozważni by stawiać opór,
w tym dowódca kompanii. Ceną pierwszego w tej wojnie sukcesu Stuarta, później
jednego z najsłynniejszych kawalerzystów Południa, był 1 ranny i 2
zaginionych.
Pozbawione
wsparcia własnej kawalerii wojska federalne nie podjęły pościgu, lecz na zajętym
pobojowisku rozłożyły się obozem. Następnego ranka ich marsz został
wznowiony, a jego celem stał się pobliski Martinsburg. W miejscowości tej do
generała Pattersona dotarły instrukcje z Waszyngtonu. Były one datowane 1
lipca, a więc nieco opóźnione ze względu na trudności z łącznością, co
zresztą miało być już regułą podczas działań w dolinie Shenandoah. Ich
treść określała zadanie całej wyprawy, polegające na związaniu znajdujących
się w pobliżu wojsk konfederackich tak, aby nie mogły przeszkodzić w
planowanym na około 16 lipca uderzeniu armii generała McDowella na Manassas.
Rozkaz
ten informował także generała Pattersona o planowanym wzmocnieniu jego sił
przez maszerujące z Waszyngtonu wzdłuż Potomaku zgrupowanie pułkownika
Charlesa Stone'a, a w późniejszym terminie przez kolejne pułki, znajdujące
się na razie w stadium formowania.
Patterson
i jego sztabowcy zdawali sobie jednak sprawę, że wykonanie powierzonego im
zadania będzie niezwykle trudne. Największym problemem był bowiem skład
armii - z dziewiętnastu pułków, które 2 lipca przekroczyły Potomak, aż
osiemnaście złożonych było z ochotników, którzy zaciągnęli się tylko na
trzy miesiące.
Termin
ich odejścia ze służby zaczynał się w niektórych już od 16 lipca, a w żadnym
nie był dłuższy niż o 7 dni od tej daty. Wielu ochotników w tych pułkach
pozbawionych było podstawowego wyposażenia, w tym nawet butów, zaś w otaczającym
ich wrogim kraju występowały trudności ze zdobyciem żywności. Na domiar złego
kiepsko funkcjonujący Departament Wojny spóźniał się z wypłatą należnego
im żołdu. Z tych powodów żaden z nich nie miał zamiaru "służyć nawet
godzinę ponad wyznaczony czas."(9)
Nie
chcąc zapuszczać się w głąb doliny z tak niepewnymi ludźmi, Patterson
zatrzymał się w Martinsburgu na prawie tydzień. Marsz został wznowiony 9
lipca, gdy dołączyły trzy pułki przyprowadzone przez pułkownika Stone'a.
Przemieszczanie
się wojsk Unii wobec trudności aprowizacyjnych, a także tarasowania przez
rebeliantów wąskich leśnych dróg zaporami ze ściętych drzew, odbywało się w prawdziwie ślimaczym tempie. Przebycie 35 kilometrów
do miejscowości Bunker Hill zajęło 5 dni. Wysyłane stamtąd 15, 16 i 17 lipca oddziały rozpoznawcze meldowały generałowi Pattersonowi o obecności
kilka kilometrów dalej, na umocnionej i obsadzonej ciężką artylerią pozycji
pod Winchester, całej konfederackiej armii generała Johnstona, której
liczebność ze sporą przesadą oceniano na 35 tysięcy ludzi.
Generał
Patterson nie pofatygował się, aby sprawdzić te doniesienia osobiście, ale
poczekał do 18 lipca. Tego dnia rozpoznanie doniosło mu o odwrocie rebeliantów
na południe. Zadowolony z tego faktu, przeświadczony, że właśnie całkowicie
wykonał rozkaz związania przeciwnika, postanowił wycofać się do Harper's
Ferry i tam zwolnić do domu wszystkich "trzymiesięcznych" ochotników.
Wielu
z nich zaciągnęło się później ponownie, ale dla generała majora Roberta
Pattersona wojna była skończona - na mocy rozkazu z 19 lipca został on z
honorami przeniesiony w stan spoczynku.
Tymczasem
wśrodku nocy z 17 na 18 lipca w
kwaterze generała Johnstona pod Winchester odbyła się narada z udziałem
oficerów jego sztabu i dowódców brygad. Ustalono na niej, że następnego
dnia armia Shenandoah wyruszy w kierunku Manassas w dwóch kolumnach. Pierwsza -
większa z nich - składać się miała z piechoty, która przez przełęcze górskie
koło miasteczka Paris pomaszeruje do stacji kolejowej Piedmont na liniiManassas
Gap Railroad. Tam oddziały załadować miały się do pociągów, a następnie zostać przewiezione do miejsca przeznaczenia.
Druga kolumna, złożona z zaprzężonej w konie artylerii i osłaniającej
ją kawalerii - jako bardziej mobilnych, a zarazem zajmujących w transporcie
kolejowym więcej miejsca - miała dotrzeć do Manassas tak szybko, jak to możliwe
jadąc "na skróty" - bocznymi drogami przez góry.
Na miejscu pozostać miały tylko słabe oddziały miejscowej milicji, a
także szpital z około 1700 chorymi konfederatami. Co prawda, gdyby Jankesi
zaatakowali, ci ostatni nieuchronnie wpadliby w ich ręce unionistów. Generał
Johnston nie miał jednak wyboru - operacje militarne miały priorytet i nie było
czasu na ewakuację szpitala.
Marsz i transport koleją armii z doliny Shenandoah odbył się właściwie
bez zakłóceń, choć ilość posiadanego taboru i przepustowość linii
kolejowej nie pozwalały na jednoczesne przerzucenie wszystkich brygad. Niemniej
w południe 20 lipca pierwsze oddziały, wraz z generałem Johnstonem dotarły
pod Manassas. Do wieczora tego dnia były to już w sumie trzy pełne brygady. W
nocy z 20 na 21 lipca dołączyła do nich także kolumna artylerii i kawalerii.
Ostatnia z brygad spodziewana była wczesnym rankiem 21 lipca.
Oddziały armii Shenandoah, które wzmocniły obronę wojsk generała
Beauregarda nad Bull Run liczyły razem 8430 ludzi i 20 dział.
Dowódca wojsk Unii, generał McDowell nic o tych wzmocnieniach nie
wiedział. Miał on zresztą w tym czasie i bez tego dość zajęcia. Do jego
sztabu w Centreville, jak i do podległych mu jednostek zjeżdżali bowiem
liczni politycy i kongresmeni z Waszyngtonu, ciekawi rozwoju wydarzeń, lub po
prostu chcący spotkać się i porozmawiać ze swoimi wyborcami w mundurach. O
wiele wolniej natomiast napływało zaopatrzenie z tyłów. W konsekwencji
przerwa w działaniach przedłużała się i jasne było, że wznowienie ich będzie
możliwe nie wcześniej niż 21 lipca. Czas natomiast pracował na niekorzyść
McDowella - w związku z upływającym trzymiesięcznym okresem służby tuż
przed walną batalią musiał odesłać do domu 4 pułk z Pensylwanii i jedną z
ochotniczych baterii artylerii. Za kilka dni miały do nich dołączyć następne
oddziały.
Aby do tego nie dopuścić konieczne było przeprowadzenie jakiejś
rozstrzygającej akcji ofensywnej. W tym celu 19 i 20 lipca kawaleria federalna
prowadziła intensywne rozpoznanie terenu. Poniżej Kamiennego Mostu zwiadowcy
odkrylikilka miejsc, w których możliwa była przeprawa zarówno
piechoty, jak i armat. Co więcej, brody te, nazywaneSudley Fords, gdyż znajdowały się koło wioski o nazwie Sudley Springs, nie były
przez nikogo strzeżone.
Gdy
wiadomość o tym odkryciu dotarła do generała McDowella, zestawił on ją z
doświadczeniami"rozpoznania bojem", przeprowadzonego 18
lipca przez brygadę Richardsona. W sporządzonym po walce raporcie donosił on
bowiem o rebelianckich umocnieniach (których tam w rzeczywistośći nie było).
Wszystko wobec tego wskazywało na to, że powtórny frontalny atak na tym
odcinku zakończyć się musi niepowodzeniem. Wyjściem z sytuacji mógł być
natomiast manewr oskrzydlający. Nad opracowaniem takiego właśnie wariantu
rozegrania bitwy skupił się generał McDowell.
Plan,
który został sporządzony przez jego sztab, zakładał wydzielenie ze składu
armii dwóch kolumn. Pierwsza z nich miała pozorować główne uderzenie na
pozycje przeciwnika w rejonie Kamiennego Mostu i w ten sposób związać
konfederatów. Do wykonania tego zadania wyznaczona została dywizja generała
Tylera, która miała wyruszyć spod Centreville jako pierwsza. Przedtem została
ona jednak pomniejszona o brygadę pułkownika Richardsona, która nie doszła
jeszcze w pełni do siebie po starciu przy Blackburn's Ford i z tego powodu miała
pozostać w odwodzie.
Główną
część operacji przeprowadzić miały dywizje pułkowników Huntera i
Heintzelmana. Podążając początkowo za dywizją Tylera, mniej więcej w połowie
drogi między Centreville a mostem na Bull Run powinny one skręcić w prawo.
Korzystając z leśnej drogi i przewodnictwa rozstawionych na niej patroli
kawalerii miały do godziny 7.00 rano 21 lipca sforsować rzekę i rozwinąć się
na drugim jej brzegu.
Z
tego miejsca wykonałyby uderzenie na skrzydło i tyły oddziałów
konfederackich rozmieszczonych w poprzek Warrenton Turnpike.Gdyby to działanie odniosło zamierzony efekt, drogą tą do akcji mogłyby
wkroczyć oddziały dywizji Tylera. Po połączeniu się z kolumną oskrzydlającą,
natarcie byłoby kontynuowane wspólnymi siłami , zachodząc z flanki i spychając
brygady konfederackie jedna po drugiej. Wywołane w ten sposób zamieszanie
doprowadziłoby w końcu do zniszczenia, jeśli nie całej armii generała
Beauregarda, to przynajmniej jej lewego skrzydła.
Przekonany
o przewadze liczebnej własnych wojsk McDowell zrezygnował z wykorzystania w
bitwie wszystkich swoich oddziałów. W walce użyta miała być jeszcze tylko
dywizja pułkownika Milesa, wsparta brygadą Richardsona. Jej rola ograniczać
się miała jednak wyłącznie do obserwacji ruchów przeciwnika pomiędzyUnion MillsaMitchell's
Ford.
Ostatnia
z wielkich jednostek - dywizja generała Runyona - ponieważ złożona głównie
z milicji, uznanej za niepełnowartościową, w ogóle nie otrzymała rozkazu
skierowania się nawet w pobliże pola bitwy. Obozowiska jej pułków znajdowały
się w odległości prawie 10 kilometrów na północ od Centreville. W efekcie
takiego ustawienia wojsk Unii, ubytków podczas marszu po 16 lipca, strat
bojowych poniesionych 18 lipca, jak i odesłania na północ oddziałów, którym
kończył się właśnie trzymiesięczny termin służby, generał McDowell
rankiem 21 lipca dysponował w sumie około 28.500 żołnierzy.
W
tym samym czasie, gdy wojska Unii ulegały osłabieniu, konfederaci otrzymywali
kolejne posiłki.Oprócz armii Johnstona 20 lipca
dołączyła także, po forsownym marszu, brygada
generała Holmesa. Przyprowadził on znad Aquia Creek całą swoją artylerię -
6 dział, a także dwa pułki piechoty. Razem pod jego komendą znajdowało się
1265 żołnierzy. Poza tym w ostatniej chwili, już w trakcie trwającej następnego
dnia bitwy, z Richmond przybyły kolejne, niewielkie oddziały piechoty. Podnosiło
to łączną liczebność sił konfederackich do ponad 32 tysięcy ludzi.
Mając
pewność, że zostanie wzmocniony, generał Beauregard również postanowił
zaatakować i, tak samo jak jego przeciwnik, uczynić to na swoim prawym
skrzydle. Na tym jednak podobieństwa w gruncie rzeczy się kończyły. Plan
Beauregarda nie zakładał jakiegoś finezyjnego manewrowania czy próby
dokonania głębokiego obejścia. Cztery prawoskrzydłowe brygady konfederackie
miały po prostu przekroczyć rzekę i ruszyć naprzód. Za ich przykładem miały
podążyć następne oddziały. Głównym czynnikiem decydującym o powodzeniu
całego natarcia miała być koncentracja sił na wybranych odcinkach i szybkość
podejmowania zdecydowanych działań. W tym tkwiła jednak zarazem słabość
tego planu.
Wojska
Południa zgromadzone nad Bull Run należały bowiem w gruncie rzeczy do dwóch
(a jeśli liczyć brygadę Holmesa osobno, to do trzech) różnych zgrupowań
operacyjnych, które nigdy dotąd ze sobą nie współdziałały. Problemem było
nawet ustalenie, kto ma dowodzić połączonymi siłami obu armii. Co prawda
liczniejsza z nich podlegała rozkazom generała Beauregarda i to on był lepiej
zaznajomiony z terenem, jednak generał Johnston był starszy stopniem.W końcu obydwaj dowódcy rozstrzygnęli sprawę
kompromisowo. Generał Johnston zgodził
się sprawować formalnie dowództwo, choć faktyczne planowanie i kierownictwo
operacji nadal pozostawać miało w ręku jego młodszego towarzysza.
Wkrótce
miało się okazać, że nie było to najszczęśliwsze rozwiązanie. Głównym
tego powodem był sztab generała Beauregarda. Wielu oficerów swój przydział
do niego zawdzięczało różnym koneksjom politycznym lub towarzyskim. Ich
kompetencje nie były jednak właściwe do tak odpowiedzialnej pracy. W
konsekwencji rozkazy, które zostały sporządzone w nocy z 20 na 21 lipca pełne
były nielogicznych sprzeczności, chaotyczne i przesadnie skomplikowane.(10)Niektóre z
nich nie zostały dostarczone na czas, jeszcze inne w ogóle nie dotarły do
adresatów. Rezultat był zaś taki, że z czterech brygad wyznaczonych do
rozpoczęcia rankiem działań
zaczepnych, wyruszyły tylko dwie - Longstreeta i Jonesa. Ich działanie nie
tylko nie wyrządziło większych szkód stronie federalnej, ale spowodowało
jeszcze na dodatek spore zamieszanie w szeregach konfederatów. Zanim to wszakże
nastąpiło, bitwa rozpoczęła się w zupełnie innym czasie i miejscu.
Na szczęście dla południowców zamieszanie po stronie Unii było
niewiele mniejsze. Ruch sił federalnych zgodnie z planem miał zacząć się
około 2.30 w nocy, już 21 lipca. Dywizja Tylera zbierała się jednak bardzo
powoli, tak że ruszyła godzinę później. Co gorsza podążające za nią
dywizje Huntera i Heintzelmana, maszerując w nocnych ciemnościach po
zalesionym terenie miały spore kłopoty z zachowaniem właściwego kierunku.
Niektóre oddziały po drodze pobłądziły, wydłużając sobie trasę z 9 do
nawet 15 kilometrów.
W następstwie tego nocnego marszu, pierwsi żołnierze federalni dotarli
w rejon Sudley Springs nie o godzinie 7.00, jak to planowano, ale dopiero o
9.30. Jednak, choć obie dywizje nie zjawiły się ani na czas, ani od razu w
komplecie, drugi brzeg Bull Run rzeczywiście wyglądał na wolny od
przeciwnika.
Natarcie federalne
Około 6.00 rano oddziały dywizji generała Tylera zajęły pozycje na
wzgórzach, niecały kilometr od Bull Run. Wkrótce najcięższe posiadane przez
nie działo, 30-funtowy gwintowany parrot z baterii porucznika Johna Edwardsa,
oddało pierwszy strzał w tej bitwie. Dołączyły do niego także następne
armaty mniejszego kalibru, jednak z uwagi na dość znaczny dystans, a także na
ograniczającą widoczność poranną mgłę, zalegająca na dnie doliny, ich
ogień nie był skuteczny.
Cztery działa konfederackie po drugiej stronie rzeki milczały, gdyż
dowodzący obroną w rejonie Kamiennego Mostu pułkownik Nathan G. Evans nie
chciał zdradzać ich pozycji przed rozpoczęciem ataku federalnej piechoty.
Mijały jednak kolejne minuty, wydłużając się w kwadranse i godziny,
a ten nie następował. Sytuacja ta drażniła pułkownika Evansa, którego
znano z zachowań, delikatnie mówiąc, niekonwencjonalnych. Był to człowiek z
natury gwałtowny i niecierpliwy - w stosunku do podwładnych często
opryskliwy, a wobec przełożonych niesubordynowany. Zapewne miało związek z
jego pociągiem do alkoholu - mawiano o nim złośliwie, że jego śladem wszędzie
podąża pruski ordynans z beczką whisky na plecach. Teraz niecierpliwy Evanszaczął
podejrzewać, że skierowana przeciwko niemu kanonada jest tylko działaniem
pozorowanym, mającym odwrócić jego uwagę.
Z
tego powodu wysłał w stronę Sudley Springs rozpoznanie w postaci kompanii kawalerii kapitana Terry'ego. Krótko
przed 9.00 zameldował się on z powrotem z wiadomością potwierdzającą
przeczucia jego przełożonego: nad drogą prowadzącą do rzeki kawalerzyści
dostrzegli obłok kurzu, świadczący o marszu dużej kolumny przeciwnika.
Pułkownik
Evans niezwłocznie zareagował na to zagrożenie. Ze swoich szczupłych sił na
miejscu pozostawił cztery kompanie 4 pułku z Karoliny Południowej i dwa działa.
Pozostałe oddziały - sześć kompanii Karolińczyków pod dowództwem pułkownika
Sloane'a, pięć kompanii luizjańskiego 1 specjalnego batalionu piechoty majora Wheata i sekcja dwóch haubic - pospiesznie pomaszerowały
półtora kilometra dalej w górę rzeki.
Tutaj
konfederaci na zboczach porośniętego lasem wzniesienia, obok którego
przebiegała piaszczysta droga z Sudley Springs i za którym płynął niezbyt głęboki
strumień Young's Branch, sformowali główną linię obrony. Na obu jej skrzydłach
stanowiska zajęły haubice, a ubezpieczała ją tyralierażołnierzy z Luizjany, wysunięta na odkryte przepole, rozciągające się
aż do odległego o kilkaset metrów następnego lasu.
Nieświadome
obecności w tym miejscu przeciwnika czołowe oddziały kolumny oskrzydlającej
rozpoczęły przeprawę przez Bull Run około godziny 9.30. Na czele wojsk Unii
szła brygada pułkownika Ambrose'a E. Burnside'a z dywizji Hunterea, złożona
z żołnierzy pochodzących z różnych stanów Nowej Anglii. Jej marsz
poprzedzała tyraliera 2 pułku z Rhode Island, która o 9.45 natknęła się na
konfederackie ubezpieczenia. Obie strony zaczęły się nawzajem ostrzeliwać,
rozpoczynając pierwsze tego dnia starcie jednostek piechoty.
Zaniepokojony
odgłosem strzałów na czoło federalnej kolumny pogalopował sam dowódca
dywizji, pułkownik Hunter. Podążając
tuż za tyralierą ochotników z Rhode Island, osobiście kierował ich działaniami,
efektem których stało się spędzenie rebeliantów z przedpola. Ponieważ
jednak Hunter dosiadając konia, stanowił wyraźny cel, już w kilka minut po
rozpoczęciu walki został poważnie ranny. Chwilę później załamało się
także natarcie 2 pułku z Rhode Island, powitanego morderczą salwą kul i
kartaczy, wystrzelonych z bliskiej odległości przez ukrytych na skraju lasu
strzelców z 4 pułku z Karoliny Południowej i obsługę obu haubic.
Zmieszani
żołnierze Unii w popłochu cofnęli się do tyłu, a przedpole znowu zajęli
podwładni majora Wheata. Swoim ogniem skutecznie utrudniali oni rozwinięcie
szyków przez pozostałe pułki z brygady Burnside'a. Gdy jednak wsparła ją
także kolejna brygada z tej samej dywizji pod dowództwem pułkownika Andrew
Portera, mająca w swoim składzie silny oddział regularnej piechoty, po krótkiej,
ale zaciętej walce przewaga liczebna federalnych wzięła w końcu górę.
Major Wheat padł z przestrzelonymi płucami, a jego batalion poszedł w rozsypkę.
Mimo
to wysiłek żołnierzy z Luizjany nie był daremny, chociaż w tym, co się w
jego efekcie wydarzyło, więcej było w gruncie rzeczy przypadku niż tylko ich
zasług. Już bowiem od wczesnych godzin rannych do sztabu generała Beauregarda
nadchodziły raporty o pojawiających się przed frontem wojsk konfederackich
silnych oddziałach Unii.
Jeden
z tych meldunków skłonił go około godziny 7.00 do skierowania przybyłych w
nocy brygad Bartowa, Bee i Jacksona z armii generała Johnstona, a także
niewielkiego Legionu Hamptona, który dopiero co przybył z Richmond, w pobliże
centrum i lewego skrzydła wojsk konfederackich. Tam miały one pozostać jako
rezerwa, gotowa w każdej chwili do wejścia do walki. Inne tymczasem meldunki -
z brygad Bonhama, Jonesa i Longstreeta - stwierdzały obecność przeciwnika także
przed ich frontem.
W
tej sytuacji generał Beauregard nadal zajęty był planowaniem akcji zaczepnej
przy użyciu swojego prawego skrzydła. Początkowo nie zmieniła tego stanu
rzeczy nawet otrzymana około godziny 9.00 wiadomość z posterunku
obserwacyjnego, znajdującego się przy domu Lewisa, położonym na tyłach
centrum rebelianckich pozycji.
Oficerem
sygnalizacyjnym był tego dnia kapitan Edward P. Alexander. Ze swojego
stanowiska dostrzegł on manewr wojsk federalnych poza skrajem lewego skrzydła
połączonych armii konfederackich. Generał Beauregard, nie wiedząc, jak duże
siły wroga przemieszczają się w tamtym kierunku, postanowił wysłać tam
posiłki w postaci znajdujących się najbliżej oddziałów rezerwowych.
Pierwszym, który wyruszył, była brygada generała Barnarda E. Bee. Ponieważ
składała się ona tylko z dwóch pełnych pułków (trzeci reprezentowany był
tylko przez dwie kompanie, a czwarty dopiero znajdował się w transporcie), pod
jego rozkazami znalazła się także niewielka, dwu-pułkowa brygada pułkownika
Bartowa. Połączone siły obu brygad, wsparte czterema działami baterii
kapitana Imbodena około godziny 10.30 dotarły w rejon rozległego płaskowzgórza,
górującego nad drogą z Centreville do Warrenton. Z uwagi na stojący na nim
dom należący do rodziny Henry'ego, nazywane było ono Wzgórzem Henry'ego (Henry House Hill).
Teren
ten, rozciągający się od zabudowań domu Henry'ego, stojącego w pobliżu
skrzyżowania szosy Warrenton
Turnpikezdrogą
Sudley Springs - Manassas, do znajdującego się bliżej Kamiennego Mostu domu
Robinsona, był nierówny, pofałdowany i w kilku miejscach zadrzewiony. Z uwagi
na te cechy, jak i jego położenie, wydawał się on generałowi Bee dobrą
pozycją obronną. Ledwo co zdążył wszakże wyznaczyć stanowiska swojej
artylerii i zaczął rozglądać się, gdzie rozmieścić piechotę, przybył do
niego osobiście pułkownik Evans z prośbą o natychmiastowe wsparcie jego
silnie naciskanego oddziału.
Generał
Bee zawahał się, gdyż płaskowzgórze było jego zdaniem łatwiejsze do
obrony. Po krótkiej chwili jednak dał się przekonać co do konieczności związania
wojsk federalnych na bardziej wysuniętej do przodu rubieży. Dawało to nie
tylko więcej czasu na podciągnięcie i rozwinięcie kolejnych konfederackich
posiłków, ale także w dalszym ciągu uniemożliwiało przekroczenie Bull Run
przez znajdującą się za Kamiennym Mostem dywizję Tylera.
Brygada
Bee ruszyła więc ponownie naprzód, w ostatniej niemal chwili wzmacniając i
przedłużając ugrupowanie sił Evansa. Unioniści bowiem, rozgrzani sukcesem w
postaci rozbicia 1 batalionu z Luizjany rozpoczęli właśnie kolejny atak. Świeże
oddziały rebelianckie powstrzymały go i przez następne pół godziny pomiędzy
liniami przeciwników rozgorzała zacięta walka ogniowa. Pięć pułków
konfederackich i ich wsparcie, w sumie około 4500 żołnierzy, starało się
powstrzymać w ten sposób całą, liczącą 10 tysięcy ludzi kolumnę federalną.
Dysproporcja sił z góry jednak przesądzała wynik tej walki. Obie brygady
dywizji Huntera, którą w zastępstwie rannego generała dowodził teraz pułkownik
Porter, przy pomocy jeszcze jednego z pułków z dywizji Heintzelmana, kilkanaście minut po
godzinie 11.00 przełamały wreszcie konfederacką obronę.
Przemieszane
oddziały Bee, Bartowa i Evansa, naciskane i ostrzeliwane przez Jankesów,
powoli wycofywały się w stronę drogiWarrenton Turnpike. Szczególnie ciężkie straty podczas walki i odwrotu poniósł -
wchodzący w skład brygady generała Bee - 4 pułk z Alabamy, który stracił prawie wszystkich oficerów. W
znacznym stopniu było to"zasługą" federalnej artylerii, której dwie silne baterie - kapitana
Rickettsa i kapitana Griffina - dysponujące razem dwunastoma ciężkimi działami,
posuwały się tuż za federalną piechotą.
Atak
tej ostatniej stracił jednak swój początkowy impet, zwłaszcza gdy do walki
wkroczył świeżo przybyły Legion Hamptona, a także odezwały się działa
baterii kapitana Imbodena pozostawione przez generała Bee koło domu Henry'ego.
Ich akcja umożliwiła konfederatom oderwanie się od przeciwnika. W tym samym
czasie na środku płaskowzgórzu pojawiła się wirginijska brygada generała
Jacksona, awansowanego na ten stopień zaledwie dzień wcześniej. Jej oddziały
rozpoczęły formowanie szyków obronnych na skraju niewielkiego lasu, na lewo
od domu Robinsona, ściągając na siebie część ognia dział federalnych.
Oddziały
Unii również mocno ucierpiały w porannych starciach. Jako jeden z pierwszych
zauważył to generał McDowell, który pojawił się na polu bitwy tuż po tym,
jak upadła wysunięa pozycja konfederatów przed Young's Branch. Wraz z nim
przybyły pozostałe elementy dywizji Heintzelmana - brygada pułkownika Wilcoxa
i brygada pułkownika Howarda.
Niemal
natychmiast do głównodowodzącego zgłosił się pułkownik Burnside. Prosił
on o pozwolenie na tymczasowe wycofanie jego poszarpanej i wykrwawionej brygady
w celu uzupełnienia amunicji i krótkiego odpoczynku. Generał McDowell wyraził
na to zgodę, nie wiedząc jeszcze, że w wyniku tej decyzji jednostka ta nie
tylko pozostanie na tyłach przez następnych kilka godzin, ale w konsekwencji w
ogóle nie weźmie już tego dnia udziału w walkach.
Nie
mniej jednak dotychczasowe działania kolumny oskrzydlającej wydawały się
przynosić sukces. Znalazło to odbicie w pospiesznie skreślonym przez generała
McDowella raporcie, w którym donosił swoim przełożonym w Waszyngtonie o
zwycięstwie. Teraz trzeba było jeszcze tylko to powodzenie rozwinąć.
W
tym celu do generała Tylera niezwłocznie wysłany został goniec z rozkazem
zaatakowania rebeliantów koło Kamiennego Mostu. Po ich odrzuceniu oddziały
jego dywizji miały dołączyć do pozostałych sił, walczących już za rzeką,
zmienić front o 90 stopni w lewo i wraz z nimi nacierać dalej. Generał
McDowell wiedział, że wykonanie powyższego zajmie nieco czasu, dlatego
chwilowo wstrzymał natarcie. Większość federalnych brygad wykorzystywała tę
krótką pauzę na uporządkowanie szeregów i zajęcie stanowisk przed kolejnym
atakiem.
Nie
oznaczało to bynajmniej, że przed ich frontem panował spokój. Przy drodze do
Warrenton tyraliery żołnierzy Unii ścierały się bowiem z podkomendnymi pułkownika
Hamptona. Nad ich głowami trwał zaś intensywny pojedynek artyleryjski. Po
stronie Unii główną w nim rolę odgrywały wspomniane baterie Rickettsa i
Griffina, a po stronie Konfederacji bateria Imbodena. Po odwrocie piechoty
znalazła się ona nieoczekiwanie na wysuniętej do przodu pozycji.
Kapitan
Imboden mógł wycofać się z niej po otrzymaniu od gen. Bee stosownego
rozkazu, ten jednak nie nadchodził (dopiero później okazało się, że wiozący
go oficer sztabowy, major Howard, został po drodze ranny). W tej sytuacji jego
cztery 6-funtówki nadal prowadziły ostrzał wojsk federalnych. Zadanie to ułatwiało
znajdujące się kilkanaście metrów przed ich stanowiskami wybrzuszenie
terenu. Po każdym strzale odrzut działa sprawiał, że ładujący je
kanonierzy byli niemal niewidoczni dla przeciwnika. Wkrótce jednak Jankesi
wycelowali w to miejsce także co najmniej dwie swoje haubice. Pociski,
wystrzeliwane przez nie pod znacznym kątem, zaczęły padać niebezpiecznie
blisko, powodując, że"po bitwie ziemia wyglądała jak rozgrzebana przez świnie na
wybiegu." Jeszcze bardziej groźnym efektem ostrzału były straty wśród
kanonierów, a także koni, z których ponad połowa w krótkim czasie padła
zabita lub ranna.
Po
45 minutach od otwarcia ognia, podejmując tę decyzję na własną
odpowiedzialność, kapitan Imboden postanowił wreszcie wycofać się. Był to
ku temu czas najwyższy, ponieważ z boku jego pozycji zaczęły pojawiać się
niewielkie grupki żołnierzy federalnych. Odwrót baterii przebiegał obok domu
Henry'ego, który częściowo osłonił ją przed ogniem przeciwnika. Mimo to,
jak wspominał po walce Imboden, "ciężki pocisk (...) przebił się przez dom, rozsypując wokół nas kamienie, odłamki
desek i drzazgi. Celny strzał (...) złamał oś jednego z dział, rzucając je
na ziemię, ale udało nam się uratować zaprzęg. Nacierająca piechota zdążyła
zająć szczyt wzgórza koło domu Henry'ego na tyle szybko, by oddać salwę;
nie wyrządziła ona nam jednak poważniejszych szkód."(11)Mocno
zmęczona całonocnym marszem i przetrzebiona starciem bateria nie miała jednak
od razu zaznać wytchnienia. Zaledwie kilka minut po opuszczenia stanowisk
kapitan Imboden spotkał generała Jacksona, który z miejsca "wcielił"
jego pododdział do swojej brygady.
Pociski,
które tak szczęśliwie ominęły kanonierów Imbodena, zebrały tymczaasem
krwawe żniwo w domu Henry'ego. Zamieszkany był on przez rodzinę pani Judith
Henry, która z uwagi na podeszły wiek i chorobę nie opuściła go przed
rozpoczęciem walk. W trakcie bitwy rodzina wyniosła ją wraz łóżkiem w
pobliże drogi z Sudley, ale padające w pobliżu pociski skłoniły mieszkańców
do powrotu do budynku. Wkrótce dom ten stał się celem ognia artylerii obu
stron, w następstwie którego uległ on znacznemu zniszczeniu. W trakcie tych
wydarzeń pani Henry została śmiertelnie ranna. Była to jedna z ich
nielicznych tego dnia ofiar wśród cywilów, większość bowiem okolicznych
mieszkańców wyjechała uprzednio na południe.
Kanonada
na lewym skrzydle zwróciła uwagę najpierw generała Johnstona, a potem także
generała Beauregarda. Ten drugi porzucił w końcu myśl o ataku przy użyciu
brygad ze swojej prawej flanki i podjął decyzję o przerzuceniu wszystkich możliwych
rezerw w stronę płaskowzgórza. Zaraz potem obaj generałowie pogalopowali
pospiesznie w tamten sektor pola bitwy. Gdy przybyli na miejsce było krótko po
godzinie 12.00.
Widok,
jaki ukazał się ich oczom, nie był zbyt budujący. Jak to zapamięł generał
Beauregard: "(...) Brygada Bee cofała się w nieładzie poza wzgórze, wznoszące
się za Kamiennym Mostem. Żołnierze skręcali w płytki wąwóz pomiędzy
podstawą wzgórza a mostem, prowadzący ich w górę, w kierunku miejsca na
szczycie, gdzie na skraju lasu swoją brygadę ustawił generał Jackson. Dowódcy
starali się powstrzymywać dalszy odwrót rozbitych oddziałów, ale ich usiłowania
przywrócenia porządku były równie daremne, co nasze. Każdy odcinek linii,
który udało się nam sformować, rozpadał się, zanim został sformowany następny.
Każdy z ponad dwóch tysięcy ludzi wokół nas krzyczał coś do swojego sąsiada,
a ich głosy mieszały się z hukiem pocisków przelatujących ponad ich głowami
i wybuchającymi wśród drzew. Każde słowo komendy ginęło w tym zamieszaniu
i zgiełku."
W
tym właśnie momencie generał Bee użył słynnego potem wyrażenia, zwracając
się do swoich podkomendnych: "Spójrzcie na brygadę Jacksona! Ona stoi jak
kamienny mur (ang.stone-wall)!
Sformujcie szyk za Wirginijczykami!"(12)Nie wiadomo,
czy to ten właśnie okrzyk zadecydował, czy raczej energiczne działania
generałów Johnstona i Beauregarda. Rozkazali oni chorążym poszczególnych pułków
stanąć kilkadziesiąt kroków przed kłębiącą się masą żołnierzy i
wysoko unieść sztandary. Dzięki temu przemieszane oddziały mogły odnaleźć
swoich dowódców i ponownie sformować szyki. Panika w większości z nich wkrótce
została opanowana i powoli zaczęły odzyskiwać zdolność bojową.
Uspokojony
tym generał Beauregard po krótkiej dyskusji ustalił z generałem Johnstonem,
że pierwszy z nich pozostanie na polu walki, a drugi jako starszy stopniem
pojedzie na tyły i będzie nadzorował nadchodzenie posiłków. Najtrudniejsze
było jednak nadal przed konfederatami. Gdy rozbite brygady ciągle jeszcze się
zbierały, a nowe - brygady Holmesa i Early'ego oraz dwa pułki z brygady
Bonhama, pochodzące z rezerw konfederackiej Armii Potomaku - dopiero
pospiesznie maszerowały na zagrożone skrzydło, natarcie wznowiły oddziały
Unii.
Generał McDowell dysponował w tym momencie trzema brygadami w pierwszej
linii: Portera z dywizji Huntera oraz Franklina i Wilcoxa z dywizji Heintzelmana,
a także silną artylerią (pięć baterii). Za nimi jako rezerwa posuwała się
świeża brygada pułkownika Howarda. Wraz z nią podążał sam głównodowodzący,
który chciał w ten sposób zachować kontrolę nad rozwojem wypadków.
Spodziewane było także rychłe przybycie kolejnych trzech brygad z dywizji
Tylera.
W
tej sytuacji atak federalny stosunkowo łatwo zajął północną część płaskowzgórza
i wydawało się, że dalsze sukcesy są jedynie kwestią czasu. Północna
piechota ruszyła więc naprzód w stronę skraju odległego o kilkaset metrów
sosnowego zagajnika. Za jej plecami, obok domu Henry'ego, stanęły podciągnięte
w międzyczasie ciężkie baterie Rickettsa i Griffina.
Nieoczekiwanie dla federalnych, ich uderzenie wpadło na "kamienny
mur" brygady Jacksona. Aby uniknąć przedwczesnego wykrycia, a także strat
od ognia artylerii, nieco na przekór słowom generała Bee, kazał on swoim żołnierzom
położyć się na ziemi. Teraz, gdy przed ich pozycjami pojawiły się szeregi
wrogiej piechoty, rebelianci powstali. Potężna salwa z bliskiej odległości
zastopowała natarcie Jankesów.
Wzdłuż całej linii ponownie rozgorzał zacięty bój ogniowy, do którego
przyłączyła się także artyleria obu stron. Przewagę federalną w tej
ostatniej materii (24 działa - w tym wiele ciężkich - przeciw 8 lekkim)
niwelowała mniejsza odległość armat konfederackich od wrogiej piechoty, co
czyniło ich ogień o wiele bardziej skutecznym.(13)Wkrótce do walki po stronie południowców powróciły także oddziały brygad
Bee i Bartowa. Również Legion Hamptona przemieścił się na skraj prawego
skrzydła całego tego ugrupowania, osłaniając jego styk z brygadą Cooke'a.
Na Wzgórzu Henry'ego coraz bardziej widoczne było, że strona która pierwsza sprowadzi posiłki i przechyli w tych zmaganiach
szalę na swoją korzyść, odniesie
zwycięstwo w całej bitwie.
Przesilenie
Około
południa brygada pułkownika Williama T. Shermana z dywizji Tylera rozpoczęła
przeprawę przez Bull Run brodem nieco poniżej Kamiennego Mostu. Na jej czele
podążał 69 pułk z Nowego Jorku, którego kompanie tyralierskie ubezpieczały
marsz całej formacji. One też jako pierwsze zetknęły się z nieprzyjacielem.
Zastępca dowódcy tego pułku, podpułkownik Haggerty, dostrzegł grupę
rebelianckiej piechoty, prawdopodobnie z oddziału Evansa, uchodzącą w stronę
wzgórza, znajdującego się po drugiej stronieWarrenton Turnpike. Nie namyślając się długo, pogalopował samotnie w stronę
konfederatów, chcąc ich zatrzymać i wziąć do niewoli. O ile to pierwsze udało
mu się znakomicie, to druga część tego zamiaru poszła już gorzej - jeden z
południowców strzałem z bliskiej odległości strącił lekkomyślnego
oficera z konia.
Zaraz
potem między żołnierzami 69 pułku z Nowego Jorku a rebeliantami rozpoczęła
się strzelanina. Pułkownik Sherman postanowił jednak przerwać to starcie i
jego brygada szerokim łukiem, idąc wzdłuż północnego brzegu strumienia
Young's Branch, dołączyła wkrótce do pozostałych oddziałów Unii, toczących
walkę na płaskowzgórzu w okolicach domu Henry'ego.(14)
Jako kolejna
przeprawę przez rzekę rozpoczęła wchodząca w skład dywizji Tylera brygada
pukownika Erasmusa D. Keyesa. Jego jeden pułk z Maine i trzy z Connecticut
sforsowały Kamienny Most i posuwając się drogą Centreville-Warrenton za
kolejnym niewielkim mostkiem skręciły w lewo. Żołnierze Keyesa maszerowali
po zboczu płaskowzgórza pomiędzy domem Robinsona a południowym brzegiem tego
samego strumienia, co brygada Shermana. Kierunek ich marszu był jednak
przeciwny i wkrótce przed nimi pojawiły się pozycje Legionu Hamptona.
Skonsternowany
pułkownik Keyes zatrzymał swoje siły. Obrona konfederatów wydawała się być
silna, a ewentualny atak ryzykowny. Dodatkowo kilka dział zaczęło ostrzeliwać
jego kolumnę. Ponieważ w pobliżu nie było widać żadnych innych oddziałów
Unii, po krótkiej wymianie ognia podwładni Keyesa zawrócili i bez pośpiechu
wycofali się w miejsce, z którego rozpoczęli manewr. Tutaj brygada stanęła
i nie wzięła już tego dnia udziału w walce. Uchroniło ją to, co prawda,
przed jakimiś poważniejszymi stratami, ale bynajmniej nie pomogło walczącym
koło domu Henry'ego pozostałym wojskom generała McDowella.
Jeszcze
gorzej poczynała sobie inna z brygad Tylera, dowodzona przez generała Roberta
C. Schencka. Ani ona, ani dywizyjna artyleria, ani w końcu dowódca sam Tyler w
ogóle nie przekroczyli Bull Run.(15)
Tymczasem
sytuacja na Wzgórzu Henry'ego przedstawiała się dla federalnych coraz mniej
ciekawie. Natarcie tkwiło w miejscu. Unoszące się nad polem bitwy kłęby
dymu prochowego, huk wystrzałów i krzyki żołnierzy skutecznie utrudniały
dowodzenie. Wiele do życzenia pozostawiało również manewrowanie oddziałów,
które często miały kłopoty ze zmianą szyku z marszowego na bojowy. W
konsekwencji brakowało koordynacji działań pomiędzy brygadami, a nawet pułkami,
które atakowały pojedynczo i z łatwością były odpierane przez tężejąca
obronę konfederacką.
Wobec
takiego biegu zdarzeń generał McDowell postanowił wzmocnić uderzenie.
Posuwająca się dotychczas z tyłu brygada Howarda rozwinęła się po prawej
stronie, rozciągając szyk wojsk Unii. Teraz mogły one spróbować obejść płaskowzgórze
i atakiem oskrzydlającym zwinąć obronę Jacksona.
Zamiar
ten pokrzyżowany został jednak w ostatniej chwili przez nadejście nowych oraz
powrót poprzednio rozbitych oddziałów konfederackie. Na lewo od brygady
Jacksona pozycje kolejno zajęły 7 pułk z Georgii (z brygady Bartowa),
batalion 49 pułku z Wirginii (z brygady Cooke'a), 1 pułk z Arkansas i 2 pułk
z Tennessee (z brygady Holmesa), 6 pułk z Karoliny Północnej (z brygady Bee),
a także 2 i 8 pułki z Karoliny Południowej (z brygady Bonhama). Ich
ugrupowanie nie było może zbyt jednolite, ale za to rozciągało się od
centrum Wzgórza Henry'ego aż po znajdujące się po drugiej stronie drogi z
Sudley Springs porośnięte trawą Łyse Wzgórze (Bald Hill). Korzystając z tych wzmocnień, a także ze świeżo przybyłych
kawalerzystów 1 pułku kawalerii z Wirginii pułkownika J.E.B. Stuarta, już
około godziny 14.00 generał Beauregard rozpoczął pierwsze kontrataki. Nie były
one na razie w stanie wyprzeć przeciwnika, ale skutecznie wiązały i osłabiały
jego siły.
Widząc
rosnący opór konfederatów, gen. McDowell postanowił przesunąć działa
Griffina i Rickettsa na wysokość linii piechoty, tak, aby ich ogień utorował
jej drogę. Krótko przed godziną 15.00 obie baterie rozpoczęły jedną z
najlepszych akcji artylerii na początku wojny. Po skróceniu dystansu od
rebeliantów do zaledwie 200 metrów rozpoczęły one ostrzał ich szeregów za
pomocą kartaczy. Natychmiast zaczął on zbierać krwawe żniwo. Najdotkliwiej
odczuła to brygada Jacksona - poniosła ona zresztą najwyższe straty w całej
bitwie po stronie konfederackiej: 119 zabitych i 442 rannych - a także jej
najbliżsi sąsiedzi. Sam generał Jackson został ranny w rękę. Wydawało się,
że niedługo południowcy załamią się i uciekną.
W
tym momencie jednak szczęście opuściło unionistów. Trzy kompanie
konfederackiej konnicy z 1 pułku kawalerii z Wirginii niespodziewanie wyłoniły
się z lasu i gwałtowną szarżą spowodowały panikę wśród osłaniających
działa żołnierzy 11 i 14 pułków z Nowego Jorku. Wkrótce oba pułki w zupełnym
zamieszaniu uciekły na tyły, mimo wysiłków ich dowódców oraz oficerów
sztabowych pragnących je powstrzymać. Jednemu ze sztabowców usiłowania te
jednak nie wydawały się aż tak bardzo bezowocne, co miało spowodować wśród
federalnych tragiczną w skutkach pomyłkę.
Kilka
minut później bowiem "pułk piechoty wyłonił się z lasu na prawo od
pozycji Griffina, a gdy ten miał zamiar ostrzelać go ogniem kartaczowym, został
powstrzymany przez zapewnienie majora Barry'ego, szefa artylerii [ze sztabu
generała McDowella - I.F], który utrzymywał, że jest to pułk przysłany
przez pułkownika Heintzelmana w celu wsparcia baterii. Chwilę później
nieznany pułk odsłonił swoją przynależność zabójczą salwą..."
Bateria Griffina straciła od niej 40 zabitych i rannych, a także większość koni.
Jej
pogromcą okazał się 33 pułk z Wirginii z brygady Jacksona, który, odziany w
zdobyte w kwietniu w bazie morskiej w Norfolk niebieskie mundury federalnej
piechoty morskiej, nierozpoznany podszedł na odległość niespełna sześćdziesięciu
metrów. Stąd rebelianci po oddaniu salwy ruszyli do szturmu, do którego dołączyły
kolejne oddziały. W powstałym zamieszaniu kapitan Griffin zdołał jeszcze
wyprowadzić trzy działa, pozostałych dziewięć zostało jednak na
opuszczonej pozycji. Ranny kapitan Ricketts i wielu kanonierów dostało się do
niewoli.
Nie
oznaczało to bynajmniej końca starcia. Do kontrataku ruszyła bowiem brygada
Shermana. Jak zapamiętał to jej dowódca, "droga biegnąca u podstawy wzgórza
była położona wystarczająco głęboko, aby zapewnić osłonę, rozwinąłem
więc na niej kilka pułków tak daleko, jak to było możliwe."(16)Na
czele utworzonej w ten sposób kolumny znajdował się 2 pułk z Wisconsin, który
rozpoczął natarcie.
Z
początku żołnierze z Wisconsin zajęli sporo terenu, docierając aż w pobliże
stanowisk, na których stały utracone przed kilku minutami działa. Zaskoczeni
konfederaci cofnęli się nieco, tak że przez moment armaty te nie były przez
nikogo kontrolowane. Żołnierze federalni nie mieli jednak ani koni do ich
odholowania, ani kanonierów do obsługi, spóźniało się także wsparcie ze
strony pozostałych pułków brygady. Rebelianci tymczasem zdążyli już ochłonąć
i w efekcie atak zatrzymał się pod ciężkim ogniem karabinowym. Chwilę trwał
nierówny pojedynek ogniowy, w którym południowcy mieli jednak więcej
argumentów. Wreszcie unioniści załamali się i rozpoczęli odwrót.
Ponieważ
2 pułk z Wisconsin ubrany był w szare mundury, nadciągające pozostałe
oddziały Shermana wzięły go za przeciwnika i ostrzelały. Mimo wywołanego
tym zamieszania w jego szeregach, podjął on kolejną próbę ataku i ponownie
został odparty. Podobnie potoczyły się także działania kolejnych pułków
Shermana - 69 i 79 z Nowego Jorku.
Oba
pułki starały się zbliżyć do pozycji konfederatów pod osłoną pofałdowanego
terenu. Okazało się jednak, że ostrzał rebeliantów nie ma martwych pól.
Nowojorczycy próbowali jeszcze się utrzymać, jednak ich linia rwała się pod
ogniem dział i broni ręcznej. Po kilkunastu minutach walki oba pułki musiały
wycofać się ze znacznymi stratami na skraj płaskowzgórza. Zginął przy tym
dowódca 79 pułku z Nowego Jorku, pułkownik James Cameron, brat ówczesnego
federalnego sekretarza wojny.
W
ten sposób zakończył się ostatni tego dnia atak federalny. Była godzina
15.30.
Przez niemal cały czas - od chwili swojego
przybycia na płaskowzgórze aż do tego momentu - generał Beauregard objeżdżał
konfederackie pozycje, wydając rozkazy dowódcom brygad i zagrzewając poszczególne
pułki do wytrwania. Teraz uwieńczenie tych wysiłków sukcesem wydawało się
być w zasięgu ręki.
Oddziały federalne nie tylko zostały powstrzymane wzdłuż całej linii
obrony, ale z tyłu nadciągała właśnie brygada gen. Kirby'ego E. Smitha z
armii gen. Johnstona. 1700 jej żołnierzy przybyło z doliny Shenandoah, by w
decydującym momencie przyłączyć się do walki. Dzięki temu po raz pierwszy
od rozpoczęcia bitwy konfederaci osiągnęli przewagę liczebną. Kilka minut później
powiększyła się ona jeszcze bardziej, gdy w odległości niecałych dwóch
kilometrów od skraju rebelianckiego lewego skrzydła ukazała się kolumna
brygady Early'ego - tej samej, która rano szykowała się do przekroczenia Bull
Run koło broduUnion Mills.
Gen. Beauregard jednak, by nie dawać federalnym czasu na uporządkowanie
szeregów, postanowił nie czekać aż obie brygady zajmą pozycję i rozwiną
szyki, ale wydał rozkaz bezzwłocznego ataku na całej linii. Zmęczone oddziały,
z których niektóre były w akcji od rana i poniosły już znaczne straty,
zdobyły się na ostateczny wysiłek i ruszyły naprzód.
18 pułk z Wirginii, ściągnięty w ostatniej chwili z brygady Cooke'a
ponownie zajął pozostawione na pobojowisku federalne działa. Podążająca za
tym pułkiem grupa konfederckich artylerzystów skierowała je niezwłocznie
przeciwko unionistom. Ci zaś, mimo że równie ciężko doświadczeni walką co
konfederaci, stawili silny opór. Kilka kroków od domu Henry'ego poległ idący
na czele swojej brygady generał Bartow. Kilka minut później celna kula dosięgła
i ciężko raniła generała Bee. Przy drodze z Sudley poległ także dowódca 6
pułku z Karoliny Północnej, pułkownik Fisher. Oprócz tego zginęło lub
zostało rannych wielu innych konfederackich oficerów i żołnierzy.
Odwrót
Oddziały Unii nie wytrzymały jednak tego natarcia i zostały całkowicie
zepchnięte ze Wzgórza Henry'ego. W ręce południowców wpadło przy tym wielu
jeńców, a wśród nich dowódca jednej z brygad, pułkownik Orlando B. Wilcox.
Centrum federalnego ugrupowania ogarniał coraz większy ferment. "Zwartość
została utracona, oddziały (...) zaczęły się rozpadać, a żołnierze chyłkiem
umykać z pola." Wkrótce zdolność bojową zachowały tylko niektóre pułki
z brygady Shermana, batalion
regularny majora Sykesa oraz ustawione za drogą do Warrenton baterie artylerii.
W pozostałych jednostkach dowódcy czynili szaleńcze wysiłki, "aby zatrzymać
ludzi, którzy jednak na cokolwiek, co zostało do nich powiedziane zwracali mało,
albo i wcale nie zwracali uwagi. Na wzniesieniu obok domu Matthewsa (...)
McDowell i jego sztab, wspierani przez innych oficerów, podejmowali równie
desperackie, lecz bezowocne działania, by powstrzymać uciekającą masę żołnierzy
i sformować linię obrony."(17)
Także
na północ od Łysego Wzgórza rebelianckie natarcie odnosiło sukcesy. 2 i 8
pułki z Karoliny Południowej zaatakowały tutaj brygadę Howarda . Federalni,
korzystając z osłony lasu trzymali się początkowo nieźle. Po kilkunastu
minutach jednak na ich skrzydle pojawiła się brygada Kirby'ego Smitha. Jej
natarcie, wsparte ogniem baterii dział kapitana Beckhama, niemal natychmiast złamało
opór przeciwnika. Straty nacierających były przy tym minimalne (8 zabitych i
19 rannych), choć utracili oni generała Smith'a, który odniósł poważną ranę.
Na stanowisku dowódcy brygady zastąpił go pułkownik Arnold Elzey, który,
kontynuując pościg za uchodzącymi Jankesami, przekroczyłWarrenton Turnpike.
W tym czasie gen. McDowell niemal całkowicie utracił kontrolę nad
sytuacją. Już wcześniej, przyłączając się do oddziałów kolumny
uderzeniowej, ograniczał sobie możliwość efektywnego dowodzenia. Teraz, w
chaosie odwrotu, cały system rozpadł się zupełnie. McDowell wykonywał
czynności, bardziej właściwe dowódcy pułku niż armii. Równocześnie niektórzy
jego oficerowie sztabowi, nie mogąc go odnaleźć, podejmowali decyzje na własną
rękę.
Jeden z nich, kapitan Fry, udał się do brygady Burnside'a z sugestią
ruszenia w kierunku przeciwnika. Zdemoralizowana jednak poranną walką, po
drodze uległa ona dalszemu rozprzężeniu i przyłączyła się do ogólnej
ucieczki. Lepiej powiodło się innym - kapitanowi Barnardowi i majorowi
Wadsworthowi - którzy zdecydowali się wezwać spod Centreville dwie brygady z
dywizji pułkownika Milesa. Około 16.00 ruszyły one w stronę Kamiennego
Mostu.
Generał Beauregard odwrót wojsk federalnych oglądał ze skraju
zdobytego w końcu Wzgórza Henry'ego. Na lewym skrajnym skrzydle konfederatów
do akcji przyłączyła się także brygada Early'ego. W centrum resztki
przeciwnika powoli cofały się, nękane szarżami konfederackiej kawalerii.
Piechota południowców jednak, zmęczona walką, postępowała do przodu już
znacznie mniej chętnie. Wydawało się zresztą, że pościg nie jest
konieczny, zwłaszcza po tym, jak dwie rebelianckie baterie - Walkera i Kempera
- zajęły stanowiska na flance cofających się żołnierzy Unii.
Główny ich strumień po wycofaniu się za rzekę Bull Run zmierzał w
kierunku mostu nad jej dopływem - strumieniem o nazwie Cub Run. Po drodze do
oddziałów, przemieszanych z zaprzężonymi w konie wozami taborowymi,
jaszczami i powozami, dołączali cywile, przybyli licznie z Waszyngtonu w celu
obejrzenia bitwy. Gdy przybrała ona niekorzystny dla Północy obrót, znaleźli
się oni nagle w ogniu walki.
Ciężkie, gwintowane działa baterii Kempera wystrzeliły kilka pocisków,
które upadły niebezpiecznie blisko. W tym momencie wśród tłumu, który
gromadził się przed przeprawą przez Cub Run, wybuchła panika. Na domiar złego
jeden z wozów taborowych utknął na środku mostu, blokując drogę i
dodatkowo powiększając rozmiary
zamieszania. Resztki dyscypliny i opanowania pękły, tłum rzucił się w popłochu
przed siebie. Żołnierze "odrzucali muszkiety, odcinali konie z uprzęży i,
dosiadając je, odjeżdżali."
Do całkowitego pogromu rozbitej armii Unii jednak nie doszło. Generał
Beauregard opuścił właśnie swoje stanowisko dowodzenia i zmierzał do
miejsca postoju sztabu generała Johnstona w celu zdania mu relacji z przebiegu
walki i zorganizowania efektywnego pościgu, gdy dopadł do niego kurier z pilną
wiadomością. Wynikało z niej, że oddziały federalne przekroczyły Bull Run
kołoUnion Mills, przerwały się na
prawym skrzydle armii konfederackiej i zagrażają tyłom i bazom
zaopatrzeniowym, znajdującym się w Manassas.
Po krótkiej naradzie z generałem Johnstonem, krótko po godzinie 18.00
obaj dowódcy podjęli decyzję o zatrzymaniu brygad Holmesa i Ewella, które
dotąd nie brały udziału w walce, i skierowaniu ich, zamiast do pościgu, w
zagrożone miejsce. Także pozostałe oddziały, zaangażowane w walkę przy
drodze do Warrenton, miały być gotowe do ewentualnego jej przerwania i marszu
w ślad za odwodami. Aby przyspieszyć przerzut wojsk, generał Beauregard
postanowił wykorzystać znajdujący się w pobliżu oddział kawalerii - jeźdźcy
mieli wziąć po jednym piechurze na każdego konia.
Gdy tak zorganizowana "kolumna szybka" dotarła w okoliceMcLean's
Ford, okazało się, że alarm był fałszywy. Spowodowały go zaś działania
brygad Ewella i Jonesa. Rankiem tego samego dnia obaj ci generałowie czekali na
rozkaz do przekroczenia Bull Run. Jones otrzymał go już o 7.00, miał jednak
czekać na ruch Ewella. Ten jednak w ogóle nie dostał rozkazu i w końcu, po
konsultacji z sąsiadem, około 10.30 ruszył do przodu na własną
odpowiedzialność. Idący na czele brygady Ewella w linii tyralier 5 pułk z
Alabamy starł się nawet z ubezpieczeniami przeciwnika, gdy do Ewella dotarł
wreszcie rozkaz, tyle, że ... nakazujący mu bezzwłoczny marsz w stronę płaskowzgórza
na lewym skrzydle armii.
Mniej więcej w tym samym czasie rzekę przekroczyła także brygada
Jonesa. Na drugim brzegu pozostała ona wszakże nieco dłużej, wiążąc walką
oddziały Unii. Starcie to nie było jednak zbyt intensywne i straty brygady
Jonesa zamknęły się liczbą 13 zabitych i 62 rannych.W końcu trzy pułki
Jonesa otrzymały późnym popołudniem polecenie powrotu na pozycje wyjściowe.
Ponieważ jako pierwszy wycofywał się 18 pp z Missisipi, który ubrany był w
niebieskie mundury, bardzo podobne do tych, używanych przez wiele oddziałów
armii federalnej, obserwatorzy z sąsiednich brygad wzięli jego marsz za atak
przeciwnika.
Zwłoka, jaką spowodowały te wypadki, była wystarczająco długa, aby
przekreślić szanse na skuteczny pościg za pobitymi Jankesami. Byłoby to poza
tym dość trudne i niebezpieczne, gdyż, jak zauważył generał Johnston,
"armia Konfederacji była nie mniej zdezorganizowana przez zwycięstwo, niż
armia Stanów Zjednoczonych na skutek klęski". Wielu żołnierzy zgubiło
swoje oddziały podczas bitwy. Liczni już po jej zakończeniu opuścili
szeregi, by poszukać swoich rannych towarzyszy, pochodzących przecież
zazwyczaj z ich najbliższej okolicy lub będących po prostu członkami rodzin.
Konieczne było także zajęcie się znaczną ilością federalnych jeńców.
Mimo zmęczenia, nastroje wśród zwycięskich konfederatów były
znakomite. Zapewne wciąż podekscytowany stoczoną walką (a może lekko
zszokowany odniesioną raną?) generał Jackson krzyknąć miał nawet:
"Dajcie mi 10 tysięcy ludzi, a jutro będę w Waszyngtonie!"(18)
Większa część armii Unii tymczasem w popłochu uciekała w stronę
stolicy. Rozbitych oddziałów nie udało się zatrzymać ani w Centreville, ani
nawet w Fairfax Court House. Ci sami żołnierze, którzy potrzebowali trzech
dni na pokonanie odległości z Alexandrii nad Bull Run, teraz przebyli tę drogę
w ciągu jednej tylko nocy. O stanie ich ducha świadczyć może wypowiedź
jednego z żołnierzy z Massachusetts, który przyznał później, że "pewnie
uciekłby aż do Bostonu, gdyby nie został zatrzymany przez uzbrojonego żandarma
po przekroczeniu Long Bridge [mostu na Potomaku w Waszyngtonie - I.F.]."
Nie wszystkie jednak jednostki federalne uległy panice. Dzięki temu
generał McDowell mógł na wzniesieniach na południe i zachód od Centreville
zorganizować tymczasową linię obrony. Obsadziła ją brygada pułkownika
Louisa Blenkera z dywizji Milesa, wsparta przez baterie artylerii: regularną
kapitana Tidballa i ochotniczą kapitana Bookwooda. Ponieważ oprócz tych
jednostek do walki nadawały się właściwie jeszcze tylko regularny batalion
piechoty majora Sykesa, regularny batalion kawalerii majora Palmera, a także
brygada pułkownika Richardsona z dywizji Tylera i brygada pułkownika Daviesa z
dywizji Milesa, generał McDowell zadecydował, by po zmierzchu również i one
rozpoczęły odwrót.
Brygada Blenkera składała się głównie z emigrantów, pochodzących z
Niemiec i innych krajów europejskich. Około godziny 21.00 jej linie minęli
ostatni żołnierze z rozbitych pułków kolumny oskrzydlającej i dywizji
Tylera. Jak wspominał kapitan Fry, który pozostał z brygadą jako oficer łącznikowy
ze sztabem generała McDowella: "Wkrótce potem kilka kompanii wrogiej
kawalerii zbliżyło się wzdłuż drogi i pojawiło przed naszym posterunkiem.
Zostali powitani okrzykiem >>Stój,
kto jedzie?<<, a gdy pozostał bez odpowiedzi, krzyknąłem hasło:
>>Unia ponad wszystko!<< Wówczas dowodzący wrogą kawalerią
oficer krzyknął >>En avant, en
avant. Poślijcie ich do piachu!<< Tyralierzy wystrzelili, a przeciwnik zrobił >>w tył
zwrot<<, zostawiając na przedpolu kilku zabitych i rannych."
Około północy podkomendni Blenkera, jako ostatni żołnierze Unii, opuścili
pole bitwy. W tym samym czasie generał McDowell dotarł do Fairfax Court House,
skąd za pośrednictwem biura telegraficznego wysłał pospiesznie napisany
meldunek do generała Scotta w Waszyngtonie. Gdy przygotowowywał pełniejszy
raport, zmęczony wysiłkiem i napięciem ostatnich dni, zasnął po prostu na
podłodze, "z ołówkiem w ręku, w połowie zdania."(19)
Tuż
przed świtem, już 22 lipca, obudził go adiutant. Za oknem padał deszcz.
Rankiem 21 lipca prezydent Konfederacji Jefferson Davis specjalnym pociągiem
opuścił Richmond. Późnym popołudniem dotarł on do Manassas, gdzie zmienił
środek transportu na wypożyczonego wojskowego konia. Prezydent niezwłocznie
ruszył w kierunku kwatery generała Johnstona. Widok, który napotkał po
drodze nie zapowiadał niczego dobrego - z pola bitwy spływały grupki żołnierzy,
niektórzy bez broni, wielu rannych lub zszokowanych. Malujące się na ich
twarzach wyczerpanie i przerażenie wzbudziły w Davisie poważne obawy co do
pomyślnego dla Konfederacji przebiegu walk.
Dopiero rozmowa z generałem Johnstonem i uważna lustracja okolicy
przekonały prezydenta o zwycięstwie południowców. W tej sytuacji zaczął
on, popadając w drugą skrajność, domagać się od swoich dowódców
energicznego pościgu. Po rozbiciu resztek armii federalnej jego ukoronowaniem
mogło być zajęcie Waszyngtonu. Nic takiego jednak nie nastąpiło, co jeszcze
w latach powojennych było przedmiotem zażartych polemik pomiędzy Davisem z
jednej strony a generałami Beauregardem i Johnstonem z drugiej.
Wydaje się jednak, że w sporze tym więcej racji wydają się mieć ci
dwaj ostatni. Straty konfederackie w bitwie były bowiem znaczne. Brakowało także
zapasów wyposażenia, amunicji i żywności, niezbędnych do przeprowadzenia
operacji zaczepnej. Wiele do życzenia pozostawiała również sprawa
komunikacji - wskutek zniszczenia mostuUnion
Millslinia kolejowa była tymczasowo bezużyteczna, a padający w następnych
dniach deszcz zmienił piaszczyste drogi północnej Wirginii w błotniste
bajora.
Także
w Waszyngtonie prezydent Lincoln oczekiwał z niepokojem i w napięciu na
wiadomości z frontu. Meldunki, które napływały, były sprzeczne, choć początkowo
mówiły o sukcesach wojsk Unii. Poddenerwowany prezydent, nie mogąc wysiedzieć
w biurze telegraficznym Departamentu Wojny, około 17.00 udał się na swoją
codzienną przejażdżkę powozem po ulicach stolicy.
Gdy
powrócił z niej do Białego Domu, jego osobiści sekretarze przynieśli mu
wiadomość od sekretarza stanu Sewarda: McDowell poniósł druzgocącą klęskę
i jego oddziały cofają się w nieładzie do Waszyngtonu. Wstrząśnięty
Lincoln, podobnie jak wielu innych mieszkańców Północy czekał teraz na
dalsze informacje, by dowiedzieć się: co zdarzyło się nad Bull Run? W jakim
stanie jest armia? Co grozi stolicy? Gdzie są rebelianci?
W
nocy do Waszyngtonu dotarli pierwsi uciekinierzy. W strugach padającego deszczu
żołnierze z rozbitych pułków - zazwyczaj pojedynczy lub w małych grupkach,
rzadziej w większych - przekraczali most Long Bridge.Gdy nad miastem wstawał nowy dzień, zdezorganizowane oddziały Unii były już
z powrotem nad Potomakiem. Większość armii nie była jednak tymczasowo zdolna
do jakichkolwiek działań. Potwornie zmęczeni marszem, walką i odwrotem żołnierze,
mimo siąpiącej nadal drobnej mżawki, kładli się na chodnikach lub pod
drzewami i zasypiali. Waszyngtońskie szpitale zapełniły się rannymi.
Atmosfera pełna była przygnębienia, graniczącego miejscami z paniką.
W
tej sytuacji niektórym puszczały nerwy."Udałem
się do miasta i gdy mijałemPennsylvania Avenue,
zobaczyłem grupę rebelianckich jeńców (...), eskortowanych przez oddział
kawalerii. Nagle zostali oni zaatakowani przez grupę żuawów, którzy,
obrzucając ich kawałkami cegieł i kamieniami, krzyczeli, że ich zabiją.
Kawalerzyści robili wszystko, co w ich mocy, aby chronić jeńców, ale wyglądało
na to, że ulegną przemocy. W tym momencie kapitan Baird, wtedy pracownik
sztabu generalnego, a późniejszy generał, przybiegł z Hotelu Willarda i użył
w bardzo energiczny sposób swojego autorytetu, aby uratować jeńców przed wściekłymi
żuawami."(20)
Żołnierze
federalni, którzy dostali się do niewoli konfederackiej mieli więcej szczęścia,
jeżeli chodzi o traktowanie. Ranni zostali opatrzeni i umieszczeni w
lazaretach. Pozostałych przetransportowano wkrótce do Richmond, gdzie w
zamienionych na obóz jeniecki koszarach spędzili jesień 1861 i zimę
1861/1862 roku. Ponieważ na początku wojny obie strony przestrzegały jeszcze
zwyczajowych reguł postępowania, po tym czasie zostali oni w większości
wymienieni na rebeliantów, którzy wpadli w ręce wojsk Unii wiosną 1862 roku.
Mieszkańcy
Manassas i okolicy, którzy w znacznej części opuścili swoje domostwa w
obawie przed walkami, kilka dni po bitwie zaczęli powracać."Zadeptana
trawa zaczęła znowu odrastać, dzikie kwiaty kwitły wokół świeżo
wykopanych grobów (...) Płoty w całej okolicy były poprzewracane, poszycie
leśne podziurawione pociskami, a ziemia zasłana zakrwawionymi kocami i trupami
koni".
Wysokie
straty po obu stronach były wstrząsającym zaskoczeniem dla Amerykanów, tak z
Północy, jak i z Południa. Jeszcze w tydzień po 21 lipca jeden z żołnierzy
konfederackich, zwiedzających miejsca zmagań, w liście do matki napisał, że"na ziemi leżały ciała poległych, poczerniałe od palącego słońca,
a końska padlina wydzielała ohydny zapach. W naszej wędrówce przez pole
pierwszym widokiem, który zwrócił naszą uwagę była zbiorowa mogiła, w której
pochowano piętnastu żołnierzy z Karoliny Południowej. Następnie znaleźliśmy
Jankesa, którego przysypano cienką warstwa piasku. Jedna z jego dłoni wystawała
(...) Następny szczegół, który zauważyłem, to wystająca spod piasku głowa
i przerażająco wyszczerzone białe zęby. Skórę jego twarzy wyjadało
robactwo (...) W całej okolicy, w każdym domu leżą ranni. Mam nadzieję, że
niedługo zostanie zawarty pokój."(21)
W
porównaniu z pierwszymi starciami wojny, straty Północy i Południa w zamykającej
ten okres bitwie nad Bull Run były rzeczywiście znaczne. Choć następne walki
miały być znacznie bardziej krwawe, to przy porównaniu trzeba brać pod uwagę
fakt, że z około 60 tysięcy ludzi po obu stronach (28.500 federalnych i
prawie 32.000 konfederatów), w aktywny sposób w walce brało udział po 18
tysięcy z każdej - razem 36 tysięcy.
Straty
Unii wyniosły około 625 żołnierzy zabitych i zmarłych od ran oraz 950
rannych. Ponadto ponad 1200 Jankesów trafiło do niewoli. Stanowiło to w sumie
10% żołnierzy, których McDowell miał na początku bitwy.
Konfederaci
mieli blisko 625 poległych (z czego około 400 na polu bitwy - pozostali zmarli
z ran) i prawie 1500 rannych. Straty rebeliantów sięgnęly więc niemal 7% ich
stanu wyjściowego.
W
ich ręce dostało się za to 27 dział, a także wiele innego rodzaju
uzbrojenia i wyposażenia.
Nie
liczby były tu jednak najważniejsze. Po miesiącach przygotowań obu stron w
jeden niedzielny letni dzień zapadło rozstrzygnięcie o daleko idących
konsekwencjach. Południe wybuchło entuzjazmem z okazji zwycięstwa, zapewniającego
mu, jak powszechnie uważano, niepodległość.
Konfederaccy
żołnierze uważali, że dowiedli swojej wyższości nad Jankesami. Zapominali
przy tym, że pod Manassas toczyli bitwę obronną, a więc łatwiejszą dla
niedoświadczonych żołnierzy niż akcja zaczepna, że siły były wyrównane,
i że armia Unii była również o krok od zwycięstwa. Federalnym zabrakło po
prostu dwóch rzeczy - szczęścia i zdolnych dowódców.
W
rzeczywistości dla Południa zwycięstwo to było ważne - małym kosztem umożliwiało
przygotowanie się do następnych zmagań poprzez spokojną rozbudowę armii i
jej zaplecza - ale nie decydujące.
Dla
Północy natomiast klęska nad Bull Run była potężnym wstrząsem. Jak bańka
mydlana prysnęło przekonanie o możliwości szybkiego zakończenia wojny.
Pierwsze reakcje północnej prasy pełne były przygnębienia i pesymizmu."Na każdej twarzy rysuje się wyraz ponurej, czarnej rozpaczy (...)"
-pisał wpływowy
nowojorski redaktor i właściciel gazety Horace Greeley w liście do Lincolna i
dodawał:"jeżeli
zawarcie pokoju z rebeliantami, na ich warunkach, byłoby najlepszym rozwiązaniem
dla kraju i dla ludzkości, to
powinniśmy poważnie rozważyć, czy nie moglibyśmy nawet się na to zgodzić."(22)
Lincoln był jednak daleki od tego typu rozważań.
Już w dzień po Bull Run wydał proklamację, wzywającą do zaciągu 500 tysięcy
ochotników, tym razem na trzy lata. Zaledwie trzy dni później kolejna
proklamacja wzywała do ratowania Unii następne pół miliona żołnierzy.
Podobne stanowisko zajął także Kongres, który dla zdobycia odpowiednich środków
na potrzeby wojny, po raz pierwszy
w historii kraju wprowadził powszechny podatek dochodowy.
Liczebność
wojsk federalnych zaczęła szybko rosnąć. Nowe oddziały niemal każdego dnia
przybywały do Waszyngtonu. Na ich czele, w miejsce generała McDowella,
prezydent Lincoln postawił młodego, 35-letniego generała George'a B.
McClellana, opromienionego sławą wyzwoliciela Zachodniej Wirginii. Zaraz po
swoim przybyciu energicznie zabrał się on za organizację i szkolenie podległych
mu wojsk.
Po krwawym lecie 1861 roku tak dla Północy, jak i dla Południa wojna
ze wszystkimi jej okropnościami dopiero się rozpoczynała.
Przypisy:
(1)Great Presidential Decisions. State Papers That Changed the Course of
History,Nowy
Jork 1959, s. 245.
(2)Bull Run, s. 226-230, rękopis, John C.
Tidball Papers, Archive of United StatesMilitary
Academy, West Point; Battles and Leaders of the Cicil War, Being for the Most Part
Contributions by Union And Confederate Officers,red.
C.C. Buell i R.U. Johnson, Nowy Jork 1887, t.1, s.173-174.
(3)H.T.
Williams,Lincoln and His Generals,Nowy Jork 1952, s. 21.
(4)Battles and Leaders..., t. 1, s. 175; Tamże, s.
158-159; Tamże,
s. 176.
(5)W.T. Sherman,Memoirs of General W.T. Sherman, Nowy Jork 1990,s.181.
(6)Bull
Run, s.
216-219, rękopis, John C. Tidball
Papers ... .
(7)H.T.
Williams,P.G.T. Beauregard...,s. 75-76.
(8)Battles and Leaders..., t. 1, s. 179.
(9)OR,
2:1, s. 170.
(10)Battles and Leaders...,t. 1, s. 240. Zgodnie z aktem Kongresu Konfederacji z
14 marca 1861 roku, każdy oficer miał zachować przez następne 6 miesięcy swój
stopień z armii federalnej. On też miał decydować w tym okresie o starszeństwie
poszczególnych dowódców nad innymi. Choć praktyka okazała się nieco inna,
to zgodnie z nim powinna obowiązywać następująca hierarchia: 1. Joseph E.
Johnston (w armii USA - gen.
bryg.), 2. Samuel Cooper (płk), 3. Albert S. Johnston (płk, ale z krótszym
stażem), 4. Robert E. Lee (ppłk), 5. Gustav P.T. Beauregard (mjr);OR,2:1,
s. 487-491.
(11)J.E. Johnston, Narrative of Military Operations During the Late War
Between the States,Nowy Jork 1874,s. 46;Battles and Leaders..., t. 1, s. 233-234.
(12)Tamże,s. 210. W ten właśnie sposób gen. Jackson zdobył sobie przydomek,
pod którym przeszedł do amerykańskiej historii jako postać niemal
legendarna. W miejscu tym zresztą w dniu dzisiejszym stoi jego okazały pomnik.
(13)Johnston,Narrative, s. 48; J.C. Wise, TheLong
Arm of Lee. The History of the Artillery of the Army of Northern Virginia,t.1:Bull Run to Fredericksburg, Lincoln 1991, s.132.
(14)Sherman,Memoirs, s. 182-183.
(15)Battles and Leaders..., t. 1, s. 187. Po bitwie generał McDowell zarzucał
Tylerowi opieszałość w wykonywaniu rozkazów i winił go za ostateczny jej
wynik. Jeszcze w 1884 roku tak pisał w liście do oficera swojego sztabu z czasów
wojny, kapitana Fry'a: "O, jakże zostałem ukarany za moje zaufanie dla tego
człowieka! Jest teraz dla mnie jaśniejsze niż kiedykolwiek wcześniej (...),
że gdybyśmy na naszym prawym skrzydle mieli innego dowódcę, to odnieślibyśmy
całkowite i błyskotliwe zwycięstwo."
(16)Battles and Leaders..., t. 1, s. 189; Sherman,Memoirs,
s. 184.
(17)Battles and Leaders..., t. 1, s. 191.
(18)Johnston,Narrative, s. 60; S. Foote,The
Civil War. A Narrative,
t. 1.Fort Sumter to Perryville, Nowy Jork 1986, s. 83.
(19)Battles and
Leaders...,
t. 1, s. 159;Tamże,
s. 192-193.
(20)Bull Run, s. 216-219, rękopis, John C.
Tidball Papers ... .
(21)Battles and Leaders..., t. 1, s. 163-165; L.E.L. Battle, Forget-me-nots of the Civil War,St. Louis 1909. s. 46-47.
(22)J.M.
McPherson,Battle Cry of Freedom..., s. 347.
Bibliografia:
Źródła
drukowane lub dostępne w Internecie:
Andrews
Cutler J.,The North Reports the Civil War,Pittsburgh 1955.
Andrews
Cutler J.,The South Reports the Civil War,Princeton 1970.
Battle
Laura E.L,Forget-me-nots of the Civil War, St. Louis 1909.
Battles and Leaders of the Civil War, Being for the Most Part
Contributions by Union And Confederate Officers,red.
C.C. Buell i R.U. Johnson, Nowy Jork 1887.
Bull Run, rękopis, John C. Tidball
Papers, Archive of United StatesMilitary
Academy, West Point.
Great
Presidential Decisions. State Papers That Changed the Course of History,Nowy
Jork 1959, s. 245.
Johnston
Joseph E.,Narrative of Military Operations During the Late War Between the States,Nowy Jork
1874.
Longstreet
James,From Manassas to Appomatox,Filadelfia 1896.
The Memoirs of Colonel John S. Mosby, red. C.W. Russell, Boston 1917.
Official Records of the Union and Confederate Navies in the War of the
Rebellion,
Waszyngton 1894-1927.
Patterson
Robert,A Narrative of the Campaign in the Valley of the Shenandoah in 1861,
Filadelfia 1865.
Sherman
William T.,Memoirs of General W.T. Sherman, Nowy Jork 1990.
The War of Rebellion. A Compilation of the Official Records of the Union
and Confederate Armies, Waszyngton 1882-1900.
Opracowania:
Catton
Bruce,The Centennial History of the Civil War,t.1:The Coming Fury, Nowy Jork 1961.
Confederate Military History, red. Clement A. Evans, Wilmington 1987-1989.
Coulter
Merton E.,The Confederate States of America 1861-1865,Baton
Rouge 1950.
Davis
William C.,Battle at Bull Run. A History of the First Major Campaign of the Civil
War,Baton
Rouge 1981.
Davis
William C.,Prelude at Blackburn's Ford,"Civil War Times", 1977, nr 16, s.10-22.
Drake
William H.,First Battle at Bull Run, Dundee 1967.
Foote
Shelby,The Civil War. A Narrative,t.1.From
Fort Sumter to Perryville,
Nowy Jork 1986.
Gaff
Alan D.,If This Is War. A History of the Campaign of Bull's Run by the Wisconsin
Regiment Thereafter Known As the Ragged Ass Second,
Dayton 1991.
Gibbs
George A.,With a Mississippi Private in a Little Known Part of the Battle of the
First Bull Run and at Ball's Bluff,"Civil War Times",
1965. nr 4, s.42-47.
Hankinson
Alan,First Manassas 1861. The Battle of Bull Run,
Nowy Jork 2000.
Korusiewicz
Leon,Wojna secesyjna 1860-1865, Warszawa 1985.
McDonald
Joanna M.,We Shall Meet Again. The First Battle of Manassas July 18-21, 1861,Nowy Jork 2000.
McPherson
James M.,Battle Cry of Freedom. Civil War Era,Nowy
Jork 1988.
Oates
Stephen B.,Lincoln, Warszawa 1991.
Shier
Maynard,The Battle of Falling Waters,"Civil War Times", 1977, nr 15, s.16-26.
Wait
Eugene M.,Bull Run and Beyond,Huntington 2001.
Wert
Jeffry D.,Johnston vs. Patterson. The Valley Campaign of 1861,"Civil
War Times",
1978, nr 17, ss. 4-6, 8-11, 41-44.
Williams
Harry T.,P.G.T. Beauregard. Napoleon in Gray,Baton Rouge 1955.
Wise
Jennings C., TheLong Arm of Lee. The History of the Artillery of the Army of Northern
Virginia,t.1:Bull Run to Fredericksburg,
Lincoln 1991.
Zaremba
Paweł,Historia Stanów Zjednoczonych, Warszawa 1992.